czwartek, 20 czerwca 2019

Zasadzka na upiora.


Drzwi do łazienki zamknęła z trzaskiem. Pierwszy raz w życiu trzasnęła drzwiami. Usiłowała sobie przypomnieć, czy wcześniej się jej zdarzyło, ale wystraszyła się, że znów popadnie w sentymenty, więc zaklęła, czego również unikała i od dawna słowo plugawe jej nie opuściło. Mieszkały gdzieś w środku i gniły od nieużywania. Kisiły się i zatruwały sny, a nawet prozaiczny czas spędzany w kolejkach do kasy. Wtedy powinna kląć głośno, jednak wychowanie nie pozwalało jej na nic więcej, jak myśli brudniejsze niż zużyta ścierka od podłogi.

Kiedy zaklęła po raz drugi wreszcie opuściły ją sentymenty. Weszła na deskę klozetową i z wiszącej wysoko szafki zdjęła rzadko używaną maszynkę do strzyżenia. Postanowiła się ukarać i ściąć włosy do gołej skóry. Nie siliła się na zamykanie drzwiczek, ani wytarcie deski ze śladu, jaki zostawiła jej wilgotna stopa. Porządek i skrupulatność z jaką pilnowała, żeby bałagan nie zagościł w jej progach dziś napawał ją obrzydzeniem. Plunęła na kafelki i patrzyła jak ślina cieknie w dół znacząc ślimaczy ślad na ścianie. Maszynka bzyczała niczym wygłodniała komarzyca na łowach, kiedy wpuściła ją we włosy. Kosiarka miała ostre od nieużywania zęby i kłosy włosów spadały na podłogę, lekko tylko głaszcząc jej ciało w drodze ku śmierci.

Te włosy… Chociaż bardzo nie chciała, to przecież i tak przypomniało się jej, jak tata rozczesywał je w nieskończoność, a ona mruczała coś pod nosem i wymyślała, że wciąż są splątane i trzeba jeszcze i jeszcze je czesać. Tata śmiał się i przytulał ją tak, jak nikt i nigdy już tego nie zrobił. Potrafił pocałować ją w czubek głowy tak, że czuła jego miłość nawet w końcówkach włosów i na kostkach u nóg. A teraz wpuściła bezlitosnego gryzonia i czuła jak bzyczy jej pod czaszką wygryzając coraz większe dziury w tym niemalże dziewiczym lesie. Od kiedy pamięta miała tylko równane i pielęgnowane włosy, które gęstą kaskadą spływały kryjąc pośladki. Mogłaby się w nie ubrać, gdyby miała taki kaprys. Spiąć się paskiem i ułożyć z własnych włosów sukienkę.

Teraz cięła je, żeby poczuć się nagą. I tak była naga. Od wczoraj nie potrafiła znaleźć sobie miejsca we własnej skórze. Próbowała się upić, ale alkohol kaleczył jej gardło i sprawiał, że płacz stawał się jeszcze bardziej żałosny i beznadziejny. Nocą stała w wannie z butelką wódki, która pamiętała jakieś zamierzchłe czasy i zimna woda z prysznica płakała wraz z nią. A potem pierwszy raz w życiu poszła spać z nierozczesanymi, mokrymi włosami. Weszła do łóżka mokra, z rozmazanym prysznicem makijażem i objęła rękami największą z poduszek, żeby się w nią wtulić i zniknąć. Nie zapalała świateł, nie włączała muzyki. Jakiś zapomniany skuter polizał żółtym reflektorem ścianę i zajęczał cicho, a potem, to już noc mijała ją na paluszkach i pozwalała jej trwać z ustami spalonymi od wódki.

Poduszka była tak spragniona towarzystwa że lepiła się do niej i zlizywała wszystkie łzy, zanim jeszcze zdążyły urosnąć. Cała noc piła wilgoć jej ciała, aż dopasowała się kształtem do formy ciała skulonej osóbki. Jak pluszak ulubiony pasowała do rąk i kolan, do policzków. Kiedy objęła ją kolanami wtuliła się nawet w intymność próbując i stamtąd wyssać aromat. Tylko poradzić nie potrafiła nic i jednym słowem podeprzeć nie chciała. Dobrze, że chociaż była.

Do rana wygryzła z niej wszelkie ciepłe uczucia. Kiedy do pokoju wpadło wystarczająco dużo światła zobaczyła, że jej ulubiona poducha jest bezkształtnym, mokrym ochłapem. Truchłem. Na nocnym stoliku znalazła nożyk, którym lubiła w łóżku kroić jabłka w plasterki niemal przeźroczyste i chrupać je czytając książkę. Wzięła ten nożyk w rękę i bezmyślnie zaszlachtowała poduszkę. Harakiri. Napiętnowała ją znakiem krzyża i wypatroszyła na łóżku. A potem poszła do łazienki i trzasnęła drzwiami.

Włosy wciąż spadały, chociaż poprzez łzy niewiele widziała. Glut wisiał jej z nosa, bo najwyraźniej oczy nie nadążały z wydalaniem łez i leciały też nosem i gardłem. Nigdy więcej nie dotknie jej. Nikt już jej nie dotknie, a o włosach zapomnieć muszą wszyscy. Wszyscy, nawet ona. Tylko tata w niebie będzie miał prawo pamiętać i opowiadać swoim niebiańskim kolegom, jak czesał te włosy i opowiadał jej historie niestworzone zupełnie. Wymyślał je na bieżąco, nigdy nie miał gotowej opowieści, tylko dostosowywał ją do jej nastroju i czesał, opowiadając coś tak nieprawdopodobnego z miną przekonaną do cna, że prawdę mówi, gdy wierutne bajki płynęły wartkim, wesołym strumieniem.

Boże! Jak oni się wtedy śmiali. Każdy wieczór był jej i nie chciała żadnych książek, żadnego kina, tylko taty czeszącego jej włosy przez godzinę, a czasami i dwie. Wtedy była najważniejsza na świecie, jedyna. A potem tata umarł i została w domu pustym od śmiechu i z włosami, których nie miał już kto pielęgnować i cieszyć się nimi. Nawet ona nie potrafiła, ale przecież aż do dzisiaj nie postało jej w głowie, że może się na nie targnąć. Przecież to ostatnia żywa pamiątka po tacie. Była… Dopiero teraz zauważyła, że maszynka jeździ po czaszce chłodnej i zdumionej niespodziewaną lekkością. Cud, że się nie pokaleczyła bezmyślnie przystawiając zębate ostrza do głowy.

Wczoraj… Gdyby mogła, to wczoraj wymazałaby gumką na wylot, wydarłaby je z kalendarza na wszelki wypadek razem z całym miesiącem. Ale nie wiedziała i nie wydarła, a pojawił się on. Gdy teraz o nim myśli, to nie potrafi znaleźć odpowiednio małego „O” żeby powiedzieć „on”. Przyszedł i siedział tuż obok niej. Przyszedł jak po swoje. Wiedział. Musiał wiedzieć, bo opowiadała mu przecież o tacie i jej wspólnych wieczorach, kiedy zamiast głupich bajek na dobranoc wymyślał dzikie opowieści z nieistniejących krain i z ręką na sercu zarzekał się, że prawdę mówi absolutną. A ona wieszała mu się na szyi i przekomarzali się – on, duży, drapiący twardym, błękitnym zarostem i nosem wtulony w jej włosy i ona, rozszczebiotana jak wiosna z oczami pełnymi gwiazd.

Przyszedł wczoraj i doskonale wiedział co robi. Kiedy usiadł na fotelu, a ona oparła plecy o jego kolana siedząc na podłodze i obejmując ramionami kolana, gdy czesał jej włosy palcami. Gdzież mu do taty, ale czesał długo i pozwoliła mu na to licząc, że się w końcu nauczy, jeśli będzie cierpliwa. Rozkwitała pod tym dotykiem, podpowiadała, nadstawiała się i z zamkniętymi oczami oddała się marzeniom. Ręce mu drżały, brakowało im pewności, ale przecież miał je zanurzone we włosach i chociaż się jąkał to jednak szeptał jakieś nieumiejętne słowa. Nadstawiała ucha, gdy szeptał coraz odważniej i goręcej. Nie protestowała, kiedy rozpiął jej bluzkę i rozpuścił włosy. Rozchyliła kolana, żeby mógł zmieścić je między jej udami…

Wtedy przestał szeptać. Przestał dotykać jej włosów. Zdecydowanie sięgnął między nogi i choć krzyczała już nie przestał. Chciała wydrapać mu oczy, ale był zbyt silny. Złapał ją za włosy i szarpnął, aż z bólu przestała. Wszedł w nią brutalnie i chwilę później krzyknął dołączając do jej nieustającego wycia. W jedno okamgnienie zszargał wszystko, co w niej żyło. A potem wstał i zapiął rozporek. Nim wyszedł cynicznie jej podziękował, że spełniła jego największe marzenie. Że przyjdzie znów, jeśli go zaprosi. Nikt nie mógł być tak bezmyślny. Był młodocianą bestią, która będzie krzywdzić dopóki się jej nie powstrzyma.

Przypomniała sobie poduszkę. Ona ją zabiła, czyli potrafi. Umie zabić. Gdyby żył tata wystarczyłoby mu powiedzieć, żeby zabił bestię, ale taty nie ma już wśród żywych i nikt jej nie pomoże. Musi poradzić sobie sama. Od śmierci taty ze zbyt wieloma sprawami musiała sobie radzić i radziła sobie doskonale. Do wczoraj. A dzisiaj? Popatrzyła na pobojowisko w łazience, na niedopitą butelkę wódki stojącą na pralce. Wypiła łyk i po krwią dziewiczą znaczonych śladach wróciła do pokoju. Wyrwała nóż z trzewi martwej poduszki, usiadła na podłodze i sięgnęła po telefon.

- Cześć… - wyszeptała do mikrofonu – Możesz przyjść? Pogadamy…

18 komentarzy:

  1. Bez komentarza, zbyt mocne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudny kryminał psychologiczny!

    OdpowiedzUsuń
  3. nie wiem, jak to nazwać. prawo jest dla słabych. silni radzą sobie i bez niego. wystarczy poćwiczyć na poduszce.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pytanie tylko, co dalej. Bo może to nie słabość, a świadomość konsekwencji?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w tym stanie ducha o świadomości mowy nie ma. zbyt trudno sobie wyobrazić podobną "świadomość"

      Usuń
    2. Tym gorzej dla "silnego".

      Usuń
    3. dla wrogów silnego tym bardziej.

      Usuń
  5. połamane ciało
    jest tylko
    obrazem
    którego nikt
    nie widzi
    zza zasłony
    czasu
    podeptane wnętrze
    nie odzyska światła
    nigdy
    bo wina
    nie jest ulgą
    a pogłębieniem
    blizn
    wyszarpanych
    niechcianym
    ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. każdy radzi sobie sam, jak potrafi, chociaż nikt nie potrafi. ale życie wciąż jest ważniejsze, więc próbuje. szuka rozwiązań, eksperymentuje, bo nie ma mądrego, który zamiast stawiać diagnozę pokaże jak uleczyć rany.
      nie umiem pisać wierzy. pewnie nie potrafię ich czytać - tym bardziej cieszę się, że jesteś. bo umiesz i robisz to znakomicie. dziękuję.

      Usuń
  6. Nie zawsze zostaje życie po takich doświadczeniach... prawo jest bezprawiem w niektórych przypadkach - w tym zdecydowanie tak. Bo winny sytuacji nigdy nie poniesie adekwatnej kary, a ofiara jeśli ulegnie swojej woli zadośćuczynienia sobie ukarze się drugi raz. Wobec niej prawo wyciągnie konsekwencje z pewnością.
    Co do wersów - łatwiej mi tak wyrazić myśli emocjonalne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. szukam emocji - tym bardziej dziękuję.
      może plastikowe lale ograniczą liczbę złych doświadczeń - rozdawałbym je za darmo, gdyby to pomogło.
      a czytanie o ekscesach intensywnych powoduje mi w mózgu procesy w których cała ta substancja kryje się żelatyną. zaatakowana męskim ciałem kobieta ma się bronić męskim ciałem, a jeśli czymś więcej, to odpowie za nadmierną obronę. kosmos nie wiem przez kogo wymyślony.

      Usuń
    2. Plastikowe lale czy obecnie raczej roboty trochę kosztują. Nie mam złudzeń raczej w tej kwestii, choć chciałabym mieć Twoją wiarę.
      Ofiara nie zmyje tego aktu z siebie nigdy, a zbrukana pamięć też nie ożyje. Niestety.
      Żyjemy w piekiełku majestatu prawa...

      Usuń
    3. fakty trudno odwrócić - trzeba byłoby być Bogiem. a co zrobić, skoro już się stało? jak zapobiegać kolejnym aktom bezprawia? można żyć bez wiary, albo robić cokolwiek. może w końcu ktoś wymyśli rozwiązanie. przecież penicylinę też wynaleźli ludzie i udało się opanować kilka kataklizmów dzięki temu.

      Usuń
    4. A czy ja mówię, że fakty można odwrócić? Wydaje mi się, że raczej mówię o tym by wyciągać konsekwencje adekwatne do czynów.
      W świetle kk najwyższy wymiar kary za gwałt to 8 lat - jeśli jest dokonany ze szczególnym okrucieństwem nie może być krótszy niż 5 lat.
      Pozostawię to bez komentarza.

      Usuń
    5. czyli nożyk do obierania jabłek jest ostatnią deską ratunku, żeby nie doprowadzić do eskalacji. i "telefon do przyjaciela"

      Usuń
    6. Nie wiem co jest ratunkiem...
      Może po prostu bycie człowiekiem dla innych...

      Usuń
    7. normalnym tłumaczyć nie trzeba, a imbecylom to nie wystarczy.

      Usuń