Liczykrupa.
Skrupulatnie taksowała wzrokiem każdego
samca, błyskawicznie sumując wartość biżuterii, tekstyliów i kosmetyków. W
rynsztunku byłem bez szans, więc stanąłem przed nią nagi, naiwnie licząc na
cud. Pogardliwie oceniła moją opaleniznę jako lokalną, podłej kategorii, nie
wartą przychylnego spojrzenia…
Mus.
Media szanować trzeba. Inaczej cię
zmiażdżą. Choćbyś miał rację.
Wyrachowana
wirtuozeria.
Z pietyzmem malowała twarz adekwatną do
strategii na dzisiejszy wieczór. Nie wiedziała tylko, czy wizualizacja będzie wystarczająco
czytelna dla niezbyt rozgarniętego chłopa. Może powinna odważniej przekroczyć
granice smaku, niechby nawet pogrążając się w wulgarność?
Naczynie
bez dna.
Uprzedzali, żeby nie ryzykowała, ale
tak bardzo pragnęła mieć dziecko… Wystarczyła chwila zapomnienia, żeby
wypełniona nasieniem niecierpliwie oczekiwała na cud poczęcia. I choć minęło
dwadzieścia lat wciąż nosi w sobie nasienie, zachodząc w kolejne ciąże, gdy
tylko połóg dobiegnie końca.
Szczypta
ogłady.
Chciała się nim pochwalić, lecz naga prawda
wyglądała zbyt przerażająco i między ludźmi nie miał czego szukać. Co innego otulony
bogactwem, wykwintnie odziany i pachnący francuskimi kosmetykami maskującymi ponurą
rzeczywistość. Teraz wreszcie piekielny rodowód nie wykluczał go towarzysko.
Ciekawe, ile warta jest opalenizna z solarium w kontekście pierwszego akapitu?
OdpowiedzUsuńnie mam bladego (hi hi) pojęcia. zawody w cuglach wygrał pan z opalenizną genetycznie naturalną i opakowany w rozmaite armanie czy kalvinokleiny guccie i takie tam sprawy. ja tylko obserwowałem sprawność tego żywego abakusa.
Usuń