1. Paranoja.
Szaleństwo. W lewej kolumnie najświeższych
wiadomości - miażdżą, donoszą, demaskują. W prawej - skamlą i ostrzegają, że
natarcie, że cywilizowany świat powinien drżeć, bo bestię na łańcuchu trzymają
resztkami sił nieustraszeni obrońcy ziemi świętej. A ja dostaję oczopląsu i nic
nie rozumiem. Jeśli jest tak dobrze, to czemu jest tak źle?
2. Sraczka.
Zgroza. Trwoga! Nowy wariant. Mutant z
rodziny. Najtoksyczniejszy i najbardziej zaraźliwy. Kapłani zagłady wieszczą mu
niezwykłą karierę już za kilka dni. Dotychczas spacyfikował aż dwóch swojaków.
Dzielni byli. Twardzi. Zamiast lamentować - wydalili wariant i wrócili do domu.
Być może nie wiedząc nawet, że mutant swobodnie wymyka się spod kontroli
szczepionki! Tak jakby wcześniejsze tego nie robiły. W pakiecie objawów
występuje budząca oczywistą grozę sraczka – nie utrzymasz bracie takiego w
jelitach. Największy twardziel wydali!
3. Mikrus.
Ogólnodostępny, żeby nie powiedzieć
przymusowy test na szczęśliwość odgórnie zaplanowaną. Twój dowód osobisty może
zostać (i niechybnie zostanie) zaczipowany. Po wielkiemu cichu, choć
„szczęśliwcy” zauważą ostrzeżenie wytłoczone na plastiku w postaci fioletowego
znaczka. Co czip będzie robił i komu wiernie służył – o tym na razie cichosza.
Za to ustawodawca negocjuje z bankami i podległymi urzędami jakieś opcje
również dla Ciebie. Przyznaj że już się cieszysz bez umiaru?
4.
Ludojad.
W Bałtyku, prócz hodowlanych rekinów,
innych chyba nie ma. Co nie oznacza, że kąpiel jest bezpieczna. Tatuś mocząc
dziecię w niezbyt słonej wodzie został zaatakowany przez bakterię, a ta
korzystając z długotrwałej i międzynarodowej diagnozy – pożarła mu nogę.
Szczęśliwie(?) dramatu nie ma. Bez konsultacji panu obcięto by nogę już
wcześniej. A tak zachował ją – szkoda, że ogryzioną do kości.
5. Kto
komu.
Niemce znów na cenzurowanym. Nie chcą
dobrowolnie się rozbroić. Jako jedyni. Najwyraźniej pamiętają słowa nowożytnego
cara, że pancerna pięść Moskwy, jeśli tylko zechce, w trzy dni osiągnie Berlin.
Tymczasem Warszawa, która notabene jest ciut bliżej Moskwy – nie ma takich
zahamowań, ani wątpliwości. Ciekawe, że czołgową szóstą potęgą zjednoczonej Europy
jest Szwajcaria posiadająca ponad 130 Leopardów drugich – naturalnie neutralnych, więc
nieosiągalnych dla żadnej ze stron konfliktu.
6.
Waluty.
Bo o pieniądzach, szczególnie cudzych, każdy lubi. Trochę z zawiści, trochę pod wpływem małżonki mówiącej „Widzisz? Mógłbyś też, ale wolisz gazetę czytać”. Drogie eurosy, frankole szybujące na szczyty Alp. Ale i niemal oswojone przez peerelowskich cinkciarzy dolce kwitną zachwycająco. Najwyraźniej dobroczynność amerykanów ma zbawienny wpływ na kurs ichniej waluty. Trzeba tylko umieć pomagać. Nie tak, jak głupi Europejczycy – dawać od serca wszystko, co w domku znajdą. Polskie „zastaw się, a postaw” – działa. Rozdajemy, czego nie mamy. Amerykanie pomagają subtelniej. Łaskawie zgodzili się nie korzystać z ruskiego gazu i ropy, po przyjacielsku oferując własną kilka razy drożej. Z uznaniem kiwają głowami, kiedy wypychamy na wschód każdą broń, z której da się choć raz wystrzelić i w zamian chętnie sprzedadzą nam własny złom. W offsecie najchętniej. Bo kto to widział przyjaźń, na której zarabia się tylko raz?
7. Ciepło, cieplej…
Aby poczuć różnicę, wystarczy obniżyć
temperaturę na osiem godzin dziennie. O siedem stopni. Wychodząc z pokoju na
chwilę, albo do pracy. Kto nie próbował, ten się nie dowie. Dziesięć procent
forsy z rachunku zostaje w kieszeni. Tak twierdzą amerykanie, więc nie byle
kto. A przecież w chłodnym człowiekowi lepiej się myśli. Jest żwawszy i z konieczności
ruchliwy. Czasem przytulny, jeśli ma obok kogoś, do kogo warto. Przy inflacji
na poziomie piętnastu-dwudziestu procent najlepszą formą oszczędzania
wydawałoby się jednak zrobienie przedpłaty. Stuprocentowej. I zamiast kręcić
bez końca gałkami w poszukiwaniu oszczędności, gnuśnieć by można w nowym ciepełku
za starą forsę, nie martwiąc się, że przemarznięte mury, zawilgotniałe ściany,
grzyb, przedwcześnie niszczejące farby, tapety, boazeria – też kosztują. Gdyby
tylko mieć taki grosz na zbyciu… ech!
8. Fauna
lokalna.
Wilcy padają w zielonogórskim interiorze – ostatni zamierzał
chyba skorzystać nocą z drogi szybkiego ruchu i nie dostosował prędkości do
warunków, albo był nieodpowiednio oświetlony. Padł, a sprawca zbiegł
niezwęszony przez watahę. Lisy dla odmiany, zamiast się szwendać po niebezpiecznych bezdrożach
– zwiedzają Wawel. Patriotycznie. Elegancko. Pełna kultura i szacunek.
9. Wiedzą
trzeba się dzielić.
Najwyraźniej pan Bill wziął sobie do
serca samarytańskie zasady i trzasnął drzwiami prywatnego samolotu, żeby
podzielić się wiedzą z Australijczykami. Bo ON JUŻ WIE. I chce, żeby ONI też
wiedzieli. Będzie następna pandemia. I wyjdzie spod ludzkiej ręki. Czyli o
litości mowy być już absolutnie nie może. Biedna Australia. Wolałbym, żeby pan
Bill do nas nie przyjeżdżał. Najlepiej nigdy. Podobno w dalekiej Ameryce nakupował
już gruntów rolnych o łącznej powierzchni wystarczającej do przeniesienia tam
sześciu europejskich państw. Tych mniejszych, ale jednak CAŁYCH! Nie powiedział
w jakim celu, bo rolnikiem raczej nie zostanie – specjalizuje się raczej w
drukowaniu jedzenia, mięsie bezmięsnym, gmeraniu w genach roślin i zwierząt,
hodowli robaków i temu podobnych atrakcji mających usprawnić masowe dostawy
żarcia dla motłochu.
10.
Reklama.
Bez niej prasówka byłaby naga, jak supermodelka w teleobiektywie zaprzyjaźnionych paparazzich. Jedna pani zademonstrowała odzieżowe wcięcie, umożliwiające swobodną kontrolę higieny stref intymnych, niestety zasłaniając obszarem kontrolowanym egzotyczne krajobrazy. Inna obnażyła się niemal doskonale, lecz przebiegle okryła strategiczną nagość produktem pierwszej potrzeby, pod wpływem drobnej zachęty wystarczającej na wykarmienie Konga do końca świata i jeden dzień dłużej. Trzeba uważać, żeby administrator strony nie założył blokady za nadmierną frywolność fotek z luksusowych wycieczek. Następna prezentowała nocne koszule i gwarantowała, że każda niewiasta będzie księżniczką, gdy tylko taką założy. Kto jak kto, ale kobiety wiedzą najlepiej, że wyglądać trzeba. Bo pierwszego wrażenia drugi raz się nie zrobi. I dlatego pani o wyprasowanym dokładnie mózgu i ciele wyrzeźbionym skalpelem pojechała na wakacje do Turcji, żeby tam, po okazyjnych cenach, „zadbać” o zęby. Etap pierwszy polegał na spiłowaniu trzech czwartych zawartości paszczy… Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania. Glonojad-ludożerca, albo tasiemiec uzbrojony – widok zmiękczający kolana. Nie-do-opowiedzenia. Więc warto w świat uderzać, choćby po nowinki medyczne.
Gdy zaczęła się wojna w/na Ukrainie wielu moich znajomych odnawiało zagraniczne znajomości, w razie czego.
OdpowiedzUsuńCiekawe czy zrobił ktoś badania, ilu naszych rodaków emigrowało w obawie przed skutkami wojny?
jotka
może warto samodzielnie pogrzebać w poszukiwaniu informacji? nie wszystkie wieści są "wygodne" dla oficjalnych źródeł.
UsuńI po co w tym tygodniu kupowałam gazety? Wystarczyło przeczytać Twoją Prasówkę. Nie dość, że wszystko, to jeszcze dowcipnie...
OdpowiedzUsuńsporo wieści zostało nienaruszonych - usiłuję zmieścić się w dekalogu. a korzystałem z oficjalnej strony wirtualnej polski - polskiej tylko z nazwy ale jednak. może warto poczytać konkurencyjne doniesienia.
Usuń