- A pamiętasz – zaczęła Ewa i już wtedy wymyśliłem, że wieczór zakończymy w łóżku. Jak kiedyś, tylko wtedy miałem czterdzieści lat mniej i o wiele więcej do zaoferowania kobiecie. Przynajmniej tak sądziłem. Tymczasem Ewa kontynuowała wątek i spytała patrząc mi w oczy. Skrzyły się również jak wtedy. – Pamiętasz Carycę?
- A mógłbym zapomnieć? - mruknąłem nieco speszony. Carycą Katarzyną ochrzciliśmy nauczycielkę rosyjskiego. Straszna była z niej kosa i bezbłędnie wykrywała, kto nie przygotował się do jej lekcji. Rafał, klasowy fircyk, na zimowej wycieczce do Karpacza, kiedy już wszyscy mieli dobrze w czubie tak właśnie ją nazwał i przylgnęło błyskawicznie, jak guma do podeszwy. To był czas Kaczmarskiego i Sen Katarzyny każdy znał na pamięć. I każdy musiał przyznać, że „nasza” Katarzyna była niezwykle piękną kobietą.
Ewa pokazała na mnie palcem z tym swoim szelmowskim uśmiechem i nieco przerysowując sposób mówienia Carycy wygłosiła przemowę:
- Wstań Ewo i przypomnij nam wszystkim, co miałaś przygotować na dzisiejszą lekcję! - A ja… jeszcze nie ostygłam i straciłam język w gębie. Chwilę wcześniej, tylko zaciskając uda osiągnęłam orgazm i w głowie huczało mi od emocji. Pewnie jakiś dźwięk się ze mnie wydostał, a ona wychwyciła go bez pudła i natychmiast mnie wyrwała do odpowiedzi. Wstawałam na miękkich nogach i myślałam, że się spalę ze wstydu, bo ona WIEDZIAŁA! I kpiła ze mnie w żywe oczy. A ten jej tekst? - Czy jest w klasie choć jedna osoba, która podczas lekcji rosyjskiego nie myśli o seksie? Zrobiła się cisza jak w teatrze i tylko ty podniosłeś rękę. Tylko jeden? – szydziła Caryca, a ty wstając zapytałeś, czy to coś złego marzyć o miłości, którą nawet księża na katechezie pochwalają, uznając ją za piękną i potrzebną człowiekowi do godnego życia…
- Migiem wywaliła nas z lekcji i jeszcze po pałce wpisała w dziennik.
- A dalej też pamiętasz? - droczyła się Ewa, nawijając kosmyk włosów na palec
- Sądzisz, że kiedykolwiek zdołałbym zapomnieć?
- To opowiedz, bo może ja coś pokręciłam…
- Wyszliśmy z klasy, a ty chwyciłaś mnie za rękę i zdradziłaś mi, czym byłaś zajęta. Nie mogłem uwierzyć, więc zaciągnęłaś mnie do damskiej toalety, wsunęłaś rękę w spodnie i wyjęłaś ją lepką od soków, delikatnie ocierając opuszki o moje usta. To był obłęd. Oszalałem, a ty razem ze mną. Zlizałem z palców najdrobniejsze nawet okruszki, a potem oparłem cię o ścianę i szarpnąłem spodnie w dół. Mój pierwszy raz trwał chwilę zaledwie, ale nigdy go nie zapomnę. Ubrudziłem nasieniem twoje pośladki, więc byłaś mokra i z przodu i z tyłu, ale wciągnęłaś majtki jakby nic się nie stało i poszliśmy na następne lekcje. Kosmos tego wspomnienia do dziś szarpie mi tętno.
- Wtedy nie spytałem, ale do dziś jestem ciekawy. O kim myślałaś w klasie?
- Przecież wiesz… - wzruszyła ramionami – o Leszku.
- Jakim Leszku – zainteresowałem się – zaraz, zaraz, czy o tym nowym nauczycielu od technologii i materiałoznawstwa? Wiesz, jakie chodziły po szkole plotki?
- To nie były plotki - kiwnęła głową
- Więc dlatego miałaś najlepsze stopnie właśnie u niego?
- Taaaa… Zawsze dyskretnie wsuwał mi karteczkę z pytaniami i odpowiedziami, nim wyszłam od niego. I wiedziałam, kiedy będzie mnie pytał.
Trawiłem chwilę tę informację, która dziś mocno straciła na znaczeniu. Nie zapytałem na gorąco, a później było mi już niezręcznie. Chyba zaplątałem się w tych rozważaniach, bo Ewa trąciła mnie lekko po przydługiej ciszy:
- Też byłeś niezły aparat – powiedziała z uśmiechem – łąki pamiętasz?
Tylko się uśmiechnąłem i kiwnąłem głową. Ewa umówiła się ze mną na niskich łąkach, mieliśmy nimi pójść daleko, aż za miasto. Chcieliśmy minąć wyspę i zobaczyć, jak rzeka wygląda nim wpłynie do miasta. Wyszedłem z domu sporo przed czasem, żeby się nie spóźnić i szedłem kopiąc kamyki i kapsle od piwa. Przede mną szła jakaś dziewczyna rozkołysana w biodrach i najwyraźniej w tempie podobnym do mojego. Przyglądałem się, a mój wzrok przyklejał się do jej sylwetki. Dla fasonu wcisnąłem ręce w kieszenie dżinsów. Wtedy, był to jeszcze twardy materiał z płótna żaglowego, bez śladu lycry. Nim dłonie osiągnęły dno kieszeni, poczułem wzwód. Lekko dotknąłem członka poprzez kieszeń, a kroki, choć niespieszne przesuwały moje palce w górę i w dół. Dziewczyna skręciła do jednego z nielicznych domków zbudowanych tuż za wałem przeciwpowodziowym, a ja poczułem, że nie utrzymam już w sobie nasienia. Rozlało się po mnie wrzątkiem. Gdy Ewa dotarła na miejsce, śmiała się ze mnie, bo oczywiście przyznałem się co się stało chwilę wcześniej. Byłem jej to winien, po tym, co zrobiła w szkole. Wsunęła mi dłoń pod pasek i głębiej, a kiedy ją wyjęła - oblizała. Popchnęła mnie na jedną z wielu wierzb, rozpięła spodnie i ustami wygarnęła wszystko, co nie zdążyło wsiąknąć w bieliznę. A potem… Dość powiedzieć, że dalej nie poszliśmy już nigdzie. Ani za miasto, ani nawet na wysokość wyspy. Zostaliśmy w cieniu wierzby ciesząc się bliskością naszych ciał.
Kto w tamtych czasach miał wolną chatę, albo mógł zaprosić koleżankę na noc do siebie? Jak raz, dwa razy do roku udawała się taka sztuka, to było wielkie szczęście. Trzeba było korzystać z łaskawości natury. Na łąki chodzili wszyscy. I wszyscy wiedzieli, że każdy szuka tego samego – intymności. Nikt nie przeszkadzał i byłoby towarzyskim samobójstwem skomentowanie czyjejś obecności tam, a co dopiero serwowanie w szczegółów.
Zaraz po maturze Ewa wyjechała z rodzicami do Kanady. Nawet odprowadzałem ją na samolot i było mi strasznie przykro, że leci beze mnie, ale na wizę nie mogłem liczyć. Jej rodzina przygotowywała się przez lata, znali język, jej rodzice spełnili ostre kryteria i załapali się na rządową emigrację. Ja? Mogłem tylko zepsuć im ranking. Poza tym, nie byłem pewien, czy chcę wyjeżdżać. Tu było moje wszystko, tam, za wszystko musiałaby mi wystarczyć Ewa… Stchórzyłem, a ona pojechała, wiedząc, że przez następne dziesięć lat nie będzie mogła opuścić kraju, bez utraty przywilejów. Dziesięć lat, dla nastolatka to wieczność. A może i dwie wieczności. Czas, w którym uczyłem się żyć bez niej.
Zawiesiłem się całkiem w powodzi wspomnień, a kiedy ocknąłem się i zerknąłem na Ewę, oczy miała szkliste, niewidzące. Patrzyła na mnie, a może przeze mnie, a wargi miała drżące i zaciśnięte. Kiedy jęknęła – zrozumiałem.
- Znowu to zrobiłaś! - nie mogłem napatrzyć się na jej twarz, zmieniającą się w szaleństwach ekstazy.
- Taaaa… - westchnęła – już zapomniałam, jak bardzo mi się podobasz, ale nic się nie zmieniło od technikum.
- Nic? - zdziwiłem się – podobno wyszłaś za mąż.
- Było, minęło. Chyba nie chcemy gadać o moim byłym. A ty?
- Ja nie.
- Nie wyszedłeś za mąż? To miłe. - uśmiechnęła się – A kobiet zabrakło w mieście?
- Wiesz… Po tobie wszystkie zdawały się mdłe i bezbarwne. Nie umiałem przestać porównywać ich do ciebie. Przegrywały jedna po drugiej i więcej jak dwie-trzy randki nie przetrwała żadna. Seks z tobą sprawił, że stałem się wymagający. Może, gdybym zainteresował się nieco starszymi kobietami, zapomniałbym. Ale rówieśniczki były okropnie pruderyjne i przestraszone.
- Chciałam ci przypomnieć o obietnicy – wilgotną dłonią przeciągnęła mi po policzku. Przed odlotem obiecaliśmy sobie, że każde z nas będzie mogło raz w życiu poprosić to drugie o jedną noc. Bez względu na wszystko. I że tę noc dostanie. Uprzedziłam narzeczonego, gdy mi się oświadczał, że możesz się zjawić, abym spełniła obietnicę, choć szansa była nikła. Powiedziałam mu póki jeszcze mógł odejść. Ta obietnica była dla mnie ważna. Takich obietnic nie wolno łamać. A dziś, chciałam, żebyś mi nie odmówił tej nocy.
- Nie marnuj starej waluty. Może jeszcze będziesz chciała z niej skorzystać. Dziś i tak byłbym twój. Nie pozwolę ci odejść po raz drugi.
- A niby jak chcesz to zrobić, łobuzie?
- Cóż… Ja również pamiętam o obietnicy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz