środa, 5 grudnia 2018

Aż po grób.


Szedłem powoli, żeby mieć jeszcze chwilę, aby się oswoić z sytuacją. Ona już siedziała. Jeszcze wczoraj nie wiedziałem, że istnieje, a dzisiaj miałem już rezerwację - stolik dla dwojga w ekskluzywnej restauracji i bukiet kwiatów jeszcze dwanaście godzin temu rosnących na polach pod Amsterdamem. Podobno uwielbia tulipany. I ciasta w owocami i filmy, które ogląda nawet w wannie. Teraz chyba też coś ogląda na monitorze telefonu, bo nie rozgląda się i ignoruje wysiłki kelnera usiłującego porozkładać na stoliku wyszukane przekąski, nalewając przy tym wody do kieliszka – prawdziwej, żywej wody, nie tej chemicznie wytwarzanej w zakładach spożywczych.

System twierdzi, że to najlepszy wybór. Że ona i ja tworzymy parę o zgodności 83 procent. Taki wynik rzadko kiedy udaje się uzyskać, więc system przemodelował nasze harmonogramy tygodniowe, żebyśmy jak najszybciej mogli się poznać. Mówiąc brutalnie – system miał w pogardzie, czy się poznamy, o ile to słowo systemowo ma jakiekolwiek znaczenie. On nam już zaprojektował przyszłość, bo przecież WIE LEPIEJ!. Zna nas na wylot, lepiej niż nam się wydaje. Dlatego zaszalał i nie zważał na ekonomię. Przejechał się po mojej karcie kredytowej i te kwiaty, obiad, nowa marynarka, poranne zabiegi pielęgnacyjnie, na które miałem się pojawić rozkładowo dopiero za tydzień, to na jej cześć przecież. Wysilił się nawet na nowy zegarek, ale zignorowałem zakup i zostawiłem w przedpokoju, kiedy kurier go dostarczył. Bunt we mnie taki rozgorzał, więc do kolacji dostałem na uspokojenie jakieś tabletki. Fakt – spałem po nich aż za dobrze.

Ona też prawdopodobnie doznała wstrząsu ekonomicznego. Strój ledwie się otrząsnął po szoku produkcyjnym i nie zdążył zasiedzieć się w żadnej szafie, kiedy go zakładała. Teraz przyzwyczaja się do jej kształtów, żeby podkreślić fizyczne atuty. Fryzura wyglądała dziewiczo, a dłoń stukająca paznokciami w brzeg talerzyka sprawiała wrażenie jakby była nieużywana. Chyba się denerwuje, bo system na pewno uprzedził ją, że idę, gdy tylko minąłem bramki wejściowe restauracji. Może nawet wcześniej, bo monitoring i nadzór elektroniczny jest wszechobecny i niemalże sięga pod każdą kołdrę. Zabawne, że teraz właśnie o tym pomyślałem. Chyba też się denerwuję. Klimatyzacja potrafi tak doskonale otulać ciało, że kołdra jest tylko atawistycznym przyzwyczajeniem, a nie potrzebą. Tego, co dzieje się pod kołdrą również ukryć się nie da, bo podczerwień nie uważa tekstyliów za przeszkodę, a konwersja fal na widzialną długość, to przecież igraszka – ot, zadania domowe w początkowych latach nauki. Poza tym system nie potrzebuje konwersji, żeby WIEDZIEĆ. A ona? Wie? Widziała mnie skulonego pod kołdrą?

Kilkanaście kroków do przejścia zaledwie, a miałem wrażenie, jakbym pieszo miał eksplorować Kordyliery. Ona porzuciła monitor i widelcem rzeźbiła w miniaturowych piklach jakieś drobne niepokoje. Jeszcze dobrze nie usiadłem, kiedy nadgorliwy kelner zaczął nalewać szampana i układać tulipany w (oczywiście) czekającym już wazonie.

- Ooo… - pomyślałem – system chyba doznał wstrząsu poobliczeniowego, gdyż alkohol podawany był tak rzadko, że poprzedniej okazji trzeba było wyglądać daleko w pamięci. A tymczasem przed nami pieniło się coś, zanim zdążyliśmy choćby się uśmiechnąć do siebie. Pomyślała chyba podobnie, bo w jej wzroku zobaczyłem ciekawość tlącą się nieśmiało.

- Chyba właśnie zostaliśmy na siebie skazani – westchnęła – Małgorzata jestem, tylko błagam, nie mów do mnie Gocha, bo mi się źle kojarzy…

- Paweł – bąknąłem lekko speszony bezpośredniością.

Stuknęliśmy się kieliszkami, żeby skosztować zakazanego owocu, póki bąbelki pracowały nad płynem. Dobry był. Oby okazja dorosła do tej chwili. Sączyliśmy w milczeniu, ale patrzyłem na nią troszeczkę przez pryzmat systemowej euforii.

- Czy… - mało brakowało, żebym się zaczął jąkać przed nieznaną mi kobietą – Czy system wniósł pierwszą ratę za twoje wakacje we wrześniu?

- Dominikana, dom na plaży i wszystkie możliwe szykany z pełną obsługą – pokiwała głową – i zaliczkował też garderobę. Nie muszę się już o nic martwić. Urlop okolicznościowy, samolot zarezerwowany i mam miejsce dalej od okna, bo nie lubię patrzeć, kiedy ziemia oddala się ode mnie, a następnie pospiesznie zbliża. Ty pewnie masz miejsce przy oknie co?

Kelner zbliżał się z naręczem talerzy parujących egzotycznie i dość rozlegle. Pewnie odpokutujemy tę ucztę nie tylko finansowo, ale i dietetycznie, gdyż zapowiadał się posiłek wielodaniowy. Oczywiście personalizowany pod potrzeby konkretnych organizmów, jakby wspólne jedzenie polegało na siedzeniu obok siebie. Rosło we mnie kolejne zarzewie i miałem ochotę zaprotestować. Małgosia… palcami wybierała coś ze swojego talerza, jakby miała również ochotę na protest, ale kiedy kelner powtórzył operację z napełnianiem kieliszków bąbelkami sklęsła się w sobie i westchnęła. Poddała się chyba właśnie wtedy. Kiedy odchodził i zdawało mi się, że nikt nie widzi, pogłaskałem jej miękką dłoń, a potem chwyciłem z jej talerza jakiś zielony drobiazg, żeby skosztować, czym ją system raczył ugościć korzystając z łaskawości mojej karty.

Uśmiechnęła się nieśmiało i zachęcająco obróciła dłoń wnętrzem do wierzchu. Na nadgarstku, tak jak i ja, miała wygrawerowany kod kreskowy zawierający komplet podstawowych danych z dostępem do zasobów głównych. Do wiedzy systemowej. Dowód tożsamości i komplet danych telemetrycznych, medycznych, ekonomicznych i historycznych. W dowolnym porcie można było podpiąć się do systemu i jeśli wzięło na wspominki, to można było prześledzić stan zdrowia, albo historię. Filmy, zdjęcia, wspomnienia dźwiękowe. Położyłem swoją rękę na jej… Kelner chyba czekał na tę chwilę, a może i siedzący nieopodal goście, bo światło zmieniło się na bardziej pluszowe, muzyka na bardziej uroczystą. Gdy podszedł niósł na tacy pudełeczko z pierścionkiem. Popatrzyłem na kobietę…

- Jakoś się dogadamy Paweł – szepnęła – Damy radę.

A potem wzięła od kelnera pudełeczko i nie słuchając jego służbowego zachwytu przymierzała biżuterię, kiedy on po raz trzeci uzupełniał nasze kieliszki. Nie musiałem w napięciu zerkać, czy pasuje – system nie pozwoliłby sobie na podobną amatorszczyznę i kompromitacja nie groziła zupełnie. Musiał pasować. Ba! Musiał się podobać, bo gust kobiety… mojej kobiety… znał najlepiej pod słońcem. Lepiej ode mnie na pewno. Rozsądku miała więcej ode mnie i pogodziła się ze świadomością, że nie uciekniemy przed systemem. Może nie najgorszy los nam gotował. Pewnie mogliśmy trafić gorzej, choć gdzieś we mnie wciąż żarzyło się coś niepokojąco, że ominęło mnie wszystko, co mogłoby zmienić teraźniejszość. Coś, dzięki czemu byłbym inny. Wzruszyłem ramionami – może i lepiej?

Z sali posypały się gratulacje i oklaski, jakbyśmy stali się znienacka gwiazdami popołudnia. Skrzynki wypełniły się po brzegi od owacji. Podszedł do nas odświętnie wystrojony urzędnik z oficjalnymi życzeniami. A potem poprosił, żebyśmy podali mu prawe dłonie i zaktualizował nasze kody. NASZE… Patrzyłem, na własny nadgarstek, który informował mnie dyskretnie, że powinienem zacząć się uczyć myśleć w liczbie mnogiej. Na razie w liczbie podwójnej, ale docelowo mnogiej. Koniec beztroski kawalerskiej. Ostatni, już nie tak obfity kieliszek szampana zadrżał pomiędzy nami.

26 komentarzy:

  1. Bardzo mi się opowiadanie podobało, ale raczej wolę tradycję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ciekawe, czy z wzajemnością. okropieństwa się teraz czytuje w prasie codziennej, że sklep wie o mnie więcej, niż ja o nim. on wie nawet ile i na co wydam. albo wysyłanie towaru przed zamówieniem - kosmos.

      Usuń
  2. Chyba obejrzałeś odcinek programu "Ślub od pierwszego wejrzenia"...zaciekawił mnie jeden z odcinków, ale nie dotrwałam do końca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie widziałem takiego szaleństwa ani razu.
      zaciekawił i nie dotrwałaś - to słabiutka reklama. raczej się nie skuszę.

      Usuń
    2. Nie dotrwałam, bo zbyt dużo reklam i musiałam iść do pracy... ale psychologicznie ciekawy eksperyment.

      Usuń
    3. na żywym organizmie. niektórzy dla pięciu minut sławy zrobią wszystko.

      Usuń
  3. Witaj, Oko.

    "Z epoki identyczności, z epoki samotności, z epoki Wielkiego Brata, z epoki dwójmyślenia pozdrawiam was!"
    ("Rok 1984" - G. Orwell)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielki Brat wciąż rośnie i coraz dalej sięga wzrokiem.

      Usuń
  4. Oko - skąd wiedziałeś? Tulipany z Amsterdamu, to chyba dla mnie. ;)
    Ale nie chciałabym zastępować kołdry klimatyzacją. Lubie ogromne kołdry w których można się zgubić.
    Ale wracając do sedna - jesteśmy inwigilowani. Sieć czuwa!

    OdpowiedzUsuń
  5. Tulipany wystarczą. Zwiędną i do kosza, a pierścionek może zacząć uwierać. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. obiad zjadłaś, to jakiś urzędnik Cię dopadnie - patrz z kim siadasz do posiłku.

      Usuń
  6. ..i jak tu być asertywną ? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zapytaj sklepu. na pewno doradzi w promocyjnej cenie, a może i w gratisie, jeśli generujesz odpowiednio wysokie obroty.

      Usuń
    2. ..wysokie obroty mówisz? ..nie, nie jestem zainteresowana promocją i nie mam chęci pytać :)
      ..zdecydowanie wolę co innego ;)

      Usuń
    3. rozumiem, że nie pocieszyłem wcale... ech... taki już ze mnie nieużytek zapuszczony...

      Usuń
    4. ..nie no, nie rób sobie wyrzutów.. wszystko jest w porządku, bo uśmiech nie schodzi mi z twarzy :)

      Usuń
    5. w takim razie - puszczam oko niezobowiązująco.

      Usuń
  7. Bohater nie okazał się bohaterem Oko
    Wymìękł przy tak poddał się fali wspólnego trunku
    Zalał go strach przed nie
    wysuwającym nieśmiało rączki spod obrusu w oczekiwaniu na koło ratunkowe
    bądź telefon do przyjaciela


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na szczęście "twardziel" siedział po drugiej stronie.
      coś w życiu trzeba mieć. jeśli nie odwagę, to chociaż wspólnika obdarzonego walorami brakującymi.

      Usuń
  8. Szkoda, że dopiero teraz system zaczął rządzić. Gdyby wcześniej - ilu głupstw nie pozwoliłby mi zrobić!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. być może system w ogóle nie pozwoliłby na Ciebie. nie każdy podoba się systemowi i łatwo dostać łatę wirusa, albo pasożyta. a utrzymywać takiego po co? chyba na mięso, albo części zamienne...

      Usuń
    2. Gdyby nie pozwolił na mnie... To tyż piknie!

      Usuń
    3. szkoda dywagować, skoro zupa się wylała. teraz to tylko patrzeć musztardy po obiedzie.

      Usuń
  9. taka myśl mnie naszła -- dokąd jeżdżą na urlop Dominikańczycy znudzeni atrakcjami, dla których jeżdżą tam polscy turyści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w Tatry? jak im błękit zbrzydnie, to chyba w góry, żeby była odmiana
      albo na Antarktydę - zobaczyć śnieg.

      Usuń