wtorek, 2 sierpnia 2022

Lato w pełni.

 

Czas wklęsłych pępków i podrażnionych brodawek pochłanianych głodem męskiego wzroku. Pani – wyczesana niczym zagon bezpańskich jagodzin po rabunkowych zbiorach okryła się przeźroczystą bluzeczką, żeby wyeksponować (zapewne) markowy biustonosz w kolorze burgunda. Inna, pełna obłości jak malina usiadła na skraju autobusowego siedziska i stópkami nie sięgała podłogi, więc machała nimi beztrosko, jak dzieci na trzepaku. Trzy blondynki na przystanku, niczym dzikie rusałki wabiły nierozważnych smagłymi łydkami i pośladkami penetrującymi otoczenie przy każdym kroku.

 

Pan, który najwyraźniej poczuł wątek rywalizacji, wyciągał nogi, aby dogonić matronę idącą przed nim bez stanika, aby doprowadzić do konfrontacji i udowodnić niewiernej przewagę miękkości, rozmiaru i (przede wszystkim) w ogóle! Stojący naprzeciw okna autobusu kierowca osobówki poczuł głód, więc raczył się słodką bułką za pośrednictwem jednorazowej, foliowej rękawicy – najwyraźniej święta Skoda wymagała szacunku i lepka dłoń na kierownicy mogła zbezcześcić dziewiczość wnętrza.

 

Autobus mija rozchwianą płciowo młodzież i ludzi-brudnopisy. Jako wytrawny obserwator zachowuję twarz posągu z Wyspy Wielkanocnej, maskując wszelkie uczucia i tylko giez niesfornej myśli we mnie kołacze, że w natłoku tychże, uchowało się klasyczne piękno, nie skażone komiksową, wirtualną rzeczywistością. I wtedy wpadam wzrokiem na koślawe graffiti nakreślone na elewacji drżącą z emocji ręką (przekład oryginalny):

 

„Mefedron ma lepszy skład od naszego żądu!”

 

Gdy sięgnąłem zrozumienia – zachwyciłem się. Pewnie znów nadaremnie. I wtedy, pośród bezkresu osiedlowych trawników zbezczeszczonych spalinowymi kosami i nieodległą ulewą, pośród zanikających borowin odnalazłem odcisk stopy męskiej, względnie małoletniego Yeti. Odcisków nie stwierdziłem. Halluksów również.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz