Amatorska
hodowla.
Czwarty tydzień w słoiku przykrytym
sterylną gazą dojrzewały pomysły. Każdego ranka modrzewiową szpatułką mieszałem
starannie, żeby mi nie spleśniały zanim nadejdzie ich czas. Dzisiaj o brzasku
zakiełkował pierwszy.
Zaborca.
Zamarzyła mi się przestrzeń - niekomercyjna,
prywatna jak tylko się da. Knułem i knułem, jak wykroić z publicznej
przestrzeni rąbek dla siebie. Urżnąć i skolonizować na użytek własny.
Ta
jedyna.
Na wypadek strat w tajnym laboratorium zgromadziłem
ich całe stadko, choć finalnie potrzebowałem jednej. Każdy wie, że trzeba mieć
rezerwę, bo mało który egzemplarz przetrwa udomowienie. A najtrudniej tresuje
się ludzkie samice.
Spółka z
ograniczoną pojemnością.
Za drobną opłatą, w knajpie, przy piwie,
archiwizowałem cudze złudzenia. Można je było bezpiecznie zdeponować w
zakamarkach mojej pamięci i odwiedzać cyklicznie, a nawet impulsowo. Usługa
cieszyła się takim powodzeniem, że musiałem wywalić własne na śmietnik.
Agrokultura.
Każdej nocy przychodziła kraść mi nasienie i umiaru nie znała. Wreszcie zapytałem, po co jej aż takie zapasy. Odparła, że o poranku sadzi je w dyskretnym cieple coraz to innej bruzdy, szukając płodnego podłoża.
Jeżeli cena jest umiarkowana to chętnie zarchiwizuję swoje złudzenia w bezpiecznym miejscu. Może kiedyś jeszcze się przydadzą?
OdpowiedzUsuńcóż... sprawę trzeba oprzeć o bufet.
Usuńpiwa i pacierza - nie odmawiam...
Oj sporo tych słoików w amatorskiej hodowli...Albo może jeden bez dna?
OdpowiedzUsuńchyba ten z wyobraźnią. coraz to inna plama się rozlewa i zmierza w bardzo niepokojących kierunkach.
UsuńA ja myslałam, że jak te pomysły dojrzeją, to zaczną fermentować i wykipią ze słoika. Coś jak drożdże.
OdpowiedzUsuńa potem kac i uzależnienie? nie - dziękuję
Usuń