Na chodniku usiadła
pustułka i pielęgnowała piórka, wydłubując z nich bogactwa życia nabytego. Mój
niespieszny, poranny krok jednak ją spłoszył na tyle, by rozłożyć skrzydła i
dokończyć poranne ablucje w bardziej intymnych warunkach. Wróble dawno już
przestały hałasować w tujach, budowlańcy zdążyli skroplić na czołach pierwsze
perły potu, słońce nieustająco przesuwało granice poznania w dół i sięgało
nawet skrzętnie ukrytych zakamarków i mrocznych tajemnic sąsiadów. Nawet skrajna
północ nie mogłaby się poczuć bezpiecznie, gdyż gwiazda najwyraźniej jest dziś
wściekle głodna. Nawet pisklęta nie grasują po opustoszałych gościńcach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz