środa, 5 czerwca 2019

Rozwój ekosystemu.


Cisza trwała już całe cztery dni. To niemal typowy, biurowy tydzień. Trudno było nam wszystkim pojąć co się stało i powoli zaczęliśmy obstawiać zakłady, że Ruda zachorowała, albo ją zwolnili za wybujałą i zbyt żywą (w dosłownym tego słowa brzmieniu) wyobraźnię. Każdy nadstawiał ucha i wręcz dopominał się jej kroków na korytarzu, żeby w uspokajającym rytmie serduszka zmierzającego ku zawałowi wystrzeliło staccato kroków zmierzających TAM i z powrotem. Co odważniejsi symulowali nawet chorobę dróg moczowych, żeby zwiększyć szansę na to, by „przypadkiem” TAM spotkać Rudą i podzielić się ze współpracownikami tak pożądaną informacją.

Tymczasem słuch o Rudej zaginął i westchnienia żalu gęstniały, aż szef nie wytrzymał i walnął pięścią w biurko, któremu do dębowej solidności wiele brakowało. Walnął z wdziękiem i gdybym był płci przeciwnej pewnie rozkochałby mnie w sobie tym atakiem agresji skierowanej w stronę przyrody nieożywionej. Jako samiec musiałem jednak przyznać, że wolałem rozkołysane kroki Rudej tętniące życiem i pobudzające krew do tańca w rytmie jej kroków.

- Dość! – szef bezkompromisowo uciął wszelkie dywagacje i zawiesił strategiczne działanie na czubku wypielęgnowanego palca wskazującego lewej dłoni. A potem wskazał nim panią Kasię, choć galanterią codzienną zarażony był niemal chorobliwie i dokończył – Pani pójdzie zapytać. Ruda kompletnie dezorganizuje życie biurowe, a jak widzę niektórym zamiast zestawień przychodzi już do głowy zmiana wykonywanego zawodu i zajmują się szkicowaniem aktów, na których pomimo skromności środków wyrazu prozaicznego ołówka i tak dostrzec można rude sprężynki znajomej wszystkim fryzury. Więc pójdzie pani i zapyta. Jeżeli się pani obawia, to kolega Stanisław będzie pełnił pani straż tylną, boczną, a patrząc na jego rozpasanie kubaturowe być może i przednią jednocześnie. To powinno powstrzymać atak klonów, grzybów, UFO i psa Baskervillów również. Gdyby się jednak okazało, że nie dzieje się nic pani autentyczny wdzięk pozwoli się wam wycofać do biura bez szkody na honorze, czy co tam nosicie pod serduszkami.

Pani Kasia nie była istotą pokorną i całe szczęście, gdyż misja wydawała się niemal samobójcza. Nikt z nas dobrowolnie nie zbliżał się do żadnych drzwi laboratoriów noszących na drzwiach logotyp stylizowanej dżdżownicy w kolorze błękitnym i dwóch eliptycznych kleksów zgnilizny moralnej. To chyba pani Kasia jako pierwsza te łzy nazwała flegmą gruźliczą, a błękitnego zawijasa glistą. Panią Kasię szanowaliśmy bez wyjątku za porównania dobitne i obrazowe, a potrafiła się posunąć w nich tak daleko, że nawet żulom purpurowiały uszy, gdy wyrażała swoją nie podlegającą negocjacjom opinię w ich obecności.

Stanisław wydobył skrywany w szufladzie n czarną godzinę biały szalik i zawiązał go poniżej linii włosów ozdabiając na przedzie kleksem czerwonego tuszu, co zdaje się miało symbolizować kraj kwitnącej wiśni, która na Stanisławie wyglądała jakoś tak beznadziejnie i ubogo. Jednak duch samurajów, nindżów, czy kogo tam diabli ponieśli do walki ze złem tego świata ukorzeniał się w Stanisławie, a nawet przeniósł na otoczenie. Pani Kasia osobiście umoczyła czubek naprawdę małego paluszka i ozdobiła sobie przestrzeń pomiędzy wydepilowanymi na ostro brwiami dyskretną plamką o znaczeniu bliżej nieznanym, acz wywołującym skojarzenia z Hindukuszem. Pewnie chcieli oszołomić własną unitarną i elitarną przynależnością wszystko, co spotkają na krótkim szlaku bojowym.

Tymczasem szef z pozorowaną lekkością trzymając nogę założoną na drugą powiewał półbutem męskim rozmiar czterdzieści trzy ze skóry czegoś dawno nieżyjącego, przetworzonego przez włoskich rzemieślników na dzieło sztuki użytkowej. Nie ponaglał, ani nawet wzrokiem nie wypychał oddziału zwiadowczego ufając, że religia nie zabroni im wyjść zwycięsko z tej potyczki, choć jako aspirujący gentelman gotów był podążyć z odsieczą na pierwszy, spłoszony okrzyk pani Kasi. Szef dysponował wyobraźnią niedostępną personelowi i nawet nie udawałem, że jestem w stanie podążać jego ścieżkami chociaż minutę. Szef najwyraźniej dotarł do momentu dramatycznej nierównowagi batalistycznej, bo dłonie zwarł w pięści aż zachrzęściło. Nie chciałbym być w skórze tego, na kogo spadną ciosy tak szczelnie zasklepionych kości szefa! Ufałem mu i chyba gotów byłem swą steraną cnotę oddać mu na usługi, żeby ode złego nas wybawił osobiście.

Pani Kasia i Stanisław ukradkiem sforsowali drzwi biura i tyle ich widzieliśmy. Ktoś pstrykał długopisem, co zmuszało nasze płuca do pospiesznego chwytania powietrza i niedługo w pomieszczeniu powinno zabraknąć tlenu, gdyż spożycie wzrosło skokowo do stanu przekraczającego dawki brzegowe. Klimatyzator zajęczał i odprowadził wodę lodową obecnie już gazowaną, pełną dwutlenku węgla. Czas schował się gdzieś za wieszakiem na parasole, a może nawet wlazł pod biurko korzystając z tymczasowej nieobecności pani Kasi, gdy spoza drzwi wychyliła się pojedyncza, męska dłoń. Raczej blada i nie tak piękna jak dłoń szefa, który w ogóle był najpiękniejszy i tylko pani Kasia i Ruda mogły próbować polemizować z podobnym aksjomatem. Pomimo drżącej żałośnie odwagi wychynęliśmy za tą ręką na korytarz delektując się miękkością nie uwierającą w stopy.

- Ciii! – wyszeptał krzykiem Stanisław – Ruda żyje, a nie słyszymy jej, z powodu tego!

Wskazał butem na podłogę. Podłogi, niegdyś kamienne dzisiaj zaroiły się czymś miękkim, stalowo szarym, dość ciemnym, ale bezzapachowym i nad wyraz miłym w dotyku. Owe pomieszane barwy wypełniały caluteńki korytarz, a gdzieniegdzie ów dywan zaczynał wspinać się na ściany, jakby miał kaprys upluszowić nasze spacery do cna.

- Ruda wyhodowała mech! – pani Kasia bezobcesowo przeszła do meritum – wyhodowała, ale nie upilnowała i się jej wymknął. A teraz zmutowany mech grasuje wszędzie tam, gdzie poczuje wilgoć i biada nam jak dojdzie do łazienek, bo takiej ikebany to w życiu nie obejrzycie nawet na starożytnych, japońskich akwafortach!

20 komentarzy:

  1. Te rude to jednak działają na facetów, a ja taka myszowata, ehhhh ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. farbuj śmiało! chyba, że szukasz spokoju.

      Usuń
    2. Czyli z myszowatymi marne szanse......

      Usuń
    3. czemu? są tacy, co szare myszki uwielbiają - niestety, czasami z musztardą.
      ale prawda jest też taka, że czerwienią po oczach przywalić, to i ślepy się obejrzy.

      Usuń
  2. I jeszcze pewnie zielone oczy do tego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak odważnych, to jeszcze nie było, żeby Rudej ktoś w oczy popatrzył.

      Usuń
  3. Co za niespodziewany zwrot akcji, no i poczułam się prawie jak wywołana do tablicy /brrr/. Jak dobrze, że to mech- jest szansa, że odkrycie Rudej pozwoli na rozwinięcie z czasem niebiurowego biznesu.
    kasta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Siebie- staram się jak mogę, ale penicyliny chyba ze mnie nie będzie.
      kasta

      Usuń
    2. teraz moda na humus. ludzie podobno zamawiają usługę przetworzenia ciał na nawozy i rozsiewanie pod drzewami.

      Usuń
    3. Humus wolałabym zrobić sobie sama z innych składników, a co do ciała- to w zasadzie nie mam jakiś specjalnych wymagań prócz jakiegoś leśnego runa. Miło byłoby spocząć w cieniu iglaka.
      kasta

      Usuń
    4. każdy ma jakieś pomysły na dożywocie - jedni spalają się na proszek, inni gniją pod ziemią, a jeszcze inni przetwarzają ciała na nawozy, lub mumifikują. byli i tacy, których wkładano do garnka, żeby nie marnować mięsa

      Usuń
    5. Właściwe zagospodarowanie nieużytków i nieruchomości- to ważna rzecz.

      Usuń
    6. mięso jest drogie i nie dla każdego wystarcza.

      Usuń
    7. Nie wiem jak Ty, ale mnie nikt nie mówił, że życie to bajka. Nie śledzę cen mięsa i zapotrzebowania. Zawsze są jakieś środki zastępcze.

      Usuń
    8. oczywiście, że są. choć erzatze często są jednak koniecznością, a nie przyjemnością.

      Usuń
    9. I to i to jest potrzebne.To-jakby nie patrzeć- kwestia indywidualnego podejścia.

      Usuń
  4. Stanowczo odpowiada mi brak pokory i inwencja twórcza pani Kasi. Rude rudymi, ale Katarzyny to wyższy poziom ewolucji.

    OdpowiedzUsuń