Ubrała
mnie w gazety i przepasała sznurkiem, raz wcześniej używanym i tylko z dwoma
supłami zlokalizowanymi gdzieś tak, że wbijały mi się w nerki. Ale nie była
złośliwa wcale. Skąd miała wiedzieć, że tego dnia spadnie deszcz i czarne
literki przykleją mi się do wszystkiego, nie pomijając intymności i wstydu…?
Deszcz
był bezlitosny. Kiedy już znudził się pisaniem anonimowego donosu na mojej
skórze zmiękczył papier i obnażył moje kształty. Podobać, to mogłem się chyba
tylko sobie. Chorobliwie chudy, kanciasty i niezbyt starannie wykończony.
Wszędzie coś sterczało z kadłubka i to niezbyt estetycznie. Gazeta poczuła się
zniesmaczona i w drobnych fragmentach spadała ze mnie popełniając detaliczne
samobójstwa na chodnikowych płytach. Teraz, to dopiero żałośnie wyglądałem,
kiedy literki zebrane w drobne kopczyki ześlizgiwały się ze mnie, ścierając
całe strofy, wcześniej wygrawerowane na mnie. Nie mogłem się zdecydować, czy
ratować wstyd, czy treści dotąd nie przeczytane. Niebo grzmiało, aż echo odbite
od mokrej nawierzchni zawracało w chmury, piętrząc warkot w nieskończoność
powieleń.
Sznurek
z dwoma węzełkami wisiał na mnie smętnie, jak zwiędnięty. A ona patrzyła nieco
wystraszona i w jej coraz większych oczach widziałem mglistą wilgoć przeprosin.
Nie do końca była jednoznaczna, gdyż wzrokiem trącała moją pobazgraną nagość, ledwie
ciekawość kryjąc pod rzęs trzepotem. Nie stać mnie było na nic więcej jak
bezradność. Trudno mówić o zgodzie, czy proteście, kiedy
niemoc owładnie ciało. Trwałem i tyle. Jak zapomniana na przystanku paczka,
której nikt nie ośmielił się nawet kopnąć z obawy, że kryje cegły, skisłe mleko,
bądź niewybuchy.
Wystarczyła
chwila, żeby było jeszcze gorzej. Obcy w skórzanym kapeluszu pojawił się na
chodniku i widząc z jakim pietyzmem ona rozszyfrowuje treści – dołączył. Po nim
przyszła jeszcze jakaś starsza pani i trącając pana w kapeluszu laseczką
poprosiła o czytanie na głos, bo jej wzrok nie pozwalał na wiele. Czułem się
jak odezwa wojenna rozwieszona na wrotach ratuszowych, albo lista przyjętych na
renomowaną wyższą uczelnię. A byłem tylko nagim nygusem pobazgranym topniejącą
farbą drukarską i przepasany sznurkiem, który teraz wyglądał na kompletnie
wycieńczonego. Potem przyszły trzy rozszczebiotane nastolatki i wilgotnym czubkiem
parasola wskazywały na mnie pojedyncze litery układając nowosłowa i chichocząc
przy tym. Łaskotało. Na szczęście. Mogły być mniej delikatne i wyrzeźbić we
mnie kratery nieuleczalne. Szybko się znudziły i poszły do swoich nastoletnich
spraw. Mojego życiorysu starczyłoby na całą trójkę, więc
inaczej jak w trójkę zainteresowane być nie mogły. Starsza pani okazała się być
nie tylko krótkowidzem, ale i osobą
słabo słyszącą, a pan w kapeluszu dysponował dykcją i mentalnie był
przygotowany do melorecytacji, a nawet improwizacji. W deszczu i pod wiatr.
Wyczynowiec.
Rozpoczął
inwokację ku zachwytowi onej, pobocznie zdobywając poklask babci, wybijającej
arytmiczne oklaski laseczką o betonowe płyty. Nie sądziłem, że tyle liter pozostało
na mnie. A on czytał i czytał, jakbym był pięcioksięgiem o intrygującej fabule.
Dopiero, kiedy pod pachy mi zaczął zaglądać i kuksańcem starał się wymusić
rozchylenie pośladków w poszukiwaniu zabłąkanych wersetów uznałem, że
przesadził z zapałem czytelniczym. Może jeszcze z jelit wydobędzie posłowie,
albo inną recenzję autorskiego żywota? Wzorem gazety – roztopiłem się w deszczu
i spłynąłem w niekształtną kupę na chodnik.
W
sam raz nadeszła straż miejska i na wszelki wypadek udokumentowała dzieło
wieńcząc serię służbowych fotosów sutymi mandatami za zbiorowe zanieczyszczenie
przestrzeni publicznej. Babcia protestowała, ale ramię sprawiedliwości
schwytało ją za kark, aż zakwiliła i umilkła pod presją prawa. Pan
w kapeluszu mielił właśnie w zębach ostatnie zdania, ale niechybnie oszukiwał i
od siebie dośpiewywał epilog nafaszerowany przekleństwami na szpetny los, moją przebiegłość i strażniczą
bezwzględność. Ona tylko się śmiała i mandatem okryła moją (gównianą obecnie)
nagość.
Jakie piękne są "detaliczne samobójstwa" i "literki zebrane w drobne kopczyki"!
OdpowiedzUsuńnaprawdę? miło że znalazłaś coś dla siebie w tym "żarciku".
UsuńNaprawdę. Cudeńko.
Usuńco taki deszcz potrafi zrobić to ludzkie pojęcie przechodzi.
UsuńA gdy człowiek rozbierze się z tych swoich kulturowych naleciałości i wszelkich posiadłości , to może się okazać, że albo coś albo nic -pozostanie.
OdpowiedzUsuńna przykład kupka... pachnąca niekoniecznie miętą.
Usuń