piątek, 26 kwietnia 2019

Kwiaty dla nieznajomej.


Na ziemi przyczaił się cień. Trochę nieporadnie usiłował kryć się w załomach muru, albo znikać w dużo głębszym cieniu wyszczerbionej życiem kamienicy. Cień zdawał się tam mieszkać, albo często z wizytą wpadał, bo jakoś przypadli sobie do gustu i cień kamienicy zaprosił go w miły, wilgotny chłód zmurszałych cegieł. Niemal słyszałem, jak mieszają herbatę w szklankach, żeby się cukier rozpuścił, a potem siorbali ową herbatkę – cień z kimś, kto był tam domownikiem. A kiedy zapachniało keksem, to pomyślałem, że cień miał tam babcię.

Miałem czas, więc mogłem zaspokajać swoją ciekawość. Ale nie bezkarnie – cień kamienicy dostrzegł mnie i broda mu się wydłużała. Sięgała już po mnie i po mój cień. Miałem się obruszyć, ale już mnie schwytała za nogi i o odmowie nie chciała słyszeć. Zresztą – cień mnie nie pytał, tylko pomaszerował żwawiej, niż kiedy snuł się za mną, a ja zostałem sam – bez cienia. Markotno mi się zrobiło, choć nie przypuszczałem, żebym drania darzył jakimś sentymentem. Ależ niespodzianka. A ten szedł, jak po swoje. Przymknąłem oczy, bo one niewiele mogły wypatrzeć w tych nakładających się grubą warstwą cieniach. Żeby dostrzec cokolwiek potrzebne były pozostałe zmysły.

Przycupnąłem na jakimś rozchwierutanym murku i opędziłem się od dość namolnego tubylca usiłującego wyłudzić ze mnie wsparcie na niewyszukany alkohol i (kiedy wreszcie poszedł) oddałem się szpiegostwu z lubością. Wydawało mi się, że cień początkowo był odrobinę zagubiony i kręcił się po klatce schodowej nie wiedząc dokąd zapukać. Stare, drewniane schody skrzypiały zawodząc żałośnie, balustrady podtrzymywane skąpo ubożuchnymi tralkami nie wyglądały wystarczająco solidnie, żeby się na nich wesprzeć, a okna zapyziałe od kurzu much i pajęczyn zdawały się kolekcjonować niezakłócenie przeszłość od stulecia.

Cień-chytrus najpierw poszedł na keks, póki go nie wyżarli domownicy. Miałem rację w swoich nieuzasadnionych zbytnio podejrzeniach. Babcia maczała keks w herbacie i nie przeszkadzało jej, że na dno szklanki spadają rozmoknięte okruchy, rodzynki i kandyzowane skórki z pomarańczy. Ciasto było beztrosko słodkie i nie było w nim posmaku wyrzutów sumienia, że kalorie, że bioderka rosną, albo, że zamiast zdrowych warzyw, to tak niezdrowo pyszni się cukrem. Lecz babciny organizm wiedział, że może sobie na wiele pozwolić, a jeśli komuś nie podobają się jej bioderka, to niech go szlag! Może zerkać w inną stronę.

Babcie mają tendencje do osiągania stanów ekstremalnych i albo są drobniuteńkie i zasuszone niczym jabłuszka zbyt długo leżące w ziemiance, albo rozrastają się miękko wokół osi pionowej ukrywając w rozlicznych fałdkach wzrost tak skutecznie, że wydają się być kulkami pełnymi życzliwości i troski. Ta akurat należała do tych ostatnich i odrobina ciasta wyglądała bardzo mizernie wobec gabarytu pałaszującego z zadowoleniem chyba już trzeci plasterek.

Naprzeciw siedziała wnuczka, dużo oszczędniej korzystająca z rozpusty i podskubująca dwoma szczupluteńkimi palcami tylko jeden kawałeczek ciasta, jakby ona miała stanowić alibi dla babcinego apetytu. Cień dosiadł się do stołu, jakby był zapomnianym przez babcię wnukiem, albo mężem młodszej z kobiet. Babcia podała mu talerzyk bez słowa i zaprosiła mój cień, żeby się poczęstował. Wnuczka zerwała się i pognała do kuchni, skąd po chwili usłyszałem pogwizdywanie czajnika. Zanim zdumienie podniosło mi brwi cień pałaszował ciasto dowcipkując z babcią, która potrafiła rechotać tak bezwstydnie, jak tylko babcie i dzieci potrafią. Siorbali herbatę z premedytacją, co zdawało się wprawiać ich w jeszcze doskonalszy humor.

Nie mam bladego pojęcia, skąd mój cień znał tak pikantne żarty, które trochę peszyły wnuczkę, jednak nie na tyle, żeby miała mu za złe. Zakrywała tylko dłonią usta, przy co bardziej żywiołowej reakcji babci, a rumieniła się przy tym za nie obie. Wreszcie babcia zamachała rękami, że dość swawoli i huncwota do pionu ustawiła. Pora była na drzemkę przy audycji radiowej, której słuchała jeszcze panienką będąc, więc goście musieli zniknąć, a ona rozpostarła swój majestat łagodny na wszystkich możliwych płaszczyznach fotela i przymknęła oczy. W Jezioranach? Zapewne tak, ale głowy nie dam, bo stare radio trzeszczało niemiłosiernie. Babcia, gdy kiedyś wnuczka chciała jej sprezentować nowe tylko się żachnęła – to radio, to przecież po dziadku ostatnia pamiątka. Z pierwszej wypłaty kupił i przeżyło nawet jego. Więc i babcię przeżyć musi.

Wnuczka patrzyła dość bezradnie, bo chyba miała zamiar o czymś porozmawiać, albo posprzątać trochę, ale babcia wyganiała ich oboje, żeby nie zepsuli codziennego święta. Cień schwytał wnuczkę za rękę i kładąc jej palec na ustach wyprowadził z domu. Na tym mu rezon się skończył i nie wiedział co dalej, więc przyszedł do mnie – wiadomo – całe życie się snuł za mną i ten nadmiar decyzyjności wyczerpał go bardzo. Wychudł i zmizerniał. Szczęściem doszedł i klapnął gdzieś koło nóg. Przywykł do milczącej zgody na wszystko, co mi do łba wpadło.

A tym razem niespodziankę mi sprawił własną inicjatywą. Wnuczka patrzyła na mnie stremowana, bo za własnym cieniem rezolutnie poszła, żeby się gdzieś nie zapodział i patrzyła teraz na mnie, a rumieniec zawstydzenia po pikantnych żarcikach wciąż się jej błąkał po policzkach. Wyciągnąłem do niej dłoń – skoro cień zdobył się na odwagę, więc czemu nie ja? Niepewnie podała. Miała dłoń chłodną. Taką, jakby grała na pianinie przy otwartym oknie. W mojej ręce dość szybko zaczęła się rozgrzewać.

- Chodź! Nazbieramy babci fiołków, póki rosną. Na pewno lubi.

16 komentarzy:

  1. Moja prababcia tak jadała chleb ze słodką herbatą i to była chyba jedyna rzecz, którą jadała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. moja piła herbatę z podstawki, bo tak szybciej stygła - przelewała ze szklanki na spodeczek i z niego piła. druga maczała ciasta, szczególnie, kiedy podeschły.

      Usuń
  2. To ciekawe, że zapamiętujemy właśnie takie szczegóły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. życie, to szczegóły. z daleka nie widać zbyt dużo.

      Usuń
  3. Z daleka to w ogóle nie widać szczegółów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czyli jesteśmy skazani na drobiazgi i warto nauczyć się je doceniać.

      Usuń
  4. Witaj, Oko.

    "Mój cień jak błazen za królową.
    Kiedy królowa z krzesła wstanie,
    błazen nastroszy się na ścianie
    i stuknie w sufit głupią głową.
    (…)
    Królowa z okna się wychyli,
    a błazen z okna skoczy w dół.
    Tak każdą czynność podzielili,
    ale to nie jest pół na pół."
    :)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. znakomite. nie znałem, choć skojarzenie z cieniem walącym łbem o sufit już miałem.

      Usuń
    2. Po wojażach byłam i zapomniałam o tytule i autorce:) To "Cień" W. Szymborskiej:)

      Pozdrawiam:)

      Usuń
    3. dziękuję za podpowiedź. z poezją jestem bardzo na bakier. bardziej niż z pamięcią.

      Usuń
  5. Piękny obraz namalowałeś, swojski jednocześnie, pewnie każdy fragment swego dzieciństwa w nim odnajdzie:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sądzisz? parę okruszków wiosennych wspomnień. babcie wspomina się zazwyczaj dobrze, albo wcale. dziadkom jest odrobinę trudniej.

      Usuń
  6. opis babci szczupłej i puszystej - dobry :) znałam jedną prababcię i jednego pradziadka - dobrzy ludzie - tak mi sie przypomniało... nazbierajmy ludziom fiołków póki są... miłego dnia

    OdpowiedzUsuń
  7. zostawiam to do własnych przemyśleń ;)

    OdpowiedzUsuń