Noc
dawno zdławiła krzyki pijaczków, kiedy zbudziło mnie pragnienie. Wpół śpiąc poczłapałem
do kuchni, kiedy zamrugał do mnie raczej wiekowy piekarnik. Zignorowałbym
zaczepkę, jednak kusząco świecił błękitem. Wewnątrz falowała woda, rosnąc
błyskawicznie. Przytknąłem nos zapominając o pragnieniu. Wewnątrz zaczynały właśnie
rosnąć algi, a chwilę potem przypłynęły ryby. Wreszcie wodę zaczął bełtać głód
rekinów. Zrozumiałem, że środowisko musi być słonowodne. Nie mogłem pozwolić na
więcej. Znając perfidię świata, ten mógł znienacka zaproponować mi erę wielkich
gadów. Dlatego przekręciłem pokrętła. Maksymalna temperatura, dwie grzałki i
termoobieg. Zakipiało i zaszumiało. Wewnątrz niezmiernie powoli stygła zupa
rybna. Gęsta od ryb i pełna soczystych wodorostów.
Może będzie z niej ryba w galarecie? Tyle soczystości...
OdpowiedzUsuńtrudno wyczuć. żelatyny wystarczy na cały ocean?
UsuńPrzy takim zagęszczeniu ryby w rybie i wodorostów w wodorostach, to i żelatyna moż(rz)e nie będzie potrzebna?
Usuńsuper. niech się robi w takim razie.
UsuńAle czary, świetny wynalazek!
OdpowiedzUsuńjotka
danie jednogarnkowe... znowu gulasz...
Usuń