Niechlujny gość flegmą znaczył szlak, żeby niezawodnie poruszać się wracając. Senne niewiasty o pucołowatych twarzach nosiły na nich tylko wymalowane uczucia. Wybujała nastolatka z wdziękiem buldożera przedzierała się ku wyjściu molestując torbą pasażerów z boską arogancją, najwyraźniej świadoma, że świat kocha egocentryków wyrastających ponad szarą masę egzystencjalną.
Pora deszczowa w pełni. Ptaki poprzeziębiane rechoczą w mrokach zakamarków, światła samochodów smagają ciemność sztyletami świateł, jesion w nocy stracił głowę i umaścił kożuchem schnących (w deszczu?) liści betonowy chodnik. Odkarmione chłopię, ścięte po wojskowemu wyglądało jak ołówek piszący na pluszowo. Nie wiem, czy jest już taki kolor, ale jeśli nie, to powinien się postarać – niech spotka ono chłopię, to kolorek sam się rozpozna.
Na zewnątrz młode kobiety w czapkach i szalikach, a jednak wciąż reklamujące własne cztery litery obudowane czymś koszmarnie cienkim i ogrzewającym ciało bez fanatyzmu. Jedno takie dziewczę w czerni stało sobie kilka kroków od motłochu w podstawowej pozycji szermierczej, chyba, że ćwiczyło gawota solo w podcieniu przystankowej wiaty. Obcy nie mieli odwagi podejść, bo pozycja wyglądała nieomal zabójczo. Na miejskim deptaku pani z włosami misternie upiętymi za pomocą pędzli spotkała Zorrę – niewiastę w kapeluszu o licach skrytych w głębokim cieniu ronda. Koń zapewne został gdzie na postoju dla taryf, albo na parkingu pobliskiej galerii handlowej.
Może to nie była Zorra tylko Zorza?
OdpowiedzUsuńtego nie wiem. ominąłem ostrożnie.
UsuńPozdrowienia ze spamu!
OdpowiedzUsuńjak tam było? opowiadaj. znakomity początek dla jakiejś epickiej epopei.
Usuńporanek nie zapowiadał żadnych większych wzruszeń, kiedy znienacka znalazłam się w spamie. atmosfera zgęstniała do kisielu, wokół walały się szczątki zapodzianych przed wiekami podglądaczy i innych przypadkowych (nawet dla tej opowieści) użytkowników sieci. nadgryzione przez mole reklamy, wirusy baraszkujące na grzbietach koni trojańskich i zatrzęsienie chichoczących smarkul płci obojga.
dość - teraz Ty!
Jednak tym, co natychmiast przyciągnęło moją uwagę, była lodówka. Prawdziwa, rzetelnie grzejąco-chłodząca lodówka. Wiedziona ciekawością szarpnęłam drzwiczki... ach! Dostałam się do raju. Cudowny mebel wypełniony był po brzegi doskonale schłodzonym piwem. Więcej nie pamiętam, gdyż - nurzającej się w rozkoszy podniebienia mnie - zwyczajnie urwał się film.
OdpowiedzUsuńwidzisz? da się!
UsuńP. S. Czy "epicka epopeja" to nie pleonazm?
OdpowiedzUsuńbyć może - nie łatwo być młodzieżowcem...
Usuń