poniedziałek, 8 sierpnia 2022

Inwazja planktonu.

 

Na piorunochronie spinającym wszystko, co pionowo zejść musi pod ziemię siedziały wróble. Zapewne z konkurencyjnego gangu, gdyż te „tutejsze” zarażały wciąż hałasem tuje i drzewa wystrzyżone starannie na afro. Te, co siedziały na drucie przyglądały się kolonii osiadłej we wnętrzu, blokowym z lekką zazdrością. Chyba, bo z dialektem obcych wróbli radzę sobie słabo – jak z każdym językiem obcym. Ale siedziały jakoś tak, jakby zamierzały skomponować na nowo symfonię na jedną strunę Chaczaturiana. Jakie czasy, taka okupacja, jednak wykonanie trwało przyzwoitą godzinę, więc wstydu nie ma. Obrońcy wykazali się czujnością godną pamięci Tych z Westerplatte, Poczty Gdańskiej, czy Szarych Szeregów, gdy krwawiła stolica. Do walki wręcz nie doszło, ale nieustraszeni obrońcy poszli chyba spać. Względnie – udali się do Mc Donalda na śniadanie, bo w moim Mieście wróble dokarmiają się tam, korzystając z miękkiego serca sponsorów nie mogących wyjść z podziwu, że takie karzełki potrafią z gorącej, papierowej tytki trzymanej w ręce wyjąć frytkę i czmychnąć ledwie trzy kroki od mimowolnego dawcy.

 

PS. Patrząc na strój kobiet stojących na przystanku autobusowym – trudno wieszczyć pogodę na dzisiaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz