W zajezdni dla hulajnóg, w podcieniach
cokołów dla piaskowcowych lwów przycupnęło dziewczę rozłożyste, pupę
rozkładając na trzech sąsiadujących hamulcach, a rozpacz na całą okolicę.
Wzdychało przy tym ciężko, nie patrząc nawet na monitor łaszącego się do jej nóg
telefonu. W tramwaju cieleśnie opancerzona niewiasta nonszalancko dźwigała
srebrzysty futerał na pancerfausta. Okazało się, że o poranku miała ćwiczenia
na poligonie miejskiej filharmonii, więc wysiadła stosownie. Jej miejsce
natychmiast zajęła wygłodniała nastolatka, która dłonią mówiła więcej, niż
szybkostrzelnym językiem. Treść spływająca z paznokci wykończonych na francuską
modłę wyraźnie zniesmaczała jej koleżankę i skłaniała do pogardliwego wydymania
warg.
Słońce czaiło się jeszcze za nisko
wiszącą wstęgą chmur, a kieszonkowe psy ubłacały własne podwozia na mokrych granitach
ulicy. Stadko saren wydziobywało coś ze świeżo zaoranej ziemi absolutnie
ignorując cywilizację panoszących się wokół siedzib ludzkich. Może zameldowane
były na ostatnim w okolicy spłachetku kukurydzianych pól i czekały na własne M?
Ja też gardzę manicurem francuskim!
OdpowiedzUsuńjak budowlańcy - gips pod pazurami.
UsuńW tramwajach równie ciekawe obserwacje, co na ulicach!
OdpowiedzUsuńach... cały kalejdoskop
Usuń