wtorek, 2 października 2018

Determinacja.


- Dość! – Anioł otrząsnął się z własnych skrzydeł siedząc na piętach. Ni to siedział, ni klęczał, ale badawczo przyglądał się światu i w jego oczach rosła nienawiść – Za dużo! Jest ich za dużo. I zamiast pożreć słabych, zaczynają ich bronić. Pielęgnować niedołężność i kalectwo! Tak nie może być! Świat tego nie zniesie na dłuższą metę! Co się dzieje z tymi zwierzętami?

Westchnął zbyt odważnie i na Pacyfiku podniosła się fala tsunami, która nieznacznie ograniczy chwilowy przyrost naturalny w Indonezji. Ale to dopiero za tydzień, kiedy fala skumuluje wściekłość i dopłynie. A Anioł oczy ma gorące już teraz. I niecierpliwość, jakby świat miał dzisiaj właśnie obowiązek dorosnąć do jego wizji, lecz uparcie trwał w zapieczonych przyzwyczajeniach i tradycyjnej głupocie. Trochę się zasępił, bo żaden szef nie lubi słuchać o porażkach i źle znosi nawet napomknienie o takowych. Przecież dostał do dyspozycji wszystko. Moc sprawczą, możliwości nadnaturalne i nieskończoną ilość czasu. Nie. Anioł nie będzie zawracał głowy Szefowi. Wielkiemu Szefowi, który innych szefów trzyma pod butem i chichocze tylko, kiedy ci się szamoczą, licząc, że uda się umknąć niepostrzeżenie i broić. Dzieci… Po prostu niesforne dzieci. A Anioł ma pełnoetatowo dbać o porządek w tym właśnie świecie, który taki niesubordynowany. I płodny, jakby celem życia być miało rozsianie genów jak tylko się da najszerzej. Parzą się wszyscy i wszędzie. Jak króliki, jak wirusy mnożą się wciąż. Bez ograniczeń rasowych, kulturalnych, czy nawet wyznań. Jeden wielki burdel. Międzypokoleniowa wymiana doświadczeń i nasienia, owulacja z dedykacją dla hipotetycznego wnuka lub dziadka, konsumpcjonizm i sprzedajność. Dziewictwo z gwarancją jakości licytowane na publicznych aukcjach. Handel wymienny i prostytucja małżeńska, dyplomatyczne wojny o dostęp do niemierzalnych magazynów członków i wagin egzotycznych. Też spragnionych dóbr ekonomicznych i poklasku. Zachwytu.

Z Anioła pierze sypało się jak ze świątecznej gęsi, kiedy pomarszczona dłoń nawykła latami pracy drze je, żeby nic się nie zmarnowało, bo pierzyna dobrze puchem nabita pozwoli dłużej utrzymać ciepło pomiędzy udami, a esencjonalny obiad podtrzyma gasnącą sztywność członka. Ale Anioł tego nie widział. Chwycił w rękę jakiś przelatujący niż i czoło otarł z potu. Kiedy odkładał go na miejsce już zanosiło się na kwaśne deszcze nad Nowym Jorkiem, ale tego nie byli w stanie przewidzieć meteorolodzy, więc Wielkie Jabłko lada moment zostanie zaskoczone żywiołem anielskich wypocin i najdroższe pończochy świata będą musiały stawić czoła toksycznemu opadowi. Przegrają, tak jak przegrywają jedwabne krawaty i włoskie buty ze skóry zwierząt hodowanych na długo dojrzewającą szynkę.

- Długo dojrzewającą! – Anioł szyderczym śmiechem parsknął – Długo!

On do tej pory pochylał się nad światem zaledwie raz na pokolenie i to na ogół było działanie zbyt pochopne, ale jako młody Anioł nie mógł sobie pozwolić na lekceważenie. Najzwyczajniej w świecie bał się Szefa, więc zaglądał i odchodził z rosnącym przeświadczeniem, że jest zbyt aktywny, że nadgorliwy. Nie umiał zarzucić tej działalności. Pchnięty jakimś szatańskim podszeptem dzisiaj właśnie policzył stadko pasące się w jego latyfundiach, bo ostatnio odrobinę się zaniedbywał. Cóż – więcej niż odrobinę i więcej niż ostatnio… A że z matematyką był na bakier od maleńkości (czyli tak z grubsza z okresu przed zdefiniowaniem zera przez podległą mu trzódkę), więc nie przyszło mu to łatwo.

Jednak dzisiaj postanowił ukarać siebie za lenistwo i przeprowadzić działanie jako pokutę za własną arogancję. Swoisty post. Rehabilitacja. Wydatek energetyczny, który miał mu pozwolić zachować ciało i umysł na poziomach stabilności i równowagi. Żeby krok był sprężysty, a umysł giętki… Może odwrotnie być miało? Anioł nie należał do intelektualnej elity, jednak bardzo niechętnie się do tego przyznawał. Nawet przed Szefem, który i tak wiedział z góry, a tylko dlatego przydzielił mu tak niepozorne włości, że to stadko łatwiejsze było do przewidzenia od innych. A on mimo to sobie nie poradził. Aż chce się zakląć z pasją! Pewnie nie pierwszy raz został zaskoczony, jednak tym razem tak, że nawet jego umysł pojął ryzyko dalszej ekspansji genetycznej. Prosta prawda makroekonomii głosi, że nadprodukcja wywołuje kryzys. Kryzys wywołuje zamieszki, a zamieszki… Cóż – te lubią wymykać się spod kontroli… Tak mówi historia… Ponoć… Jeśli się ją zna, co w końcu oczywistością nie jest.

Przysiadł na zadzie i zaćmił księżyc, bo przecież bezkarnie włóczyć się po wszechświecie nie można – duch pana Newtona pogroził mu przeźroczystym paluszkiem przypominając trzecią z zasad dynamiki. Znów chciał pot otrzeć, ale niż już się rozszalał nad wioską i do użytku raczej się nie nadawał. Ściągnął aureolę, żeby choć tak ochłodzić łeb i trzepnął nią o atmosferę. Jakby beret z pajęczyn o drzewo otrzepywał. Szef na szczęście przewidział taką wersję zdarzeń, bo atmosfera rozłożyła ową niespodziewaną porcję energii na drobniejsze składowe i poprzez niezamieszkaną sawannę afrykańską doładowała jądro ziemi serią iniekcji elektrycznych wdzierających się pod sukienkę geografii z łatwością wynikającą z przewagi sił. A potem (wbrew ziemskim zwyczajom) energia zapłodniła jądro, które zawirowało radośnie i beztrosko w niezmiennym cyklu 24/7 potulnie uwzględniając lata przestępcze. Stadko owieczek, gdzieniegdzie dyskretnie, a w innych miejscach entuzjastycznie i z piskiem przeniosło się pod zadaszenia, gdzie z powodu niedostatków stabilności elektronicznej oddało się analogowej kopulacji zarówno spontanicznie, jak i z wyrachowaniem. Każdy powód może być dobrym pretekstem, żeby podzielić się z bliźnim materiałem genetycznym i cyniczną radością. Względnie wymienić politycznymi prerogatywami.

Anioł zasępił się i wydawało się już, że wstrzyma słońce i ziemię, bo stać go było na to. Skoro jakiś chłystek ziemski pozwolił sobie na podobną rozmiarami perwersję, to czemu Anioł nie miałby być bardziej godnym w zakresie strategicznych ruchów ciał niebieskich z nazwy? Popadł w przydum i siedział na jakimś barankowatym obłoku, aż jego odwłok zdusił materię do czerni zwiastującej gradobicie we wschodnich Indiach, która następnie pozbawiła ciągu dalszego życiorysów siedemnastu świętych krów, trzy małżeństwa (w tym jedno nieślubne) i posąg Boga od nie-wiadomo-czego. Teraz może Aniołowi przypomnieć się zostawiając wizytówkę, zanim odpłynie w krąg diabelskiego młyna reinkarnacji.

Myślał tak wieczność całą, co w ziemskich kategoriach przełożyło się na jeden rok przestępny z ogonkiem, plus jakieś anomalie niesystemowe typu globalne ocieplenie, dziura ozonowa - wciąż żywe jest podejrzenie, że anielskie pierdy rozwierciły w końcu zabezpieczenia Szefa Wszystkich Szefów, który nie dorósł do myśli, że ktoś może tak zaciekle i zajadle forsować zabezpieczenia, które miały odeprzeć ataki niesubordynowanych ciał astralnych i odprysków gwiezdnych wojen. Anioł widocznie gnił od środka w bezruchu i nadwyrężył nawet boską cierpliwość. ONZ i inne instytucje (ponoć nonprofit) debatowały przy stołach zbyt bogatych, by przynieść rozwiązanie, a Anioł debatował jako solista zawieszony tak wysoko nad orkiestrą, że nawet teleskop Hubble’a nie był w stanie zbadać samopoczucia Anioła, ani nawet pod sutannę mu zajrzeć, czy przypadkiem od nadmiaru myśli skoncentrowanych punktowo nie nabawił się cellulitu, albo czy nie zapomniał zmienić bielizny (kto miałby mu ją uprać tak daleko od służby, mydła i czystej wody?).

A kiedy już Anioł zaczął przypominać Buddę w szczytowej formie fizycznej nastąpiło rozwiązanie. Żeby było jasne – rozwiązanie problemu, bo Anioł wreszcie wygenerował z siebie zalecaną, indywidualną strategię. Na jego miarę, bo trudno wymagać od prostego pasterza dalekosiężnych, przewrotnych i perfidnych rozwiązań z piekła rodem, posiadających siódme dno i tryliony opcji rozproszonych po wszechświecie prawdopodobieństwa pomiędzy zerem i jedynką tak bardzo, że nawet rachunek prawdopodobieństwa ukląkł z rozpaczą i sapnął, nim przystąpił z wysiłkiem do prób oszacowania jakichkolwiek nadziei na sukces.

Anioł zalecił światu dietę. Systemową, wielostopniową i złożoną z tak wielu dyspozycji, że musiał zakasać sukienkę i samemu nadzorować realizację. Samotnie nawet. W końcu nie chciał się skarżyć Szefowi, a pochwalić sukcesem, więc postanowił stać się tytanem pracy i osobiście sprawować nadzór nad realizacją wytycznych perspektywicznego planu uwolnienia ludzkości od tego barokowego rozpasania. Na pierwszy ogień poszła władza i administracja. Istniało ryzyko, że rozsądek i mocna ręka potrafi unicestwić anielskie plany, więc na początek narodem wybranym stały się szeregi policji i samorządu – niech się rządzą – ale sami i w dotkliwym niedostatku. Żeby najzdolniejsi popełnili samobójstwo, bądź uciekli w szarą strefę. Niech zostaną mierni i bierni, byle ideą namaszczeni po kres wiary. Żeby w gąszczu przepisów, wytycznych, interpretacji i precedensów karali dotychczasową aktywność do bezapelacyjnej śmierci głodowej włącznie (hmm… może lepiej byłoby powiedzieć WYŁĄCZNIE?).

Później popatrzył na ekstremistów i namaścił organizacje. Przykładowo – Briggate Rose, Młodzież Wszechpolską i inne szczepy rozsiane po świecie, nafaszerowane testosteronem tak bardzo, że tylu wolnych rodników nie posiada żaden wytrysk ludzkości. Szczęściem jednostki były naznaczone i łatwo je Anioł zpozycjonował – po szerokości jednostki miały większy rozmiar niż po wysokości, a do tego ciała skażone zostały aplikacją podskórnego atramentu tak bardzo, że trzeba było bardzo dociekliwej kobiety, żeby odkryła fragment nie zabazgrany plebejskimi hasłami i grafiką z pogranicza kiczu. Anioł nie zapomniał o płci niegdyś pięknej, lecz dzisiaj też skażonej wyznaniami w mantrach podskórnych tak rozległych, że do ich odczytania niezbędna była totalna depilacja. Oni właśnie, dokarmieni ideologicznie, mieli za zadanie zwalczać każdy objaw odmienności. Piętnować ostrzem starość, kolor skóry, wyznanie, cokolwiek, bo każdy pretekst był dobry. Byle piętnować ostatecznie i bez szansy na apelację. W drugim etapie należało przywrócić brak wiary pomiędzy płciami. Niech łypią oczyskami i cenią się wsobnie tak bardzo, żeby szans nie dać drugiej stronie na zbliżenie. Za żadną cenę czy obietnicę. Niech bliskość zacznie być wadą, a nie zaletą. Niech autoerotyzm i monopłciowe namiastki staną się jedynie słuszną prawdą. To przecież tylko kwestia czasu i kilku zdeprawowanych jednostek, które stać na większą odwagę, żeby chwalić się tym, co inni starannie ukrywają.

Niech flotylle plemników przemierzają niebyt, niech płodne jaja bezwstydnie świecą daremnym blaskiem na nieskończonym nieboskłonie, a kurs zawsze wiedzie na manowce. Niech pożywka zaniknie, niech jedynym pokarmem stanie się białko nieszczerze uśmiechające się po drugiej stronie pustego talerza. Niech bliźni stanie się ostatnią deską ratunku. Nie dla gatunku, lecz dla udręczonego żołądka. Niech raj ponownie stanie się rajem, w którym znajdzie się miejsce dla niego i dla niej… Ale nie dla planktonu. Nie dla miliardów. Niech mrówki zbudują raj, niech go zaopatrzą i wyposażą. A potem Anioł – on już ma plan – on wyjmie z szafy kostium mrówkojada… Zeżre wszystko. Każdy nadmiar. Zeżre i pójdzie spać, bo najedzone zwierzęta raczą się sjestą. A Adam i Ewa? Niech zaczynają od początku. Niech sprawdzą, jak sytym był mrówkojad.

Pióra sypały się wciąż, bo Anioł skrzydła miał międzygalaktyczne, a w swojej domniemanej mądrości już ich nie potrzebował. W Petersburgu ktoś nie zdążył dojeść staruszki. Noc była za krótka i zanim skończył z wątrobą wygrał bezpłatny masaż bukowymi pałkami do bejsbola – zatracił się w tej rozkoszy na śmierć tuż obok ogryzka. Jakaś pani w San Antonio postanowiła solowo „obsłużyć" prywatnym stanem posiadania dwudziestu czterech nastolatków – ledwie pięć minut na głowę, a w niereklamowanej promocji AIDS gratis – państwo do dziś funduje hospitalizację, ustawiając strefę bezpieczeństwa, w obrębie której kwarantannę przechodzi ze cztery miliony nieświadomych. Na wyspie miłości ktoś obwiesił latarnie nagimi ciałami, bo nagość jest niezwykle piękna. Zapomniał tylko języki schować i posprzątać fekalia, przez co zwiedzanie galerii powoduje pewien niesmak. Nie do końca estetyczne doznanie. Autor ma niepokoić, wbijać szpile i wyciągać widza ze strefy komfortu. Ktoś ogłosił miasto prywatną twierdzą i zachęca do pracy nad umocnieniami za chudą miskę ryżu… Idziesz? Anioł strząsa z ramion ostatnie pióra, a szafa skrzypi niedwuznacznie – kostium łasi się i przymilnie mruczy, że już czas. Na CIEBIE – Chyba, że jesteś Ewą, lub Adamem…

Jesteś? Moje gratulacje – bądź płodnością nieskończoną póki mrówkojad spać będzie. Bądź proszę. Zanim mnie z mojej lichej nory wyciągnie lepki jęzor głodomora proszę cię – bądź – kimkolwiek jesteś.

28 komentarzy:

  1. Anioły powinny być tylko dobre i przychylne człowiekowi, a może niekoniecznie?

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj, Oko.

    "Anioł nie zrozumie nie wisiał na krzyżu
    i miłość zna łatwą
    skoro nie ma ciała"
    ("Anioł" - Jan Twardowski)
    :)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a dzisiaj za stróża miał robić, ale poczuł powołanie do większych zadań.

      Usuń
  3. O, błogosławione poczucie humoru! Obśmiałam się jak norka. I ja tego anioła nawet rozumiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to dobrze. śmiech nie zaszkodzi.

      Usuń
    2. Pewnie, że nie, bardzo dobrze mi dzisiaj zrobił. Tego mi było potrzeba!

      Usuń
    3. pisząc również poćwiczyłem mięśnie brzucha.

      Usuń
    4. Zatem tym razem się zgraliśmy. I zasługa Twoja tym większa, że dziś miałam nastrój ponury jak noc listopadowa.

      Usuń
    5. to hurra. pomysł wpadł do głowy i z każdym akapitem bawił bardziej. aż żal było kończyć.

      Usuń
    6. Prawie zazdroszczę, naprawdę...

      Usuń
    7. siadaj i pisz ciąg dalszy. kostium mrówkojada, który ma pożreć ludzkość za wyjątkiem wybrańców dopiero czeka na odkurzanie termitiery.

      Usuń
    8. Nie podołam z wstrzeleniem się w klimat. Jesteś niepowtarzalny.

      Usuń
    9. e tam - nie podołam. w końcu ciąg dalszy może być nowym początkiem, a nie kontynuacją. więc nie musi równać w szeregu.

      Usuń
    10. Mózg mi nie chce działać.

      Usuń
    11. trudno. ja na ogół porzucam tematy. i chyba tego nie będę kontynuował. niech zostanie taki niedokończony.

      Usuń
    12. To ja się chyba zawinę w kołdrę i ucieknę w książkę. Cudzą.

      Usuń
    13. Dzięki - muszę uwolnić mózg od przeciążenia. A anioła przeczytam sobie przed wyłączeniem komputera jeszcze raz, chi, chi...

      Usuń
    14. czuję się troszkę jak znachor. leczniczo, czy nasennie?

      Usuń
    15. Leczniczo, leczniczo. Nasennie nie potrzeba mi nic - raczej odsennie.

      Usuń
    16. pomogło? już świta...

      Usuń
  4. Chciałbym być Adamem, ale chyba nie będę, bo nie wydolę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zacznij od znalezienia Ewy. ona podniesie morale - przynajmniej na początek.

      Usuń
    2. Wiśta wio, łatwo powiedzieć...

      Usuń
    3. daj ogłoszenie, powieś billboard na plecach, napisz notkę błagalną - w końcu spodnie nosisz, to i inicjatywą możesz się chyba wykazać. Odezwę do narodu wystosuj (byle nie apel poległych) - coś, cokolwiek - byle działać, to słupki sukcesu od razu zaczną sterczeć powyżej zera, jak nie przymierzając prącie nastolatka.

      Usuń
  5. To raczej anty Anioł. Jeżeli nie należał do intelektualnej elity, a miał tak ogromną moc sprawczą, to strach pomyśleć co by uczynił, gdyby do niej należał. Dobrze, że nie zajrzał do Internetu, bo jakby zobaczył, że bezkarnie piszesz niesamowicie interesujące teksty, to gotów by zhakować Twój blog.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dlatego dostał do opieki i pielęgnowania taki wybrakowany i nieistotny spłachetek terenu. i paru nieudaczników, którzy się snują bez sensu.
      fachura dostałby większy i bardziej nieprzewidywalny świat, a nie taki zaścianek.

      Usuń