niedziela, 16 czerwca 2019

Na uwięzi.


Uczę się kochać kostki u nóg. Twoich. Wciąż nie mam odwagi popatrzeć ci w oczy. Wiem, że tam są i pełne cynicznego rozbawienia szukają okazji, żeby mnie ukłuć, nafaszerować pogardą i niewybrednym żartem. Zawsze to robisz, niemalże mimochodem. Jak bezpańskiego psa, którego kopnąć trzeba, gdy przyjdzie po pieszczotę. Ale ty nie przychodzisz. Ty wzywasz mnie, żebym sam przyszedł i dopiero wtedy kopiesz. Nie umiem nie przyjść. Nie umiem nawet sobie tego wyobrazić. Więc stoję smutny i patrzę na twoje kostki i uczę się je kochać bardziej.

Czasem pozwolisz mi pocałować je, kiedy zapragniesz towarzystwa, mówiąc przy tym, że jestem trochę lepszy od prysznica, bo po wszystkim podam ci szklankę herbaty, albo lampkę wina. Że muzykę włączę, albo wymienię spalone świece na nowe. A potem rzucasz mi dwa banknoty pod nogi i każesz iść precz. Nigdy ich nie podniosłem. Ani razu nie schyliłem się po nie, chociaż dotykałaś ich i zostawiłaś odrobinę ciepła. Najzimniejszego z możliwych, ale ciepła. Może trzeba było je wziąć i wsunąć w poszwę poduszki? Może przesiąkły twoim aromatem? Może to wciąż te same?

Kłamię, że czasami wracam płacząc. Po cichu, bo płacz nie przystoi idącemu. Chyba że wiatr sypie piachem po oczach. Mi sypie za każdym razem, gdy od ciebie wychodzę. Potrafisz uderzyć tak celnie, żeby bolało długo. Ropiało. Jątrzyło się i nie chciało goić. A potem nie dzwonisz tak nieznośnie długo, że boję się nawet spać, żeby nie przegapić sygnału. Telefon odbieram zanim pierwszy sygnał wybrzmi. Sygnał jest natarczywy. Rozkazujący. Taki jak ty. Nie znosi czekać. Raz się spóźniłem i odebrałem dopiero po trzecim dzwonku…

Byłaś wściekła. Słodkim głosem ociekającym ironią powiedziałaś mi dosadnie co o mnie myślisz i zażądałaś, żebym do ciebie przybiegł. Piechotą i to natychmiast. Nie ubierając się i nie odkładając słuchawki. Dobiegłem zdyszany, z pokaleczonymi stopami. Gdzieś po drodze spadły mi kapcie, ale nie miałem odwagi zawrócić. Dyszałem w słuchawkę telefonu, a ty sprawdzałaś co chwila, czy wciąż biegnę. Wtedy mnie uderzyłaś otwartą dłonią i spodobało się tobie. Podnieciło cię tak, że usiadłaś na mnie okrakiem i tłukłaś, aż nos nie wytrzymał. Skosztowałaś mojej krwi, a potem malowałaś mi na piersiach hieroglify, aż wyschło źródełko.

Od tamtej pory boję się spać, żeby nie przegapić sygnału. Nikt więcej nie dzwoni. Tylko ty. Raz na miesiąc, czasem rzadziej. Ale zdarzyło się, że zadzwoniłaś trzy dni z rzędu. Żebym przyszedł i czekał na wycieraczce, bo może wrócisz. Wróciłaś za trzecim razem dopiero i wpuściłaś mnie do przedpokoju. Czekałem, aż się wykąpiesz, zjesz kolację… Nauczyłaś mnie czekać bez cienia zniechęcenia, czy niecierpliwości. Jak psa, który nie wie, że ma wybór, jeśli tylko zerwie się z uwięzi uplecionej z własnych uczuć. Nigdy się nie zrywa. Ja również nie zrywałem się i czekałem posłusznie w przedpokoju, na balkonie, albo w kuchni. Nigdy w łóżku. Nie lubiłaś ciepłej pościeli nawet zimą. Ani mnie w nim.

Czasem wysyłałaś mnie po zakupy, albo kazałaś je zrobić po drodze, żeby zignorować je, kiedy już przyniosłem. Wrzucałem do lodówki pospiesznie, bo ty o nich już zapomniałaś i miałaś dla mnie inne zadania. Kaprysy. Wracałem do ciebie najszybciej jak umiałem i znów uczyłem się kochać twoje kostki. Czasami zdawało mi się, że już umiem, ale zawsze wyprowadzałaś mnie z błędu. Dzwoniąc jakimś pierścionkiem o ścianki kieliszka na bardzo wysokiej nóżce w brutalnych słowach uświadamiałaś mi moją beznadziejność. A potem rzucałaś dwa banknoty, które sfruwały niczym wygłodniałe sępy na podłogę i usiłowały pogryźć moje palce. Uciekałem goniony dziobami twoich słów i przeciekały mi oczy.

Ale dziś… Dziś odepchnąłem sępy nogą, chociaż bałem się, że mnie pogryzą. Wspiąłem się wzrokiem po ukochanych kostkach wyżej niż najodważniejsza spódniczka. Wspinałem się na urwiska piersi, na przełęcze ramion, aż zakotwiczyłem w stawach oczu. Zignorowałem palec pieszczący rant kieliszka i usta wygięte z niedowierzania. Patrzyłem w oczy wolne od skazy dna i tonąłem w nich broniąc się rozpaczliwie.

- Za mało – zdążyłem wyszeptać, a twoja twarz się rozchmurzyła natychmiast.

Kopnęłaś mnie kolanem. Niezbyt mocno, ale wystarczyło, żebym się złożył w pół klęcząc przed tobą. W oczach ból przepychał się tak bardzo, aż zmokły broniąc się przed nim. Podniosłaś mi brodę, żebym patrzył znów w oczy bezdenne.

- Nareszcie! – uśmiech tryumfu błąkał nie tylko na ustach, ale rósł w całej tobie – Jesteś dziwką! Długo czekałam, aż wreszcie się przyznasz.

Popchnęłaś mnie ręką, którą mnie trzymała aż się przewróciłem i sięgnęłaś po portfel. Rzuciła kolejne dwa banknoty, może nawet trzy… Rozpierzchły się po podłodze jak głodne stado szukające pokarmu. Leżałem i patrzyłem jak odchodzisz kołysząc biodrami. Bose stopy na parkiecie śpiewały twoją chwałę. Patrzyłem znów na kostki. Zapomniały o mnie. Byłem im niepotrzebny. A przecież nauczyłem się je kochać… Chyba. Woda wylewała się ze mnie zniekształcając widzenie. Wyszedłem cicho. Nie umiałem nawet trzasnąć drzwiami. Gdzieś pomiędzy banknotami zostawiłem telefon. W książce adresowej był tylko jeden numer. Nie uszedłem daleko. Nie miałem sił iść bez wzroku. Usiadłem na schodach i usiłowałem wypłakać z siebie życie na klatce schodowej dudniącej echem pustki.

Wtedy usłyszałem dzwonek. Poznałem go. Był natarczywy jak zawsze. Ale dobiegał zza zamkniętych już drzwi.

24 komentarze:

  1. Każdy ma takie więzienie na jakie sam pozwoli otaczającym go ludziom. Kraty czasem wydają się oknami... dopóki sami ich nie przetniemy.
    Zastanowienie jakie budzisz swoimi opowiadaniami - lubię ogromnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a może można kochać aż tak, żeby te "kraty" były niedostrzegalne? żeby największą podłość nawet umieć sobie wytłumaczyć jako zaletę?
      czy zakochana dziwka podniesie banknot? czy będzie przez to "gorsza"? a może "lepsza"?

      Usuń
    2. Oczywiście, że można - a nawet przeważnie tak jest. Bo miłość jest ślepa. Ale... do czasu.
      Każdy jest taką dziwką na jaką się wyceni - a waluta bywa różna. Czasem to wygoda, czasem odpowiedzialność, czasem strach, czasem wygoda a czasem brak wzroku. Nie ma lepszych lub gorszych. Są tacy, którzy są lub nie są sobą.

      Usuń
    3. miłość ślepa się rodzi, a dojrzewając nabiera ostrości?
      odwrotnie rzecz się ma z oczami.

      Usuń
    4. Pokaż mi takiego co potrafi miłość jednoznacznie określić, nazwać, poczuć...
      Oczy? Zależy, które. Te wewnętrzne dają radę.

      Usuń
    5. ja usiłuję jakiekolwiek uczucie określić słowami i nie wychodzi. najwyraźniej język w słowa ubogi, albo istniejące słowa straciły wartość od nadużywania daremnego i fałszywego.

      Usuń
    6. E tam. Kokieteria pisarza? Piszesz tak, że człowiek czytając w głowie otwiera drzwi do świata jaki kreuje akurat Twoje pióro. I kilka takich pachnących uczuciami tekstów już popełniłeś. Takich do czucia bardzo.

      Usuń
    7. skoro tak, to miło mi niezmiernie. to ścieżka, którą chcę się rozwijać. marzy mi się napisanie czegoś, co sprawi, ze czytający zmarznie - przestanie czytać, żeby zrobić gorącą herbatę nim skończy i weźmie aspirynę na wszelki wypadek. to byłoby pisanie. niechby jeden tekst w życiu aż tak się udał.

      Usuń
    8. Hmmm... tak sobie myślę... może powinieneś czasem przeczytać coś swojego - proponuję następną notkę. Bo podobno nie umiesz o uczuciach. :-)

      Usuń
    9. no właśnie - nie umiem. ale próbuję. z czytaniem własnych opowiadań słabo mi wychodzi. zazwyczaj zapominam o nich, kiedy już skończę. cieszą, dopóki piszę. a potem niech fruną w świat. ale dziękuję Ci bardzo za dobre słowo. czasami mi brakuje wiary i chętnie podeprę się opinią kogoś, kto pisze uczuciami. i to jak pięknie.

      Usuń
    10. Nie czaruj i kota ogonem nie zakręcaj. A siebie też powinieneś czasem poczytać - nie jako autor tylko jako czytelnik. Wtedy odkryjesz piękno w swoich zdaniach.

      Usuń
    11. nie czaruję. tak jest. nadmierną wiarą nie grzeszę, a czytając widzę krawężniki, które przeszkadzają w odbiorze. ci, którym się nie podoba uciekają stąd w milczeniu. zostają tylko ci, którzy odnajdują jakąś wartość. nie zawsze wiem jaką.

      Usuń
    12. No cóż, autor chyba nie powinien popadać w samouwielbienie, bo to prowadzi do braku rozwoju. A Ty odkąd Cię czytam - jeszcze w pierwszym blogu - rozwijasz się systematycznie. Brak wiary służy więc szlifowaniu talentu. Ku radości czytelników.

      Usuń
    13. chwilowo mi nie grozi. nie wiem ile osób zagląda w miarę regularnie, ale to nie jest jakaś armia nieprzeliczona.

      Usuń
  2. Kwestia postawy, odpowiedniej perspektywy - jest tak, jak myśli(sz), że jest.
    A gdyby on... popatrzył na sytuację góry? hmm, tak również trudno byłoby się spotkać.
    Tych dwoje wysłałabym na terapię dla par.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. rozumiem. oboje wymagają leczenia...

      Usuń
    2. Albo płaszczyzny, na której potrafiliby się spotkać. Oko w oko.

      Usuń
    3. jakąś płaszczyznę znaleźli. trochę inną od tej, o której się śni romantyczne sny.

      Usuń
    4. Być może jest to układ, na który oboje się godzą. Zabawa dorosłych. On całkowicie (p)oddany, ona pewna siebie, może tylko w tym/takim układzie? Teraz widzę ją uśmiechniętą, w koszulce z napisem "jestę potworę".

      Usuń
    5. ja-cię-kręcę (to tak pomiędzy nimi), a na zewnątrz mój-ci-on

      Usuń
    6. skoro mój-ci-on, to z drugiej strony chyba twój-ci-ja. do kompletu.

      Usuń
    7. A to już chyba materiał na... tatuaż :)))

      Usuń
    8. albo tak więcej sienkiewiczowsko - jam ci twój.

      Usuń