sobota, 29 czerwca 2019

Spółdzielnia.


Za cenę garniturów znajdujących na sali można byłoby wykarmić Mozambik przez najbliższy rok, jednak większość siedzących miała Mozambik… powiedzmy poza horyzontem zainteresowań (kto w ogóle wie coś o Mozambiku? Bogactwa naturalne, to HIV, malaria, inwentarz żywy w postaci homarów i ludzi, eksportowanych do krajów ościennych od tak dawna, że co poniektórzy nie znają już innych źródeł).

Tymczasem stado oszołomionych słuchaczy siedziało i przepacało jedwabiste marynarki i krawaty strachem który śmierdział mniej więcej tak samo, jak mozambicki produkt eksportowy u kresu podróży (tzn. dostawy). Pocili się bezwstydnie i chociaż czerwonym iksem zabroniono konsumpcji tytoniu nikt nie przejmował się zakazem. Każdy indywidualnie i na własną rękę degenerował się czym popadnie, zgodnie z preferencjami.

Prognoza była dramatyczna. Deszcz, już teraz uchodzący za kuriozum meteorologiczne miał wyginąć, jak nie przymierzając tarpan, czy wędrowny gołąb. Podobno początki miały być jednak miłe i niemal biblijnym potopem miała się rozpocząć era bezdeszczowa. Naukowiec był wyblakłym staruszkiem, którego nie dałoby się przekupić chyba niczym więcej niż kolejną setką lat do przeżycia we względnym zdrowiu, więc był wiarygodny, choć cyniczny był bezgranicznie. W pogardzie miał ich dobre samopoczucie i chlastał słowami, aż mieli sine uszy i usta, a co słabsi zażywali ukradkiem pigułki z przeznaczeniem kardiologicznym.

Kiedy skończył mówić, a zajęło mu to niewiele czasu na sali siedział tłum zdezorientowanych ludzi, którym ktoś spod tyłka wyszarpnął właśnie raj i plany na przyszłość. A plany mieli wypasione w zaciszu gabinetów pełnych mahoniu, dzieł sztuki i antyków w tajemniczy sposób zaginionych podczas ostatniej zawieruchy wojennej i nigdy nie odnalezionych. Jeżeli dobrze zrozumieli wykład – a każdy bacznie i nieufnie rozglądał się wokół – to właśnie usłyszeli, że czas najwyższy pożegnać się z domem i szukać nowego.

Każdy z nich nawykł już dawno, że przedstawienie problemu, to preludium, po którym powinno nastąpić jakieś rozwiązanie i pomysł na biznes. Bo problem jednych, zazwyczaj stawał się zyskiem innych. A oni wszyscy (choć żaden drugiemu tego głośno nie powie) byli dziećmi sukcesu. Bezwzględnego, często nie do końca legalnego, ale zakończonego tryumfalnym zatknięciem proporca zdobywcy na stosie rodzinnych łupów. A teraz, zamiast beztrosko konsumować zyski i pomnażać stan posiadania należało się skupić na sprawach tak podstawowych, że niemal już zapomnianych.

Jak to? Mieli zdechnąć z pragnienia? Oni? A jak sobie poradzą podwładni i wykorzystywani? Naukowiec wyświetlał tabele i wykresy, a mówił językiem tak potocznym, jakby miał ich za kretynów. Jednak zrozumieli wszyscy, co się szykuje i z jakim problemem przyjdzie się zmierzyć. Niejeden widział już wojny o dostęp do wody pitnej i wielką migrację. Jeszcze się łudzili, że są jedynymi odbiorcami tych dramatycznych danych, jednak siwowłosy, łysiejący mówca błyskawicznie zdeptał te nadzieje. Świat wiedział, że staje w przededniu pierwszej wojny o wodę. Dwadzieścia lat? Trzydzieści? A jeśli to zbyt ostrożne szacunki i zostało zaledwie dziesięć?

Naukowiec zakończył przemówienie racząc się schłodzoną wodą mineralizowaną w kontrolowany sposób, żeby nie zwapnić mu zwojów mózgowych. Wciąż był użyteczny. Ba! Niezbędny. Kiedy usiadł za prezydialnym stołem pojawiły się nieśmiałe pytania, ale zignorował je wzruszając ramionami. Szeregowcom na razie nie wolno zadawać pytań dowództwu armii zbawienia. A Jedwabni Panowie byli szeregowcami. Tutaj. Choć poza salą kłaniały się im zastępy służby i niewolników, tutaj stanowili plankton widoczny dopiero w masie. I tak byli traktowani chyba pierwszy raz w dorosłym życiu. Wstał kolejny mówca i wyświetlił jakąś mapę, zdjęcia i zestawienia zebrane w surowe tablice.

- Kotlina Kłodzka. Trochę ponad czterysta osiemdziesiąt kilometrów kwadratowych w pasie dwanaście na czterdzieści kilometrów. Plus otaczające ją góry – bagatela powiedzmy, że około półtora tysiąca kilometrów brutto…

Mówiący umilkł pozostawiając niedopowiedzenie. On też, wzorem naukowca pił zimną wodę i zerkał znad szklanki na tłum gości.

- Przez teren przepływa Nysa Kłodzka, która przełomem Gór Bardzkich ucieka w pradolinę wrocławską. Pozostałe, mniejsze cieki wpadają do Nysy w obrębie Kotliny i korzystają z jedynej dostępnej drogi ucieczki. Pamiętać należy, że stoki okalających gór opadające w stronę kotliny zimą zasilane są śniegami, topniejącymi i spływającymi w nią z braku innych możliwości. Jeżeli dołożymy wiadomości z zakresu meteorologii, to przeważające na tym obszarze wiatry południowo – zachodnie są zwiastunem podwyższonych opadów, przynosząc znad Alp i Sudetów wszystko to, co zdoła tam unieść się w postaci pary wodnej. Historycznie teren ten jest obciążony skazą powodzi powtarzających się cyklicznie i regularnie niemal co dekadę przynosząc dramatyczne skutki.

Mówcy najwyraźniej postanowili często się zmieniać, zmuszając słuchających do wytężonej uwagi. Teraz jednak wystąpiła pani o spojrzeniu metalicznym. Gdyby chciała tylko wzrokiem oberwałaby guziki wszystkich koszul. Weszła na podwyższenie i popatrzyła na jedwabne stado jak śmierć na aktualny odłów. A potem przedstawiła w liczbach analizę stanu prawnego nieruchomości. Dużej, bo obejmującej kilka pasm górskich i całej niecki wewnątrz. Suche liczby, jednak miały wagę. Szczególnie, kiedy przystąpiła do zamiany hektarów, kilometrów i innych miar powierzchni na złotówki. Wyszła jej kwota imponująca. Prosty szacunek, jaki każdy z obecnych mógł przeprowadzić bez wsparcia notesem, czy monitorem telefonu. Na telebimie zajaśniała liczba zawierająca cały żywopłot tłustych zer stojących na baczność za jakąś cycatą trójczyną.

Następny z mówców nie wygłupiał się w podnoszenie ciśnienia – każdy z patrzących widział liczbę, która wzbudza szacunek nawet tych wielmożów. A on poprosił, żeby na początek przemnożyli ją jeszcze przez trzy. A potem podwoili. Zadanie nie było trudne dla wprawnych umysłów, jednak cel działania zdawał się nie do wszystkich docierać, więc mówiący łaskawie wyjaśnił.

- Musimy rzecz kupić całą. Na dodatek szybko, więc cena wzrośnie i to znacznie. A następnie musimy błyskawicznie wysiedlić, splantować, teren, przygotować wyspę wewnętrzną i zabudować ją do standardu, do jakiego wszyscy przywykliśmy. Poza tym trzeba jeszcze zamknąć odpływ Nysy. Czyli trochę nabałaganić z górami, żeby przełom przestał istnieć raz na zawsze. Co osiągniemy? To oczywiste. Zrobimy z Kotliny wielką wannę, w którą nazbieramy wody. Naszymi ścianami będą góry, które obsadzimy personelem uzbrojonym po zęby i ufortyfikujemy – dlatego przemnożyliśmy kwotę przez dwa. Kupić, to mało. Musimy przygotować się do obrony, zanim urodzi się myśl o ataku.

Na sali zapadła cisza. W wielu głowach kłodzka niecka już napełniała się, aż pęcherze trzeszczały zarażone wielką wodą. Niektórzy spoglądali na fale omywające wyspę dla wybrańców, albo patrolowali wzgórza wypatrując słabych punktów przedstawionego planu. Z monitora uśmiechała się wciąż cycata trójka, której żaden z prelegentów nie zmienił na dojrzałą osiemnastkę. Może mniej urodziwą, ale bliższą prognozom. Milczący do tej pory szef siedzący pośrodku stołu prezydialnego nawet nie wstawał, żeby zamknąć posiedzenie.

- Mam nadzieję, że obecni rozumieją konieczność zachowania najdalej idącej dyskrecji. Jeżeli cokolwiek wypłynie poza tę salę, koszty drastycznie wzrosną i mogą wielokrotnie przekroczyć budżet przewidywany i wyprowadzić ów plan poza zasięg naszych połączonych możliwości – podniósł głowę i powoli sunął po twarzach siedzących – Tydzień. Więcej czasu na podjęcie decyzji nie będzie. Musi wystarczyć na nieodwołalną deklarację i pierwsze wpłaty. Mile widziane będą pomysły i inicjatywy, które przyspieszą proces pozyskiwania terenu, oraz jego docelowego zagospodarowania i utrzymania. Przy wyjściu otrzymają państwo numer rachunku do wpłat. A teraz, jeśli są jeszcze jakieś pytania, to proszę je formułować tu na miejscu, gdyż poza tą salą na żadne pytania nie możemy sobie pozwolić. Zostawiam państwu moich przedmówców do dyspozycji i mam nadzieję, że w komplecie spotkamy się za tydzień.

22 komentarze:

  1. Tutaj to już chyba tylko Ruda mogłaby pomóc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sądzisz? może Ruda przygotowywała dane? albo wysuszyła ziemię?

      Usuń
    2. Byłażby aż tak wyrachowana?

      Usuń
    3. ludzie robią szkody nie tylko z wyrachowania. czasem z głupoty, lub nieuwagi.

      Usuń
    4. Ale Ruda nie ma aż tak wygłaskanego mózgu, że wyprostowały jej się zwoje. Ona ma je porządnie pofałdowane.

      Usuń
    5. czyli co? wezwać, żeby przywróciła ziemi deszcz?
      ale ona jest z innej bajki...

      Usuń
    6. Może by coś odpowiedniego wyhodowała, a potem dokonała jakiegoś transferu międzybajkowego?

      Usuń
    7. za kolejną dotację na atomowe wiewiórki?

      Usuń
    8. Może na radioaktywny mech?

      Usuń
    9. a ja będę go udeptywał, żeby mu zbyt długie łapki nie wyrosły? nic z tego!

      Usuń
    10. Pani Kasia może na nim siedzieć.

      Usuń
    11. szef będzie zazdrosny i nakopie mi do CV

      Usuń
    12. Słowem - gorzej niż w tragedii greckiej i nawet o katharsis trudno.

      Usuń
    13. co zrobić - pani Kasia w szponach autorytetu jest niedostępna chudopachołkom. i jak tu taką zatrudnić do deptania mchu?

      Usuń
    14. Zwłaszcza do deptania pośladkami...

      Usuń
    15. niech lepiej zostanie niepokalana.

      Usuń
    16. Niepokalane mchem pośladki... Taż to prawie religia!

      Usuń
    17. i słusznie - bo jak tu usiąść szefowi na kolanach z pokalanym zadkiem? i to radioaktywnym? to i Ruda już nic nie pomoże.

      Usuń
  2. No i proszę,w obliczu zagrożenia to co rozdzielone potrafi się połączyć w ...społem, wespół, w zespół.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kasa jest bezimienna i swój środek ciężkości zna.

      Usuń
  3. Skądś takie prelekcje znam, a niektóre kończą się prośbą o datki.
    Sama miałabym spocony garnitur, gdyby zalano Kotlinę Kłodzką...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. naprawdę? a oni mają spocone, bo jeszcze nie.

      Usuń