czwartek, 6 czerwca 2019

Przez park.


Pani w lustrzanych okularach poprawiała w marszu biust, a materiału miała sporo, więc ekspozycja prężyła się ku słońcu i nie tylko. Może spoza weneckiej szyby sprawdzała w moich oczach doskonałość formy, a może tylko ubolewała nad schnącymi w upale truskawkami. W parku nieśmiało snuje się aromat lipowego kwiecia. Na razie ubogi, łatwy do stłumienia kurzem podniesionym kołami rowerów, bądź miliardem drobnych stóp niekończących się wycieczek przemieszczających się pośród siedmiu cudów tubylczego świata. Gaz ulatnia się z butelek i puszek chłodząc zawartość spożywaną tam, gdzie dopadnie pragnienie. Rzeką, po śladzie mieszanej wioślarskiej ósemki ze sternikiem, płyną barki i rowery wodne. Zielone perły niedojrzałych, drobnych kasztanów rozsypują się w alejkach jak szarpnięty zbyt mocno naszyjnik. Groszki wtulają się w rulony topolowej waty utoczone przez wiatr i znikają bez wieści.

7 komentarzy:

  1. Topolowa wata... Kochane topole! Takie piękne budzą wspomnienia, a jak na złość poznikały mi z krajobrazu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. koło mnie urodzaj. albo wręcz nadpodaż.

      Usuń
    2. Chętnie bym to jakoś znormalizowała, bo u mnie z kolei podaż zerowa, a popyt to i owszem.

      Usuń
    3. nie przepadam za topolami i robiniami. wolę inne gatunki.

      Usuń
    4. Ach! Jedna taka nieduża robinia akacjowa rosła koło domu...

      Usuń
    5. piękne są dwa tygodnie gdy kwitną, ale jakoś nie pałam do nich pozytywnymi emocjami. bardzo zaborcza roślina i niegościnna - rozrasta się jak chwast i wypiera inne formy życia.

      Usuń
    6. A ona była tylko jedna, jedyna i to niewielka... Żadnego rozrastania się ani wypierania nie odnotowałam.

      Usuń