Senne
kobiety w wielkich okularach i lekkich sukienkach. Mężczyźni o życiorysach
obłamanych z wiary, nadziei i miłości. Dźwigający torby pełne niczego, co warto
przekazać potomnym. Restauracje wychwalające menu z drugiego końca świata,
kiedy nie wiem, czy te miejsca nie są przypadkiem jedynie fabułą niekończącego
się serialu o tym-co-tam-być-może. Dziewczyna w traperach trawersuje gołoborze
granitowej kostki na skrzyżowaniu jęczącym aż pod naciskiem głodu lewiatanów komunikacji
zbiorowej. Zapewne jej buty nigdy nie poznają szorstkiej szczerości górskich
bezdroży, czy leśnych ostępów. Kolarze o widnokręgu zawężonym do kilku ulic
wdychają pokusę gorącej skórki pieczywa, którego smak został zastąpiony
aromatem. Latarnie łowiące nikły cień przemykający alejkami parku dogorywającego
niespiesznie w gęstych tumanach spalin. I nawet deszcz się zapodział nie
wiedzieć gdzie i komu. Tylko długonoga zielononóżka tańczy na przystanku taniec
radości, śpiewając do wtóru telefonicznym melodiom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz