Tej jednej sprawy nie mogłem powierzyć absolutnie nikomu. Temat był zbyt poważny i mający niebagatelny wpływ na ewentualne ciągi dalsze. Moje, więc nie. Zdecydowałem zająć się tym osobiście i pieczołowicie doprowadzić sprawę do szczęśliwego końca.
Bolało
jak cholera. Nikt nie uprzedzał, że będzie aż tak źle. Płakałem i bluźniłem.
Wytykałem sobie, że powinienem być mądrzejszym. Że mogłem wynająć kaskadera. Suto
opłaconego czeladnika, który poświęciłby się dla mnie i uwolnił od
rozdzierającego bólu.
Jednak
nawet w tak trudnej chwili brzydziłem się półśrodkami i brakiem
profesjonalizmu. Może dlatego, że na prawdziwego fachowca nie było mnie stać?
Dlatego cierpiałem.
Musiałem
urodzić się sam.
Czyżby to był tzw. poród siłami natury?
OdpowiedzUsuńz własnego żebra. albo czegośtam.
Usuń