niedziela, 13 lipca 2025

Defloracja florystki.

 

    Kozacka sąsiadka, wiecznie kaszląca, usiłuje wytłuc nadmiarową urodę ciężko biegając w miejscu, a skoro ma czas, żeby w trakcie ubijania kilogramów gawędzić, kondycję posiada niewąską. Zewnętrze traktowane słońcem i deszczem na przemian nie może zdecydować się czy zapraszać dzieciarnię, czy raczej pozwolić im na domowe zabawy. Słońce, kiedy jest, uczy się rysunku i maluje cieniami po placu zabaw gubiąc perspektywę, ignorując kolory, jakby uprawiało ołówkową grafikę, bliską przesadnej karykaturze. A kiedy tylko zmęczy się twórczością, przysypia, pozwalając by deszcz starł te nieudolne próby odtwarzania martwych natur. Owady niestrudzenie penetrują balkony i tarasy w poszukiwaniu smakowitych kwiatów. Wróbel jak pingpong podskakuje w te i na zad po parapecie niegościnnym, pustym i pozbawionym empatii, więc może on także ubija własną puchatość, by stać się smukłym jak nie przymierzając mazurek. Kos pikujący samobójczo w tujową gęstwinę powoduje wzburzenie widoczne gołym okiem, ale przeżył i na czarnym garniturku nie widać ani jednej skazy.


    Mruczę Daukszewicza, Leniwą niedzielę, ale cichutko, żeby nie porazić otoczenia rozmiarem talentu, choć patrząc na pozamykane okna mam wrażenie, że osiedle opustoszało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz