Pani
zdejmowała na wąziutkim chodniku sweterek trzymając między kolanami kurtkę. A
kiedy już udało się go okiełznać i uwięzić w plecaczku okazało się, że ma
bluzkę w kolorze mandarynki, a płaszcz mieni się cytrynowo. Słońce patrzyło
nieco podejrzliwie, a może zazdrośnie nawet, bo nie do końca było wiadomo,
które z nich jest okrąglejsze, weselsze i bardziej słoneczne. Wiatr przyleciał
zapewne z dalekiej północy, bo usiłował ogrzać się na ciałach przechodniów
zabarwiając skórę czerwienią. Rumiana pani z piekarni karmiła okruchami
miejskich żebraków, gruchających i przymilających się bezwstydnie kręcąc
kuperkami - co poniektóre merdały już w locie. Dziewczę w kwiecistych dżinsach
zapragnęło psa, a że trafił się bardzo miniaturowy gatunek, więc wzięła dwa. I oba
muszą zaszczekać, żeby dało się je usłyszeć. Może bliźniaki? Ogonami też
merdają pospołu. Ciekawe, czy nauczą tej sztuczki swoją panią…
Ja z okna obserwuję panią, która trzy takie miniaturki prowadza, ale po nich nie sprząta...
OdpowiedzUsuńnie przyglądałem się wystarczająco długo, żeby wiedzieć, czy tej pani się ta sztuka udaje.
UsuńNauczą panią merdania ogonkiem? Raczej kręcenia kuperkiem :-)))
OdpowiedzUsuńo tym myślałem właśnie - te sprawy mi się łączą - trudno merdać ogonkiem, kiedy kuperek w bezruchu. niech każdy merda czym może.
UsuńJa bym tam na jednego Pana popatrzyła.
OdpowiedzUsuńależ zapraszam - ciekawość poskramiana w nieskończoność gotowa zdegenerować.
Usuń