Szaleniec.
Wyciągam sześciostrzałowy kreator ciszy
i w Wielkim Big-Bangu tworzenia czynię spustoszenie w tkance hałaśliwej,
ożywionej na chwilę kaprysem Absolutu. Umartwiam ją doskonale, pod posępnym, pełnym
dezaprobaty spojrzeniem Prawa. Bo przecież Prawo od zawsze pokątnie toleruje
ideę oko-za-oko!
Łechtanie
wulkanu.
Ustami wykradałem ciepłe perły potu
gnieżdżące się w otchłani skóry nad obojczykiem. Ze śmiechem opędzałaś się ode
mnie, jakbym był namolną muchą, jednak w głębi szklącego się wzroku
dostrzegałem budzące się pragnienia. Nie wiem czy zdołam zebrać tę całą
wzbierającą w tobie wilgoć.
Bezmyślność.
Nie podejrzewałem nawet, jak dramatycznie
tępych mam znajomych, gdy zgodnie doradzali:
- Odwdzięcz się pięknym za nadobne!
Zdradziła mnie z przydrożnym włóczęgą,
więc teraz JA miałbym w rewanżu wypiąć pośladki przed tym cuchnącym oblechem?
Prawiczek.
Czuł tak silną potrzebę bliskości, że
podszedł wystarczająco, aby zdeptać mi nawet niewypowiedziane słowa i spłoszony
oddech. Bolało, jednak nieśmiałość pozwoliła mi zaledwie na dyskretny grymas,
kiedy jego bezczelność bezwstydnie penetrowała wnętrze mojej czaszki, spodni i
Bóg wie czego jeszcze.
Musiałem.
Pod przemożnym wpływem nauk medycznych
zostałem świadomym wegetarianinem. W dbałości o rozwój własnego organizmu
usiłowałem dostarczyć mu komplet witamin, by cieszyć się długowiecznym
zdrowiem. Aby osiągnąć sukces część z nich trzeba było jednak popchnąć
solidnym stekiem, albo jajecznicą na boczku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz