piątek, 19 kwietnia 2019

Łapacz snów.


Obudziłem się z poczuciem, że znowu coś mnie omija, że nim świadomość wyszarpnęła mnie z objęć snu gdzieś tam, w nim, wydarzyło się coś, co powinno zbudzić się ze mną. Niestety. Zbudziłem się parszywie sam i bez pamięci, co tak naprawdę utraciłem. Uczucie dotkliwe, męczące i sprawiające, że nowo narodzony dzień poszarzał i przygasł, choć nie było w nim cienia winy. Sprawdziłem na podbródku – sen musiał być pełnometrażowy, gdyż jego szorstkość była niewątpliwą przesłanką trudną do podważenia. Był sen i to długi. A teraz w boku mnie uwierało coś więcej niż kolka, choć mniej fizycznie. Mentalnie pogrążyłem się w żałobie i już ostrzyłem pióro, żeby wyrzeźbić elegię, albo choć tren, jeśli nie requiem, czy antyczną tragedię w trzech aktach wierszem.

Głowa podpowiadała jakieś mizernie uzasadnione rozwiązania zastępcze typu odrobina seksu, albo duża wódka jako katalizator niepamięci. Taki podręczny Alzheimer. Punktowy. Głowa oczywiście miała w pogardzie informację, że zbudziłem się sam, a jedyna rzecz, która trzymała się wnętrza barku kurczowo i wytrwale, to kurz – nie licząc kilku uschłych z głodu much zwabionych strupem kleksa zeszłorocznej nalewki z czarnej porzeczki. Cmentarz lokalny obchodziłem z szacunkiem i nie zamierzałem przeprowadzać ekshumacji bez uzasadnienia - pozwoliłem truchłom mumifikować się w spokoju. Egipcjanie doprowadzili ten proceder do rangi sztuki wymagającej sporego doświadczenia i mnóstwa czasu. Mój mebel poradził sobie bez wsparcia ideologicznego – można powiedzieć, że bezwiednie zrealizował koncepcję starożytną.

Jasnowidz! Ten zdawał się dysponować kompetencjami niezbędnymi do odtworzenia ścieżek, po których mój umysł błądził. Rzemieślnik… a może artysta… sam nie wiem, jak traktować ów fach, położył dłonie na mojej głowie i zaczął niezrozumiale mamrotać. Łeb rozgrzał mi się do temperatury wrzenia i tylko czekałem na erupcję mózgu, kiedy badacz otworzył szeroko oczy i wlepiał je we mnie z rosnącym przerażeniem. W końcu cofnął dłonie i przyglądał się im, jakby je pierwszy raz w życiu widział. Mamrotanie skrzepło mu gdzieś w gardle, lecz teraz zaczął bełkotać. Sam nie wiem, co gorsze. Zrozumiałem tylko, że nie chce pieniędzy, ale, żebym już poszedł sobie czym prędzej, bo musi zdezynfekować ciało i umysł po tym akcie wspólnoty, a może nawet odwiedzić psychiatrę, żeby się otrząsnąć na kozetce i wesprzeć organizm farmakologicznie. O śnie słowa nie chciał powiedzieć, choć patrzyłem na niego podejrzliwie, czy nie zamierza ukraść wiedzy pozyskanej i skonsumować ją osobiście. Nie wyglądał jednak na myślącego, więc wzruszyłem ramionami i poszedłem szukać innego medium.

Wróżki z natury zajmują się przyszłością, więc im odpuściłem. Kronikarze lubią historie, ale oni mają skłonność do konfabulacji i trudno wymóc na nich wiarygodną przeszłość. Czarownice zostały wypalone w pień już gdzieś w średniowieczu, a szamani zamknięci w rezerwatach i pojeni gorzałką aż postradali rozum – obecnie bardziej przypominają braminów kryjących się przed słońcem i posterunkowym gdzieś w okolicach sklepu monopolowego i sprawdzających instynkty padlinożercy na nieświadomych przechodniach. Większość użytecznych dziwolągów zamieszkiwało światy fantasy i w mojej codzienności trudno było spodziewać się, że wdepną z wizytą na mały seansik. O! Spirytyści! Ci mają kontakty i mogliby odzyskać utraconą wiedzę szybciej i schludniej niż doktoryzowany informatyk.

Musiałem odpowiedzieć na kilka krępujących pytań, ale przecież nie znałem personaliów świadka, z którego moglibyśmy wydoić informacje. Rozumiałem co prawda, że pytanie do wszechświata „ktokolwiek widział, ktokolwiek wie” ze względu na jego liczebność będzie procesem tak długotrwałym, że aż niebezpiecznym, jednak zaparłem się nie porzucać utraconej wiedzy. Wystarczy, że starożytni pozwolili księgom spłonąć, a nie wszystko udało się czytelnie wyryć w kamieniu. Tabuny uduchowionych postaci nieskończonym szeregiem sprawdzali, czy przypadkiem niepojętym nie otarli się o mnie ubiegłej nocy, jednak żaden nie wykazał się tryumfalnym okrzykiem. Co gorsza, niektórzy dyskretnie spluwali przez ramię zanim powrócili w odmęty niebytu.

Ktoś zaproponował egzorcyzmy, ale ja przecież nie chciałem tej wiedzy z siebie wygnać, a tylko ją przyswoić i zachować dla potomnych, albo przynajmniej egoistycznie dla siebie. Inny z wielkim przejęciem informował mnie o matematycznie uzasadnionej powtarzalności zjawisk. Że niby z indukcji wynika, że skoro zdarzyło się raz, to powinno zdarzać się nadal. Więc zamiast płakać nad tym mlekiem, co nie przypaliło się, tylko wyparowało nocą, to trzeba pomyśleć o przyszłości i lepiej przygotować się do spania. Do tego czasu zaś – lepiej nie spać w ogóle. Z braku lepszych pomysłów postanowiłem spróbować. Obłożyłem łóżko czujnikami rodem ze sklepu szpiegowskiego, żeby szpiegowały mój sen. Na wszelki wypadek dołożyłem monitor oddechu dla niemowląt i zupełnie analogową pielęgniarkę rozmiar 46+, a na nocnej szafce położyłem kilka kartek, długopisów i ołówków.

Tak przygotowany wskoczyłem pod pierzynę i szukałem w sobie wczorajszego spokoju. Daremny trud. Sen nie chciał przyjść, choć czas zwolnił tak sugestywnie, że powinien przyjść. Przewracałem się z grubsza przez cały antyk, w średniowieczu poszedłem na krucjatę oddać mocz, żeby w renesansie poddać się i upaść na duchu. Kiedy wreszcie dojrzał barok posłyszałem słowiczy śpiew pielęgniarki chrapliwie odtwarzającej sonatę księżycową na nozdrza i wargi, nieuchronnie zmierzając w kierunku romantyzmu. Popatrzyłem na barokowe krągłości niedoszłej opiekunki mojego snu i westchnąłem żałośnie – mimochodem czas odwrócił nasze role. Teraz to ja byłem na warcie. Pani z zawodową wprawą wykorzystywała brak zapowiedzianych zdarzeń by pokrzepić się odpoczynkiem. Zapewne była w stanie obudzić się, gdyby się wydarzyło. Niestety nie wydarzyło się, więc i ja nie przeszkadzałem. Niech pośpi kobieta. Czas nieubłaganie zmierzał do historycznej teraźniejszości i nawet słońce zaczęło malować poranek, jak czyni to od wieków, kiedy się ocknęła.

Popatrzyła na mnie wzrokiem, w którym pytań było więcej chyba, niż we mnie. Patrzyła w milczeniu i szukała na końcu języka czegoś, czego tam nie było. Żal rósł jakby doszło do reakcji łańcuchowej i wkrótce cała była już żałością, choć mówić nie umiała nadal. Tylko oczy zaszkliły się i pierś zadrżała od tłumionego szlochu. Patrzyłem na nią i dojrzewało we mnie przekonanie – śniła mój sen! Śniła i nie pamięta ani grama. A ja przegapiłem. Marny ze mnie strażnik. Patrzyliśmy się wzajemnie i smutek w nas zakwitał. Co teraz? Następną noc mamy spędzić razem szukając lepszego opiekuna?

34 komentarze:

  1. Ja tu jeszcze wrócę i poczytam. Dziś
    jestem rozdygotana. Przed chwilą zauważyłam komentarz i się uśmiechnęłam. Pierwsze co ci powiem, bo się rzuca w Oczy: bawisz sie słowem po i gombrowiczowskiemu,Poeto. Myślałam,że tylko ja tak ludziom mówię o oczach, wiesz? O procesie blekniecia
    . Masz racje szare sa, a nie niebieskie po tacie. I wzrok trzyma wyplowialy za reke gdy po szkolnym korytarzu. Narodzilo sie mi w duszy pytanie: Kim ty jestes czlowieku? W codziennosci ktos ty?

    OdpowiedzUsuń
  2. powiedzmy, że jestem tym, który potrafi upleść w głowie niemożliwe światy, gdy tylko zobaczy patyczek na pajęczej nici z załomie ogrodowego muru. może tu osuszysz choć trochę kolory.

    OdpowiedzUsuń
  3. Sztuka to wielka zrobić "coś z niczego",
    bo nic nie jest niczym i ma swoje znaczenie.
    Więc "coś uczynić z czegoś" -jest lepszym powiedzeniem.
    Takoż ten łapacz snów jak Charon
    czuwa nad żywymi, linia ciągła czy kropka?
    co wybrał człowiek - sprint czy maraton?
    kasta
    Ps. Ale swoją drogą, rozbawił mnie ten tekst, mimo jego wieloznaczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czyli coś się udało - taki chytry plan miałem, żeby rozbawić.

      Usuń
    2. O tak, niewątpliwie lepszy początek dnia :)
      kasta

      Usuń
    3. niech nie mija dobry humor - powodzenia.
      tutaj na ogół z niczego szyję. trzeba przywyknąć, albo zmienić źródełko.

      Usuń
    4. Nie jestem humorzasta -jak widać :I/-nie jest to kwaśny uśmiech/ chociaż czasem lubię się uśmiechnąć. Szycie z niczego to jak szaty cesarza - też ma swój urok :)
      kasta

      Usuń
    5. znakomicie. uśmiechniętym łatwiej w życiu. i wiatr w oczy rzadziej zagląda.

      Usuń
    6. Zależy w jakim środowisku się przebywa. Czasem przebywanie w sosie własnym jest świetnym lub jedynym powodem zadowolenia.
      kasta

      Usuń
    7. czy zaszedł ten właśnie szczególny przypadek?

      Usuń
    8. No cóż -jako rzekłeś powyżej- do pewnych rzeczy można się przyzwyczaić, a zadowolenie z własnych przyzwyczajeń to przejaw akceptacji teraźniejszości, co daje chwilowe poczucie stabilizacji emocjonalnej/jakże złudne gdy mamy do czynienia ze szkodliwymi przyzwyczajeniami,przechodzącymi w nałóg/. Bycie singlem -jak wszystko - ma swoje + i -.
      kasta
      kasta

      Usuń
    9. Hi, hi- podwójna moc, sorki :)
      kasta

      Usuń
    10. jedno nie wyklucza drugiego. w końcu uśmiechać się można nawet do obcych ludzi. zadowolenie z bycia ze sobą jest rewelacyjnym lekarstwem na wiele uciążliwości, jednak przychodzi czas, gdy dobrze jest podzielić się tak znamienitym towarzystwem z resztą świata - choćby po to, żeby się nim pochwalić.

      Usuń
    11. Dzielić się z kimś światem? No cóż jestem w tym względzie prywatną egoistką, irównież strzegę swojej prywatności jak... strażnik Teksasu :)
      kasta

      Usuń
    12. postaram się nie naruszać... chyba, że już to zrobiłem.

      Usuń
    13. Chciałoby się napisać, że każdy bierze odpowiedzialność za swoje czyny/słowa/, ale tak nie jest. Przecież wiem co pisze i jestem tego świadoma :I.To mi wystarczy by uznać się za znamienite towarzystwo na pewno dla... siebie :)
      A jakie jest Twoje zdanie w kwestii dzielenia się znamienitym towarzystwem ze światem?

      Usuń
    14. jestem za, ale nie aż tak publicznie. do celebryty mi daleko - wolę kameralne grona i w takim potrafię się sobą podzielić. rozmawiam z ludźmi, jednak w blogu staram się unikać prywatności. już e-mail uważam za zdecydowanie lepszą platformę do wymiany(!) informacji, niż dzielenie się nią na forum anonimowym i trudnym do rozpoznania.

      Usuń
    15. I słusznie, chociaż z tym ważeniem słów na forum publicznym bywa różnie jak i z odczuciem co do strefy prywatnej/tzw.dystanse personalne/ . Komunikacja to ważna rzecz- w każdej jej formie, o ile jest ktoś po "drugiej stronie" Niekoniecznie w zaświatach czy marzeniach sennych.
      kasta

      Usuń
    16. zapewne trochę siebie przemycam w opowiadaniach - trudno odciąć się zupełnie od siebie i pisać kompletną abstrakcję. ale nie dotykam prywatności otwarcie i staram się unikać spraw rodzinnych i zawodowych.

      Usuń
  4. Wiesz, że mi to się często zdarza. Otwieram oczy i w tym samym momencie zamykam sen. Przesz chwilę wydaje mi się, że MAM, trzymam dziada za nitkę. Ale nic z tego, niteczka cienka i pęka. Wiem, że coś... że gdzieś... ale nie wpadłam na to by zatrudnić strażnika?
    Chociaż ze snami różnie bywa, czasem lepiej ich nie pamiętać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja jestem pozbawiony snów. nie pamiętam. kiedy zaczynam opowiadać od słów "śniło mi się" to znak, że bajki opowiadam. śnię na jawie w związku z tym defektem.

      Usuń
  5. Sny na jawie - byle nie pomieszać, to jak świat wirtualny i rzeczywisty, jeśli zbyt często przekraczmy granicę możemy pewnego dnia pomylić rzeczywistości. Podobno Matrix istnieje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak się pomylę, to powiedzą, że wariat. przeżyję taki komplement.

      Usuń
  6. Odpowiedzi
    1. skoro trzeba wymyślać sny, to nie ma powodu wypierać się ich.

      Usuń
  7. Niektóre sny warto zapamiętać, ale inne? Niekoniecznie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie mam władzy nad snami - a one ukrywają się bardzo dokładnie. raptem ze trzy sny pamiętam, a i to dlatego, że się obudziłem.

      Usuń
  8. Witaj, Oko.

    "Nie przeszkadzać! Artysta pracuje!"
    Ponoć taki napis wywieszał na drzwiach swojego gabinetu Zenon Przesmycki i szedł spać:)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. znakomity pomysł. nie jestem artystą i muszę pracować przed zaśnięciem, ale odrobinę zazdroszczę.

      Usuń
  9. Warto złapać od czasu do czasu sen, aby zobaczyć, czy to jawa, czy sen.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ciekawe, jak wygląda taki sen, kiedy go zasuszyć gdzieś między kartkami książki. może jak naleśnik? albo kleks?

      Usuń
  10. W pogoni za snem najtrudniej go dogonić. Przychodzi wtedy, kiedy zupełnie niepotrzebny i pusty niczym wypatroszone jajko z niespodzianką. Nie przynosząc pożądanej ulgi. Opis - jak zwykle u Ciebie na najwyższym poziomie!
    Chylę czoła!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziwne, bo ludzie wiele potrafią z głowy wyjąć, a takiego obrazka, to już niekoniecznie.

      Usuń