Noc skruszała. Popękała na drobniejsze
fragmenty, które wiatr przesuwał z mozołem, ciągając bliżej brzegu, jak w
takiej starej grze, mającej na celu ułożenie kwadratu magicznego z pełnym
ciągiem cyfr wijących się w nieprzypadkowej kolejności. W mroku mijały się
jakieś zdawkowe „dzień dobry” i soczyste przekleństwa. Psy skraplały się
beznamiętnie, bułki pachniały, a w gęstwinach gałęzi ćwierkało coś czarnego niczym
kos. Musiało minąć trochę czasu, żeby niebo zróżowiało z wysiłku i urodziło
wrzeszczące, czerwone słońce. I minie znów trochę, zanim nieco ostygnie i
nabierze dystansu do świata. Tak już jest ze wszystkim – trzeba się zestarzeć,
żeby rozsądek zdjął krew z oka.
poniedziałek, 2 stycznia 2023
Narodziny kolorów.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Trzeba umieć patrzeć - wtedy widzi się nie tylko kolory ale i ich najrózniejsze pochodne...
OdpowiedzUsuńuczę się nieustająco. czasami coś mi w oko wpadnie.
UsuńKos... już zawsze będzie przypominał mi Twoje pisanie... często trzepotał skrzydłami w Twych opowieściach, dziobał litery, litery które razem tworzyły intrygujący obraz...
OdpowiedzUsuńPuch ze słów...
na osiedlu ich nie brakuje. wstają grubo przed świtem i pogwizdując robią kosie życie ledwie zauważając ludzi.
Usuń