Przezornie upakowałem cały swój świat na
dwunastu metrach kwadratowych osiedlowej kawalerki zlokalizowanej przy
krańcowej linii metra. Przez całe lata ostatnią bezpieczną granicą łączącą mnie
ze światem realnym była bawełniana maseczka - wstydziłem się wyjść na balkon
bez niej. Nigdzie dalej się nie ruszałem. Wewnątrz preferowałem nagość. Łaskawie
wpuszczałem do wnętrza miskę ramen, tacki sushi, albo onigiri, z pobliskiej youshoku i (okazyjnie) butelkę sake.
Gdy doskwierał mi obcy, zakurzony jazgot
zewnętrza, odcinałem się potrójną szybą, ciężką kotarą i słuchawkami, tonąc w
niezbadanych odmętach globalnej sieci. Żadne bushido nie pozwoliłoby mi na brawurowe
odłączenie routera, czy zamknięcie klapy laptopa. Prędzej popełniłbym seppuku.
Zdaje się, że 12 m kw. to nie kawalerka...
OdpowiedzUsuńJapońska miniaturyzacja. w moim Mieście sprzedają "apartamenty" po 15 m2. W stolicy powstał DOM Kereta na czternastu metrach. A tak poważniej - 12 metrów to spory pokój w małym mieszkaniu. Hikikomori zamykają się nawet w dużo mniejszych i sam nie wiem jak korzystają z reszty mieszkania. do łazienki raczej wychodzą. może nocami, kiedy nikt nie widzi.
Usuń