Pani w spodniach od piżamy prowadza kundelka wzdłuż klombu, czekając, aż ten ureguluje gospodarkę wodną w organizmie. Pies opróżnia się niechętnie, za to wdycha namiętnie. Powietrze przesycone wilgocią i wiatrem pachnie niemal wiosennie.
Podziwiam reklamę baru – green cafe nero i sam już nie wiem, czy ona kawa jest bardziej czarna, czy też zielona. Na przydworcowych brukach wciąż leżą powodziowe wory z piaskiem tworząc zaspę w barwach narodowych.
Na słupie trakcyjnym ktoś napisał PUPA – zachwycająca delikatność jak na uliczną twórczość. Rzeka moknie od deszczu, a okna uniwersyteckich budynków usiłują zastąpić jej słońce. Wraz z brzaskiem deszcz ustaje, za to mnogość czarnych minispódniczek zdaje się zwiastować wiosnę.
A może owa PUPA to reklama firmy kosmetycznej, wcale nie najtańszej...
OdpowiedzUsuńKoniecznie trzeba nam iść na spacer, by miast pismo nosem, zwęszyć chuć wiosennego błocka.
OdpowiedzUsuń