Obudziłem się ze
świeżo naładowanym magazynkiem, a organizm aż krzyczał, żeby postrzelać pełnymi
seriami. Choćby do przypadkowych celów. Trzeba było wstać, bo lufa zakończona
tłumikiem wycelowana była w niebo i gotów byłbym strącić przelatującą anielicę,
jeśli ta zagapiłaby się na tę bezczelną demonstrację siły. Zapakowałem broń w
futerał spodni, jednak jej wydźwięk był wciąż jednoznaczny i trudny do ukrycia.
Myśliwy ruszający na łowy. Tylko nagonki brak i stada ogarów.
Wyszedłem, a
wiatr mnie zrewidował zanim zdążyłem zrobić rozpoznanie w najbliższej okolicy.
Trochę głupkowato chichotał przy tym kryjąc twarz w załomach, ale starałem się
nie przejmować zanadto i dzielnie udawałem, że ogarniający mnie rumieniec
wywołany został chłodem zaułka. Broń niosłem odbezpieczoną i gotową do strzału.
Miejska dżungla ucichła w trwodze. Dżungle wiedzą, kiedy złe wchodzi do lasu.
Nie wiem skąd, ale wiedzą. Groził mi samozapłon, a w polu rażenia beton i
pustka. Nawet dalekie od pełnej sprawności fizycznej jednostki zdążyły
czmychnąć przed jednoosobową falangą, a ja zamiast być dumnym z uczynionego
wrażenia zasępiłem się.
Aż tak straszny
widok prezentuję? Spłoszyłem zarówno doświadczone egzemplarze, którym udało się
umknąć niejednej obławie, jak i nieopierzone młokosy? Dziwne… Przeładowałem
broń i ukryłem w nogawce, żeby zamaskować zamiary, co nie wzbogaciło przedpola
w cele godne choć strzałów ostrzegawczych. Już myślałem, że przyjdzie strzelać
na wiwat, albo do martwej natury… Organizm krzyczał, że rozwiązania zastępcze
są zbyt ubogie, jakaś przerażona zwierzyna zwiewała wozem strażackim na sygnale
kalecząc uszy po kres odporności psychicznej, a ja wciąż brnąłem w dylematy –
ukrywać się? Czy postawić na jednoznaczność i obnażyć instynkty bez silenia się
na dyplomację?
Na początek postanowiłem
zmienić łowisko i tym razem na paluszkach przemieszczałem się w kierunku
mateczników... no… może przyszłych mateczników, albo mateczników byłych. W
każdym bądź razie przesuwałem się na paluszkach, a tylko ten, kto doświadczył, wie,
jak trudno przemieszczać się na paluszkach, kiedy erekcja nie zamierza wystygnąć,
tylko eskaluje w ciasnocie dżinsów założonych odruchowo na tak zwaną… Nie,
proszę – wolę nie kończyć, ponieważ nawet słowa potrafią mnie ubezwłasnowolnić
i postawić przed faktem równie mokrym, co dokonanym. Polowanie trzeba będzie
odwołać i znów na kolację bigos myśliwski nic z dziczyzną nie mający wspólnego…
ech!
Słońce
przedzierało się przez splątane zasieki zamka błyskawicznego w celach
absolutnie nieprzewidywalnych – wszak naruszało intymność poniekąd obcego
stworzenia, bez nadziei na coś więcej niż platoniczny związek. Co najwyżej
tatuaż mogło mi wygrawerować podjudzając pigment do wynurzenia się z głębin
skóry tuż pod jej powierzchnię. Pojęcia nie mam, czy dysponując piegami
zwiększyłbym szanse sukcesu, ale rozsądek (skąd się wziął we mnie niespodzianie?)
szydził, że polowanie z opalaniem posiada część wspólną, nawet dość bogatą,
jednak wymaga, aby trofea myśliwskie nabywać po zachodzie słońca w całodobowych
delikatesach – ukradkiem, żeby nikt ze znajomych nie dostrzegł, bo wstyd na
całą okolicę gwarantowany.
Kiedy w końcu
dotarłem na łowisko okazało się, że sezon zaczął się znacznie wcześniej i na
mnie nie czekał absolutnie Przegapiłem, albo kalendarz mi stanął… Prężyło się w
matecznikach z pół świata, choć część już dumnie wypinała pierś demonstrując domniemane
sukcesy. O pokocie mowy co prawda nie było, jednak pierwsza krew się już polała
w asyście krwiożerczych istot stojących po obu stronach indywidualnego
wyposażenia ofensywnego. Rozpalone do białości koguty prezentowały sztuki walki
niezarejestrowane nigdzie poza wioskowymi wspomnieniami przy kufelku w knajpie
naprzeciw kościoła, a wokół euforyczny pisk zniewolonych demonstracją testosteronu
samiczek i lekko zazdrosnych samców chwilowo kontestujących pełną gamę żeńskiej
obecności.
Pod przepaskami
broń polerowana długimi nocami dumnie prężyła się w tańcach godowych, głodowych
i wojennych udatniej niż na paradach. Przegląd uzbrojenia był zdecydowanie bardziej
dyskretny. Wizjery chłodzone trzepotem rzęs i ukryte pod grzywkami, masowały
materiał futerałów niedopowiedzeniami tak nieznośnymi, że myśliwi potracili
resztki rozumu błądząc w domysłach niczym w ostępach leśnych pustkowi.
Nie byłem sam.
Mało tego - stałem się częścią wielkiego, wygłodniałego stada na przednówku, a
organizm informował mnie niedwuznacznie, że gdybym wreszcie opróżnił magazyn,
to kolejne eszelony wiozą właśnie uzupełnienia i świeże dostawy towaru. Z
przekąsem dodał, że zimna woda jest znakomitym rozwiązaniem, lecz najlepiej
zastosować ją po fakcie. Krótko mówiąc – uzbrojony byłem po zęby, aż mi uszami pociekło.
Chciałem się oddać w niewolę, żeby mnie ktoś rozbroił, jednak nie udało się
spotkać ani jednego sapera gotowego przeprowadzić kontrolowaną reakcję
łańcuchową, połączoną z eksplozją w terenie wolnym od osób trzecich, czy choćby
weryfikację stanu uzbrojenia i sprawności sprzętu. Niechby pobieżną…
Z bronią jądrową
żartów już nie ma – pole rażenia urosło do bólu. Jednostek porażonych,
nieledwie zgiętych w pół przybywało. Co poniektórzy znieczulali się etanolem
ukrytym pod wielobarwnymi nalepkami butelek, inni sięgali po wsparcie biologiczne–
wszak bonifraterskim doświadczeniem skażeni wiedzieli, że zioło dać potrafi
ulgę i ciału i duszy… Zeszłonocne plemię wyhodowane nadaremnie czekało w
magazynku na zrzut, żeby miejsce dać nowym zastępom, a ja zacząłem żałować, że
nie poświęciłem chwili czasu anonimowej anielicy, która być może gdzieś tam
nade mną poprawiała makijaż, względnie dobierała aureolę pod kolor lakieru do
paznokci by przypodobać się Panu.
Ostrożność każe
utylizować amunicję raz podjętą z magazynu, co ma zapewnić niezawodność broni,
która ponoć i tak raz w roku samopas wystrzelić musi. Westchnąłem – czas
opuścić łowisko i zakonserwować broń. Może jutro będzie lepszy dzień. Porażka.
Znów nie byłem najostrzejszym nożem w szufladzie – jak lubił mawiać nieżyjący
Pratchett. Przyjdzie oswoić się z niepowodzeniem. Może powinienem urodzić sie w alternatywnym świecie, w którym podaż z popytem znajdują się w stanie chociaż względnej równowagi?
Zmierzałem właśnie
powrotnym kursem, kiedy na ramieniu poczułem dłoń. Bez wiary zerknąłem na nią.
Palce długie, wąskie, ozdobione szponami ostro wypiłowanymi i barwionymi
intensywniej niż krew płynąca świeżo rozdartą tętnicą. Serce zatrzymało się na
moment, żeby się nastroić dramatycznie i zreferować ciału konieczność
natychmiastowej mobilizacji wszelkich dostępnych środków. Zwieracz zapracował
na kształt pośladków, gdyż pociągnął za sobą sąsiadujące mięśnie, płuca
wypełniły klatkę piersiową imitacją mięśni i przysięgały, że wytrwają dłużej
niż przy połowie pereł, żeby tylko umożliwić zrzut materiału biologicznie
czynnego – mam nadzieję, że się nie przeterminował ugotowany wielogodzinnym
niepowodzeniem.
Obejrzałem się.
Blond włosy opadały na piersi ukryte w czeluściach biustonosza, a jego
rozmiary… oby nie kłamały więcej niż pięćdziesiąt procent! Dłoń zsunęła się,
kiedy wykonywałem obrót i teraz gnana grawitacją zsuwała się ze mnie kierując
się… Mój zachwyt rósł, a powietrza ubywało. W głowie zaszumiały ułańskie
pieśni, więc szable w dłoń i na szaniec czas wstąpić i proporzec zatknąć
mijając rubieże nieśmiałości dziewiczej, choćby owo dziewictwo zdobyte było
wielokrotnie i odbijane w nieskończoność…
Coś
nieposkromionego we mnie się rozmruczało, gdy ostatnim drgnięciem świadomości
zauważyłem rzecz niepojętą… Rozbrajająca mnie istota najwyraźniej była równie
zachwycona jak ja, bo przełknęła ślinę… Jabłko adamowe skoczyło nerwowo w górę
i w dół ze trzy razy, nim omdlałem.
Piękny opis - malowniczość jednej cząstki natury czy instynktu przetrwania? "Mateczniki"- powalają na kolana. Myśliwy wyruszający na polowanie, zakończone...omdleniem. Niedopowiedzenie czyje to było jabłko adamowe, pozostawia smaczek niedosytu w takim samym stopniu jak znak zapytania :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ten obieg słów w Naturze.
kasta
z mateczników jestem równie dumny, co z pełnego magazynka o poranku. dobry humor mnie nie opuszcza. sądzisz, że z jabłuszkiem udało się wprowadzić niedopowiedzenie?
UsuńStereotypowo przypisane jest rodzajowi męskiemu, ale patrząc na to z anatomicznego punktu widzenia...można spoglądać na tą część -nieco inaczej.
UsuńPełny magazynek-jakby nie patrzeć świadczy o pożądanym stanie instalacji nie tylko.. wodociągowej :)
kasta
to nie miała być autopromocja, czy "lokowanie produktu" - miałem na myśli wynalazek słowny.
UsuńWynalazek słowny na blogu -jakby nie patrzeć -też jest formą autopromocji- chcianej lub nie, a skoro dzielimy się już słowem ze światem-to...jest to przecież lokowanie produktu/własnej osoby/ hi,hi :)
Usuńkasta
niech i tak będzie. wyprzedaż wyobraźni. tylko tutaj i nie tylko dzisiaj bez ograniczeń można oszaleć w gratisach nie będąc nękanym nadmiernie przez konkurencyjne produkty.
UsuńHa, ha, ha- cóż za wybór -każdy z nas jest jedyny w swoim rodzaju, ale i tak wybieramy to co nam indywidualnie pasuje.
Usuńkasta
lepiej niż w Tesco i Biedronce - otwarte nawet w święta! to się nazywa nachalna reklama.
UsuńEe...nie taka wcale nachalna,przecież można w każdym momencie z tego wyjść /o ile się nie jest uzależnionym/czyli gdy właściwie działa osobisty ośrodek decyzyjny.:)
Usuńkasta
a pewnie, że można. drzwi są otwarte i dla wchodzących, i dla wychodzących. bez różnicy.
UsuńPrzyznam Ci, że zawsze bawiły mnie te opowieści mężczyzn o porankach. Nie pierwszy raz ktoś o tym pisał publicznie, często w wersji innej niż opowieść, prywatnej, intymnej wręcz. Z tego zrobiła się codzienność, to jak zobaczyć na Face Book u znajomego, zamiast tradycyjnego zdjęcia przedstawiającego śniadanie, opowieść o "nabitym pistolecie". A zdarzało się i to.
OdpowiedzUsuńMateczniki, muszę zapamiętać tę nazwę.
zdecydowanie trudniej mi wyobrazić sobie żeńską wersję czegoś w tym stylu.
Usuńjak widzę matecznik robi furorę, a do głowy przyszedł ze względu na dwuznaczność pięknie pasującą do leśnych ostępów i polowania.
Szczerze mówiąc, byłoby trudno o podobne chwile u kobiet. Aczkolwiek nie jest niemożliwe ukazanie intymności porannej w inny sposób. Lecz w formie opowiadania. Fikcji można się spodziewać, publicznych, autentycznych wynurzeń raczej nie, przynajmniej nigdy nie spotkałam.
UsuńJak już wspomniałam o FB, ostatni raz widziałam wpis pewnego wirtualnego znajomego, w którym chwalił się, że pomimo silnej erekcji i wielkiej ochoty na samozaspokojenie, nie zrobił tego i jest tak dumny z siebie, że musiał się pochwalić całemu światu. Stracił w moich oczach, szczerze mówiąc. Miałam go w znajomych z uwagi na inteligentne i głębokie posty na różne socjologiczne tematy. Moim zdaniem przesadził.
ludzie posuwają się w ekshibicjonizmie coraz dalej - ciekawe, czy istnieje jakakolwiek nieprzekraczana granica.
UsuńPotwierdzam, że koniec pozostawił pole do domysłów.
OdpowiedzUsuńA tak w ogôle to ów magazynek rządzi męskim światem, to smutne. Nic a nic mi gościa nie żal. Są ciekawsze rzeczy niż poszukiwanie pustego matecznika, aby go szybko (a czėsto byle jak) wypełnić.
niech cytadele mateczników pozostaną w dobrym humorze i niezdobyte. ani mi w głowie bronić pozycji niczym Alamo. niech każdy myśli, co uważa. ja jestem zwyczajnie ciekawy dokąd zmierzają popędy. historia zna już przypadki desperacji mateczników wystarczająco niedostępnych, żeby wszelkie inwazje przetrwać. nie kibicuję żadnej ze stron.
UsuńNo jasne, że istnieją mateczniki na tyle zdesperowane, że udają się do specjalnego banku po naboje. ;) Albo biorą jak leci, co znajdą na ulicy.
UsuńNiemniej jednak twierdzę, że właściciele pistoletów lubią postrzelać na prawo i na lewo często bez specjalnej potrzeby, po tylko, żeby świat nie zapomniał kto tu rządzi. ;)
no tak. na prywatnej strzelnicy...
UsuńSugerujesz, że każdy ma prywatną strzelnicę? Seksiata z ciebie.
UsuńMiało być: seksista.
Usuńw końcu gdzieś się ta amunicja zużywa... chyba.
UsuńNo czasem jak tak się puści wodze, napali się i prawie wita się z gąską...może całość spalić na panewce ;-)
OdpowiedzUsuńtaaa... puszczenie wodzy sprzyja panice i utracie kontroli. ciekawe, czy podobnie działa z drugiej strony.
UsuńAbsolutnie tak, my tacy sami jesteśmy :-) Wszyscy. No chyba, że niektórzy nie.
Usuńw takim razie samice polują jakoś dyskretniej. może to kwestia wrażliwości.
UsuńZastanowiło mnie to omdlenie. Chyba, że chodziło o myśliwego polującego na wdzięki i blond włosy, to wszystko by się zgadzało.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
można stracić oddech, kiedy samica okaże się samcem.
UsuńZmieniłabym tytuł na: "Życie"?
OdpowiedzUsuńTak czy inaczej stawiam najwyższy stopień.:-)
tytuł, jak tytuł - czasami bardziej udany, a innym razem mniej. treści też są różnej jakości.
Usuń