Morze nie protestowało przeciw powrotom na łono cywilizacji. Dni płynęły spokojnie, wręcz leniwie, statek matka zdawał się sięgać obu krańców widnokręgu, stanowiąc niemiłą zadrę na wszechobecnym błękicie. Zanurzony głęboko pod ciężarem ładunku, mozolnie płynął ku przeznaczeniu. Każdemu potrzebny był czas, by oswoić się z faktami i odpocząć po naprawdę wielkich emocjach na tymczasowej wyspie, którą niechybnie już porwały bermudzkie diabły.
Niemal patologiczna podejrzliwość Niny okazała się zbawienna. Na statku-matce znaleźliśmy uwięzioną załogę pilnowaną przez automaty. Prócz maszyn na statku nie było innego nadzoru. Najwyraźniej kapitan (niech go piekło pochłonie wraz z wyspą) nie dowierzał nikomu, albo nie chciał dzielić się z personelem.
- Skąd miał taki sprzęt? - zachodziła w głowę Nina – Nie wyglądał na krezusa, którego stać na zakup ultranowoczesnych zabawek bojowych.
Piraci w ogóle z nich nie korzystali, uznając cybernetyczne istoty za zbyt łatwe do zmanipulowania, czy unieszkodliwienia. Kapitan jednak skusił się i dzięki nim opanował pokład, nim załoga zorientowała się w czym rzecz. Dopiero impuls pozbawił cyfrowe stwory namiastki życia. Znów złom stał się złomem, bez aspiracji intelektualnych. Załoga… Nina nie mogła jej już zaufać. Wszczepy, wykonane pod przymusem, mimo że unieszkodliwione mogły mieć uśpione uwarunkowania zaimplementowane w mózgach nie podejrzewających nawet zarażenia zewnętrznym imperatywem. Ktoś mógł nimi zdalnie zarządzać. Ktoś (kto?) mógł kontrolować świadomość ludzi poddanych praniu mózgów i ukrywać się w splotach nerwowych do czasu, gdy będą potrzebni posłuszni i lojalni wykonawcy.
Na czas podróży Nina postanowiła udawać, że nie dostrzega ukrytego zagrożenia. Nie chciała prowokować ewentualnego ataku, czy wzbudzać podejrzeń w mocodawcy. Kapitan nie żył, ale zapewne sznurki pociągał ktoś inny. Ostrzegła mnie, bym nie był zbyt wylewny względem tych ludzi i raczej nie mówił zbyt wiele. Emocje minionych dni stygły powoli. Pokładową rozrywką były niekończące się przechwałki kto na co wyda fortunę z pełnego brzucha masowca. Kiedy zarys lądu ozdobił monotonię widnokręgu byłem już mocno znudzony pomysłami ich lordowskich mości, u których poziom perwersji przekroczył wszystko, co śmieli wymyślić twórcy z branży hardporno, czy horrorów.
Morze przestało być odludne. Coraz więcej jednostek zmierzało zbieżnym kursem. I chwała Bogu, bo znudzeni do granic ludzie stawali się uciążliwi i drażliwi. Teraz mieli zajęcie i poganiani stalowymi rozkazami Niny przestali zajmować się głupotami. Próbowałem dopytać Niny o dalsze plany, jednak za każdym razem jej oczy penetrowały okolicę, a palcem ostrzegała mnie, że lepiej unikać newralgicznych tematów.
- Grząski grunt. Lepiej nie ryzykować. Elektronika może nasłuchiwać z daleka. Wiesz o tym. A tu… mamy jeszcze tych ludzi. I nie dowiesz się kto słucha. Poczekaj. Jeszcze trochę.
Czekałem. Cały byłem czekaniem, a nie znam nikogo, kto to lubi. Brzegi ziemi były już doskonale widoczne. Zabudowane architekturą nie tylko portu - cargo, ale całą infrastrukturą cywilizacji. Spore miasto… Nie spodziewałem się, że będziemy płynąć między ludzi. Sądziłem, że łup gdzieś ukryjemy, rozproszymy się, a akcja separacji metali odbędzie się daleko od ciekawości postronnych. Tymczasem, nad portowymi budynkami dało się już odczytać logo jednej z największych korporacji, a statek-matka zmierzał wprost w paszczę lwa. Patrzyłem na Ninę zdumiony, ale ta uśmiechała się tylko i kiwała przecząco głową.
-Nic nie powie cholera jedna! - zżymałem się – a może…
Podejrzenia narzucały się same. A może Nina była agentem korporacji? Może zwiodła nas wszystkich i teraz... Niech to szlag! Zaufałem małpie. Jak debil! A teraz płyniemy do doków korporacyjnych z kontrabandą, za którą nas wszystkich powieszą na suchej gałęzi. Nielegalne wydobycie, sprzedaż materiałów strategicznych i miliard paragrafów, mających uchronić korporacje przed konkurencją pomniejszych cwaniaków. Przed nami. Nie było dokąd uciec.
Rzucono cumy. Nabrzeże zaroiło się od personelu. Statek uwiązany na smyczy trzymał się brzegu pozwalając na rzucenie trapu. Nina schodziła pierwsza, witając się z kimś w garniturze kosztującym więcej niż wynosił roczny budżet Kambodży. Załoga pakowała właśnie manatki i wesoło schodzili za Niną. Czyżby bywali tu wcześniej? Podejrzenia we mnie nie kwitły, a rozszalały się bez cienia umiaru.
- Alem sobie wybrał pirata na wspólnika!
Nina gwizdnęła ostro i pomachała ręką, żebym do niej dołączył. Z braku lepszych pomysłów poszedłem. W paszczę lwa.
Statka-matka jest zbyt obciążona, jak to na morzu bywa. Statek-ojciec(kiedyś- nówka statek-tatek) to pewnie zardzewiały, bezwartościowy wrak, spoczywający gdzieś na mieliźnie. Chyba, że poszedł na samo dno. Warto by jednak się pokusić i spenetrować jego wnętrze jakimś specjalistycznym sprzęcichem. Może kryją się tam tajemnice(skarby!), które wyjaśnią parę zagadek? Wysłać parę podwodnych dronów, by...
OdpowiedzUsuńZwiad zacząć z drugiej strony"paszczy lwa", tam, kto wie? może tkwić rozwiązanie pewnych problemów. Uwaga!
Nie dać się zaskoczyć i brać pod uwagę, że może być to "paszcza lwicy"...
dmuchać na zimne. Już mnie biorą emocje, w masce płetwonurka z głową w wannie, penetruję swoim małym, amatorskim dronikiem jedyny otwór wypływowy. Potworność i skażenie ....
przezorny Janek
to jakaś różnica, czy paszcza jest lwa czy lwicy? jakoś "kunsztowniej" jest dać się pożreć którejś z płci?
UsuńZakrztusiłem się ...
OdpowiedzUsuńMam dowody. Jest tylko jeden otwór, który oczyściłem i zdezynfekowałem- zatem wanien, a nie wanna. Mało tego, okazało się w wannu "kąpali" się razem wujek Oskar z ciotką Zuzą...
Odkryłem swój mały podwodny świat...
Na razie. Założyłem osobisty dziennik wannowy, na wzór okrętowego.
Dzięki za inspiracje
Ahoj!
przezorny Janek
p.s. Wyznaczam godziny wacht.
gdybyś jeszcze podał namiary na ów dziennik, byłoby całkiem miło. wpadałbym zerknąć co nowego pod wodami wanienki.
UsuńZwierzyłem się tylko Tobie(po części).
UsuńTy to zrozumiesz(mam taką pewność!), ale "reszta"? W tym Rodzina... i Nana.
Kupiłem podwodną kamerkę z kablem(30 m) i zamierzam "spuścić się" z tym sprzętem w rury. Rozrysowałem cały plan budynku...
Za wzór wziąłem sobie Cousteau.
Już pierwszego dnia penetracji zorientowałem się, co może mnie czekać. Konieczny mikroskop itd..
Nie będę zanudzał szczegółami.
Zapiski w dzienniku będą regularne. W dalekosiężnych planach-penetracja bidetu i muszli ...
Kupiłem z 10 l ekologicznych płynów dezynfekujących, 5 l octu i 10 torebek sody. Zestaw rękawic...
Tak, czy siak - szykuję zagładę szkodnikom. To nie prawda, że ludzie są największym zagrożeniem na Ziemi-ciągłe wojny, zagrożenia życia i niepewność jutra...Biorę na klatę ...
Kończę i do roboty-zaczynam...
Jak przeżyję, odezwę się- jeśli nie-nie płaczcie. Nucę pieśń Legii Cudzoziemskiej...
przezorny Janek
Cousteau chyba korzystał z batyskafu. ale plan wygląda zacnie. trochę Iliada...
UsuńSilę się na oryginalność, to oznaka mojej determinacji, a zarazem zarozumialstwa, chyba.
UsuńOby moja pycha nie została ukarana.
Na czas zejścia(symbolicznego) w Mikro-Krainę Ciemności przyjmę ksywkę Janeknagi. To na cześć boga z Kraju Kwitnącej Wiśni(mam taki dezodorant)- zwał się Izanagi. Wziął i się uparł, żeby odnaleźć swoją żonę, również była naga. Po powrocie poddam się oczyszczeniu, a potem wykonam szereg rytualnych tańców w oparach dymu, a na flecie zagra mi Nana. Wujek Oskar i Zuza w chórze, dla niepoznaki w maskach.
To druga próba, tym razem po dezynfekcji. Nucę pieśń Legii W-wa, jest pełna nadziei...
przezorny Janek
Izanagi, sugeruje, że Bóg był kobietą... i gramatycznie powinna być Izanaga...
Usuń"Cały byłem czekaniem, a nie znam nikogo, kto to lubi". Powiedz ode mnie narratorowi, że jeden jest: ja. No bo każdy wie, że w jedzeniu miodu najprzyjemniejsza jest chwila przed zjedzeniem miodu. A w każdym razie Puchatek to wiedział. Mam jednak jeden wyjątek potwierzający regułę: nie lubię czekać na emeryturę. Chwila "przed zjedzeniem miodu" jest zbyt długa.
OdpowiedzUsuńpowiem. ale i tak nie uwierzy. czekanie nie jest tym, co tygryski lubią najbardziej - skoro już jesteśmy w konwencji.
UsuńNo co Ty? Akurat ja czekam na wyjazd do sanatorium, który pozwoli mi odetchnąć od pracy i otoczenia. I bardzo miło mi się czeka. Z każdym dniem coraz milej. Wyjeżdżam za trzy tygodnie.
Usuńczekanie na jedno miłe zdarzenie, a czekanie Bóg wie na co, to różne historie. niektórzy całe życie czekają i nie potrafią odpowiedzieć na pytanie, co miałoby się właściwie stać.
UsuńAkurat wiem coś o tym, bo przez całe życie czekam na Godota, a on nie nadchodzi.
Usuńzadzwoń. albo napisz e-mail. A jak nie znasz numeru/adresu, to rozsiewczo. wierszem. i prozą, bo może nie zdoła zrozumieć subtelności.
UsuńNo nie mam numeru jego telefonu, maila takoż (w 1948/9 roku Internet nie hulał), niestety. Pozostaje rozsiewczo.
Usuńzostaje łączność ponadzmysłowa. albo jakoś tak - bezcielesna w każdym razie.
UsuńSpróbuję.
OdpowiedzUsuń