Przymknęła oczy
bez jakichś głębszych myśli. Dopiero wtedy poczuła, że nie wie, jak to jest, że
jej wyobraźnia jest zbyt płytka, aby wyobrazić sobie świat bez kolorów i
kształtów. Wzięła w rękę szczotkę do włosów i usiłowała ją objąć wyobraźnią
dotykając tylko, ale pamięć podrzucała jej nachalnie, że czerwona i plastikowa,
a na końcach sterczących z gumy gwoździ są bordowe, plastikowe kulki
zapobiegające drapaniu metalem skóry. Otrząsnęła się i otworzyła oczy. To na
nic. Za chwilę wyjdzie z łazienki ten, któremu wyobraźnia musi służyć za wzrok.
Wyobraźnia uzupełniona jej słowami. Starała się każdego dnia opisać mu każdy
szczegół mijanego krajobrazu, sukienki na wystawie, czy psich harców.
Leżała naga, jak
leżała za każdym razem od kiedy się poznali. Jej też lekarze nie dawali szans
na powrót do sprawności. Obecność niewidomego miała sprawić tylko tyle, żeby
mięśnie nie zanikły, żeby nie bolały. Nogi, co jej wyraźnie zakomunikowało
konsylium lekarskie, nigdy więcej nie uniosą jej i marzenia o najkrótszym nawet
spacerze o własnych siłach może wetknąć pomiędzy pozostałe mrzonki rodzące się
w głowie. Cztery lata… Tyle minęło od kiedy wyszła ze szpitala po ostatniej
nieskutecznej próbie przywrócenia jej nóg do jakiejkolwiek sprawności. Teraz są
pocięte grubymi bliznami powypadkowymi i kolejnymi operacjami, gdy jeszcze się
tliła nadzieja. Kiedyś… była z nich dumna i z doskonale skrywanym zadowoleniem
dostrzegała jakie robią wrażenie na mężczyznach. Ale od czterech lat nie
obejrzał się za nią nikt. Chyba, żeby pośród źle maskowanego politowania
podeprzeć własne ego zdrowego organizmu.
Z łazienki
dobiegały odgłosy elektrycznej maszynki do golenia i chyba śmiechu. Pewnie
znowu stał przed lustrem i wygłupiał się robiąc miny, których nie mógł
dostrzec. Był przy tym tak zabawny, że jej ze śmiechu brakowało tchu i bolały
ją nadwyrężone mięśnie, jakich u siebie nie podejrzewała. Nawet teraz
uśmiechnęła się do siebie wyobrażając sobie te wygłupy. Wygoniła go do
łazienki, bo zarost miał twardy, a jej skóra była bardzo delikatna. Dzisiaj
miała ochotę na łagodność, więc szorstki niebiesko połyskujący zarost był
wykluczony. Czasem ocierał się takim podbródkiem o jej piersi, a one próbowały
eksplodować nim zdążył powtórzyć. Nabiegały krwią i skracały jej oddech.
Stawała się bezbronna, o co w jego rękach było niezwykle łatwo.
Przypomniała
sobie początki, kiedy przychodził taki sztywny i zawodowo skrupulatny masować
jej ciało bez najmniejszych erotycznych podtekstów. Tylko bezduszny
profesjonalizm, w którym uczuć nie było żadnych. Pamięta, jak poprosiła matkę,
żeby poszła, bo przecież niewidomy krzywdy jej nie zrobi, więc może pójść na
spacer, czy zakupy i nie martwić się o nią, szczególnie, gdy wszystkie
wcześniejsze masaże kończyły się tak samo. Matka, choć z lekkim niepokojem, to
jednak zostawiła ich i poszła, gdy tylko się pojawił w pokoju. Nigdy nie chciał
nic do picia, czy jedzenia, tylko przystępował do pracy. Lubiła czekać na niego
już naga. Fascynowało ją, że jej ciało jest tak bezwstydne, że pożąda tego
dotyku nie tylko profilaktycznie, ale erotycznie. Zarumieniła się, kiedy wpadła
jej do głowy myśl, że choć nie widział, to musiał poczuć jej ekscytację.
Musiał, ale nie zrobił nawet aluzji, ręka mu nie zadrżała, ani brew nie
uniosła, gdy przenosił ją z fotela na łóżko do masażu.
Kiedyś wreszcie
nie wytrzymała i patrząc mu w niewidzące oczy wyszeptała prośbę, żeby nie
kończył masażu na mięśniach ud, tylko dał jej rozkosz. Nie była zakonnicą.
Potrzebowała mężczyzny, a jej własne palce nie dawały tego, czego potrzebowała.
Jego dłonie były zdecydowanie milej widziane. Mocne, lecz delikatne. I
nieprzewidywalne. Uczył jej ciało śpiewu. Czuła się przy nim tak bezpiecznie,
że prosiła o więcej i masaże przeciągały się z planowej godziny do dwóch.
Trudno było później przed matką udawać, że nic się nie stało, ale matka z
premedytacją omijała temat, żeby jej nie peszyć. Pierwszy od wypadku facet,
któremu ofiarowała swoją nagość i bezwstyd. Pierwszy, który nie patrzył na nią
z politowaniem.
Potem… Wciąż było
jej mało i dłonie niewidomego już nie wystarczały. Prosiła, żeby wziął ją jak
mężczyzna kobietę, żeby dał jej poczuć ciężar podnieconego ciała odbierający
oddech. Chciała go kupić, obrażając tak, że omal nie uciekł. W ostatniej chwili
złapała go za ręce i wyżebrała, żeby nie odchodził. Kolejny raz do tematu
wróciła dopiero wtedy, kiedy poznali się lepiej. Zostawał wtedy jeszcze dłużej,
żeby porozmawiać. Wreszcie pozwolił się poczęstować herbatą, albo ulegał zaproszeniu na
kawałek domowego ciasta. Czasem, zaraz po skończonym masażu siadał gdzieś obok nie zważając na jej nagość i
rozmawiali dość swobodnie znając swoje ograniczenia, lecz traktując je bez
sztuczności, czy zadęcia. Dotykał jej blizn tak często, że oswoił je ze sobą, a
ona zapominała o nich wpatrzona w bladoniebieskie, zamglone oczy.
Próbowała
przypomnieć sobie które z nich pierwsze zaproponowało wspólny spacer. Pewnie
on, bo mimo braku wzroku widział zdecydowanie więcej. Może nawet zbyt wiele.
Matka… Nie przyznawała się, ale opieka nad dorosłą kobietą przekraczała jej
siły, szczególnie, że wiek i przewlekłe choróbsko podstępnie wyżerało jej
witalność od środka. On był silny i bez trudu zniósł ją po schodach korzystając
z jej oczu. Poszli. Jadąc na wózku dyrygowała kierunkami i opowiadała mu
wszystko, co mijali… Prawie wszystko… A potem spacery stały się codziennością
oczekiwaną przez oboje.
Nie opowiedziała
mu nic na temat wzroku kobiet, które mijali każdego dnia. I o tym, jak jest
piękny. Wysoki, dobrze zbudowany, zadbany jej ręką. Odplamiła go, wyczesała i
pilnowała, żeby był eleganckim mężczyzną. Dobrała mu ubrania kierując się
kobiecym smakiem. Musiał się podobać. Najdłużej walczyła z grymasem, który
wykrzywiał mu piękną, męską twarz pełną charakteru i cierpienia. Nieświadomie
wykrzywiał się, jakby szedł pod słońce gryząc cytrynę. Twarz wtedy stawała się
asymetryczna i brzydka. Przymknięte oczy i skupienie napinające mięśnie na
policzkach i czole oszpecały wizerunek. Napominała go wielokrotnie, żeby nie
robił tego więcej, aż przywykł i pozwolił twarzy rozluźnić się. Przy niej
rezygnował z laski i nauczył się udawać widzącego, więc obracał głowę w stronę
głosów prowadząc dialogi. Nie powiedziała mu, ale pewnie kiedyś usłyszał
zawistną uwagę, że taki piękny mężczyzna wziął sobie kalekę… Przemilczał
taktownie udając, że nie słyszy, ale ona słyszała. Bolało jak cholera. Szczęściem
obcy rzadko kiedy artykułowali myśli na ich temat, zanim nie odeszli daleko.
Zabawne – to ona
oświadczyła się jemu i poprosiła, by został na noc. Na każdą noc, nie tylko na
tę pierwszą, pełną uniesienia. Prosiła go szeptem, a on niósł ją na rękach do
sypialni ostrożnie wyszukując stopami przeszkód. Jej dom znał dość dobrze,
jednak nie miał zaufania, czy któraś z mieszkających kobiet nie przestawiła
czegoś, by mebel stał się pułapką, o jaką mógłby się potknąć. Kiedy następnego
poranka przenosili jego rzeczy z małej, zaniedbanej kawalerki i pakowali
skromną garderobę do wspólnej szafy znów poczuła się kobietą. Prawdziwą,
pożądaną i przynależną.
Teraz
podśpiewywał w łazience błaznując nim przyjdzie do niej. Uzupełniali się
znakomicie. W dzień i w nocy. Dwie pokancerowane życiem dusze żyjące w
symbiozie. Dwie połówki… człowieka… zmysłów…
przeczytałam -po to tu przychodzę ;) - i miałam zacząć pisać co mi tam w duszy zagrało, ale ... przecież Ty w tytule już napisałeś podsumowanie, podsumowanie na początku : komplet.
OdpowiedzUsuńkażdy jest w jakimś stopniu niepełnosprawny. i poszukuje kogoś, z kim będzie stanowił całość doskonałą.
Usuń