niedziela, 14 kwietnia 2019

Po jaśniejszej stronie ziemi.


Usiłowałem powstrzymać światło rękami, ale ono jak woda wdzierało się pomimo i pomiędzy. Żadnej nadziei. Gorączkowo starałem się uszczelnić prostokąt ściany wypełniony szkłem jakimiś szmatami – firanką pachnącą domowym, żółto-brązowym kurzem, czy przesiąkniętą stalowym dymem z fajki zasłoną grawerowaną w niezrozumiałe arabeski. I chociaż szyba zarosła liszajami podeszczowego błota smużącego się bezwstydnie zaschłymi strumykami zmierzającymi do ujścia na wysokości parapetu, to jednak światło wdzierało się do wnętrza obnażając jego bylejakość.

W mroku mogłem udawać. Że to wnętrze jest większe, wspanialsze, że na ścianach wiszą całkiem udane kopie obrazów, a nawet, że Guernica odzyskuje naturalne kształty i koń pochyla się nad przypadkiem niezrozumiałym ocalonym kwiatem na parapecie, żeby wygryźć ostatni liść dieffenbachii i popełnić samobójstwo w wyniku długotrwałej depresji spowodowanej trwałym kalectwem wszczepionym jej przez autora będącego niegdyś pod wpływem. Jego los już odwołał z tego świata, a wierne zwierzę zapewne zechce dołączyć i zapytać go o powody, albo zwyczajnie przytulić się do rodziciela, szukając ciepła i zrozumienia.

Z podłogi zniknęły latające dywany, a bezszelestna, czarna puma – albinos zamieniła się w pręgowanego dachowca, który, gdy tylko uchylę drzwi do wolności znika na cały tydzień i wraca skurzony, żeby wyleczyć rany. Zupełnie, jakbym prowadził lazaret cuchnący cierpieniem, byle jakim żarciem i chemią dezynfekcji. Kandelabr o niezliczonych, kryształowych oczach wychudł do zapyziałego kinkietu, a wszechpotężny salon wracał wymiarami do trzech, skromnych, wielkopłytowych wymiarów typowych dla M-3. Nawet kominek trzaskający wesołymi iskrami żywicznych szczap wyprowadził się i teraz jest pożarem śmietnika cuchnącym palonym plastikiem i sierścią zabłąkanego szczura zbyt starego na błyskawiczną ucieczkę. Lament dwóch wozów strażackich stał się wiarygodnym budzikiem dla całej okolicy. Nie był to śpiew Świtezianki, Nie była to pieśń Szeherezady tłumiąca mordercze instynkty.

Promień słońca obnażył beznadzieję. Szaro-bure oblicze zarośnięte nocą tak, że trzeba je odchwaścić, nim się między ludźmi ośmielę pokazać – najwyraźniej noc była niezmiernie długa, skoro obrosłem jak grządka perzem po wiosennych roztopach, choć mi zajęło to zaledwie noc. Powieki wyzbierały przez ten czas piasek z oczu skrupulatniej niż gołębie mak z kopciuszkowego stosu i zbudowały wydmy w kącikach oczu – gotowe do transportu, lub dalszej obróbki, czekające wschodu słońca. Usta spękane oddechem gorącym, w którym wystygła ekspresja słów wilgocią nasączonych, jadowitych, albo mściwych dopominały się źródła. Gdzieś na policzku wyschła ścieżka śliny upuszczonej w pasji jakiejś nocnej narracji, której nie pamiętam.

Zmysły powoli zaczynają się do mnie przytulać, mościć sobie gniazda porzucone wczorajszego wieczoru. Teraz znów są ze mną i we mnie i chcą się zachwycać, podziwiać i zdumiewać. Szarpią mnie za włosy, żebym przestał się ociągać i nakarmił je dniem, widzeniem, czuciem, albo aromatem, od którego apetyt rozdmucha duszę, aż wzruszenie odbierze mi mowę. Ciało gaworzy sobie po cichutku i dokonuje krytycznej samokontroli. Nie pozwoli mi na nadmierne fanaberie. Chce się oczyścić po nocy, wydalić moje wczorajsze kaprysy. Bez świadomości zrzucam skórę. Nie tak, jak wąż, ale linieję wzorem psów niepostrzeżenie. Drobiny wycieram w pościel, albo spłukuję prysznicem. Wiatr przeczesuje mój skalp – chłodząc spocone myśli potrafi wydmuchać łupież i zabrać zużyte futro.

Dzień rozpycha się nieznośnie. Kształty tężeją w rzeczywistości i choć daleko im do nocnej mrzonki, to jednak one twardo stoją na ziemi i gotowe okaleczyć, jeśli je ignorować. Życie marzycieli jest ciężkie pośród nieugiętej codzienności. Kolory spłowiałe, zbrukane używaniem nie są tak żywe, jak w wyobraźni, dłoń czuje opór materii. Świat mniej przychylny dyktuje reguły i jest tak diabelnie konserwatywny, że ogarnia mnie współczucie. On nie marzy? Nie zasypia? Nocą mógłby rozwinąć skrzydła i z wdziękiem kosmicznej manty pofrunąć w łagodność, albo na wakacje. Wyłączyć grawitację i poskakać jak piłeczka pośród innych kosmicznych piłek. Poszukać smoków, albo rozsypanych po horyzoncie zdarzeń pereł.

20 komentarzy:

  1. Nie tylko po jasnej stronie ziemi, ale tak jakby po wiosennej. Życie roztapia się w świetle. Z nutką tęsknoty do ciemności.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Życie marzycieli jest ciężkie pośród nieugiętej codzienności." Oooo, właśnie ten cytat towarzyszyłby mi przez większość życia, gdybym wcześniej go przeczytała. :) Dziękuję za nazwanie tego stanu - od dziś dzięki Tobie już wiem, że to jest właśnie to.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no proszę. cytat popełniłem nieświadomie. niech służy nim się zdewaluuje.

      Usuń
  3. Marzenia się spełnia, krok po kroku. Może już pora, by ujrzały światło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kto wie. może część się już nawet spełniła? czas pogmerać w pamięci i je odkurzyć.

      Usuń
    2. I może się okazać, że już spotkaliśmy to, czego szukamy.

      Usuń
    3. skoro tak, to znak, że marzyło się małe marzenia. i co dalej, skoro wszystko, czego się chciało od życia już jest? o czym teraz marzyć?

      Usuń
    4. Nie wszystko. Nie można mieć wszystkiego, ale nie martwię się specjalnie, że nowych marzeń zabraknie.

      Usuń
    5. zrozumiałem, że pytałaś o życie po spełnieniu wszelkich marzeń.

      Usuń
    6. Nie wiem o czym mówisz, czy jest takie życie?

      Usuń
    7. skoro się wymarzy już wszystko... niektórym się w głowach przewraca od nadmiaru powodzenia.

      Usuń
    8. A niechby się przewróciło :)

      Usuń
    9. no proszę - jaka zgodna.
      cóż to za marzenie - żeby się we łbie poprzewracało...

      Usuń
  4. Mrok to Światło tylko inaczej :-) Popatrz na żyjątka w głębinach morza :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no tak - zimno, to też ciepło, tylko mniej ciepłe niż ciepło...
      filozofia jest przedmiotem zachwytu wielu myślicieli.

      Usuń
    2. Oj tam, zaraz tagować :-)

      Usuń
    3. oj tam jest w tym wszystkim najważniejsze.

      Usuń
  5. To może przenieśmy się na Ciemną Stronę Księżyca? Ja bardzo chętnie. Jeszcze statek kosmiczny by się przydał 😀😀😀

    OdpowiedzUsuń