Stawiam
lustro naprzeciw i proponuję grę. We dwoje. Bez oszukiwania i kokieterii. Na
czczo. Lustro przypatruje mi się chłodno i chyba nie do końca mi wierzy, ale
ostatecznie się zgadza na rozbieranego pokera. Okrywam się lekkim pąsem (tak
się onegdaj mówiło, a ja o poranku uwielbiam być staroświecka, jak ramy mojego
lusterka), choć wstydzę się raczej swoich myśli, niż nagości. Wiem, że oboje
uwielbiamy moją nagość. I to miejsce, w którym mogłyby wyrosnąć mi piersi. Może
nawet wyrosną, kiedy przestanę być naiwnym dzieciakiem. Dzisiaj lustro grzeje
nogi na zmiętolonym niemożliwie prześcieradle i przygląda mi się złośliwie. Ono
już jest nagie i nie podejrzewam nawet co zdejmie, kiedy przegra rozdanie. Za
to ja mam na sobie jedynie nocną koszulę z rozwiązaną tasiemką i przez
rozchełstany dekolt można dojrzeć pępek, kiedy pochylam się, rozdając karty
upaćkane keczupem, albo dżemem (wiśniowym koniecznie, z tych pierwszych, na
wpół przeźroczystych wiśni).
Nigdy
nie wygrywam z lustrem i dlatego zrobiło się tak zuchwałe. Kładzie się w
ciepłej pościeli i bezwstydnie mnie podgląda. Parskam śmiechem i poddaję się.
Zrzucam materiał i ozdabiam fałszywym jedwabiem dywan, ale karty rozdaję do
końca. Dwa króle na początek, to znak, że przegrana będzie gruba. A może… Może
wreszcie się uda? Lustro wymienia trzy karty i traci tę swoją niewzruszoną
pewność.
-
Mam cię! – aż podskakuję z radości – do moich TRZECH króli dobieram z talii CZWARTEGO!
– Dziś będzie mój dzień!
Odkrywam
własne karty pospiesznie, nie mogąc doczekać się co zrobi lustro. Sięgam po
jego karty. Raptem para dziewiątek… Wygrałam! Pierwszy raz w życiu! I co dalej?
Patrzę na lustro leżące przede mną i już nie takie zarozumiałe. Coś kombinuje,
więc przypominam mu, że miało grać uczciwie.
Lustro
wyglądało na strapione. Leżało zasnute pijaną mgłą pełną tajemnic. Tylko
patrzeć jak zacznie wzdychać. Ale nie. Zebrało się w sobie i zaczęło odtwarzać
obrazy z przeszłości.
Patrzyłam
jak urzeczona na taflę lusterka, przedstawiającą kogoś bardzo podobnego do
mnie i długo trwało, zanim zorientowałam się, że to moja mama. Siedziała naga
przed lusterkiem tak jak ja teraz i śmiała się całkiem tak samo. Obrazek zapadł
się w głębinach lustra i pojawił następny. A potem jeszcze kilka. Na każdym
widziałam nagą dziewczynę uśmiechniętą pełnią szczęścia.
-
Babcia? – pytałam szeptem – To moja babcia? A ta następna… Z nimi wszystkimi
grałoś w rozbieranki? Z każdą kobietą w rodzinie? Ty zbóju! I co teraz? Mnie zapewne
też już masz w pamięci? Tak? Od dzisiaj koniec gierek. Wędrujesz na kredens. I
szykuj się na długą pokutę. Sama nie wiem, czy kiedykolwiek ofiaruję cię córce.
Jeśli w ogóle będę ją miała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz