poniedziałek, 12 grudnia 2022

Przestroga.

 

Niektórzy starają się sprawić frajdę najbliższym, w trakcie każdego z ciągnących się niczym guma miesięcy i zakładają eleganckie kapelusze na fryzury kunsztownie ułożone w salonie, by uwieść ich estetyczne zmysły artystyczną fotką, z czułą dedykacją dla każdego z osobna. Inni silą się na coś więcej. Można powiedzieć że eskalują na osi czasu. Bo czymże jest papierowe życie w obliczu granitu wycyzelowanego dłutem mistrza?

 

I tak właśnie zaproszony zostałem w ekskluzywne kazamaty nowobogackiego boga (nowoboga?) celem sporządzenia odpowiednio rozwłóczonej w czasie postury z materiału tak szlachetnego, że nawet kruszył się przez „ę” i „ą”, wymieniając zdawkowe ukłony w kierunku co szlachetniej urodzonych (takich, co nigdy nie sypiali na kamieniu). Pospólstwu materiał zapewne zaserwowałby uśmieszek cyniczny, spatynowany nieco pogardą i niedowierzaniem, że świnie patrzą w gwiazdy tak bezkarnie.

 

Pokłoniłem się po dwakroć – pierworysowi i bryle. Pierworys chrząknął pod nosem jakieś Q z przylepioną sylabą, jednak niezbyt jawnie, żeby grymasem nie pokalać dzieła. Cierpliwość wzorca absolutnie wzorową nie była. Zanim badawczo wypieściłem bryłę dłońmi – już oryginał miał serdecznie dość i pozostawił rynsztunek, samemu ulatniając się jak sen jaki złoty. Ostatecznie – wirtuoz poradzi sobie z dziełem, kiedy ma choć marne zręby. Wszak i potężne dinozaury naukowcy odtwarzają z malutkiej kostki, żeby nie powiedzieć z dziurawego zęba.

 

Zbroja ceremonialna była zdecydowanie cierpliwsza i nie gdakała niekończącego się Q-Q-Q-rykania, co zdecydowanie uprzyjemniało pracę i pozwalało wenie skupić się na detalach. Bóg tymczasem obdarzał łaską własnego towarzystwa odległe kontynenty, a może galaktyki – kto go tam wie. Ucichł, ale chyba nie umarł przed uiszczeniem należności za wiekopomne dzieło? Przynajmniej taką miałem nadzieję zdzierając zewnętrzne warstwy kamienia, który wystarczyłby, żeby wyrzeźbić boga bogatszego o pół tony sadła.

 

Przy boskich zajęciach cud nie jest kwestią przypadku, lecz niejako staje się wartością oczekiwaną. I takoż właśnie było w bieżącym przypadku. Pacholę płci najpiękniejszej, bosymi stópkami polerowało lśniące marmury i boazerię misternie ułożoną z gatunków drzew chronionych i wymarłych na długo przed tą opowieścią. Nawet w labiryntach siedemnastu zbędnych łazienek, sześciu kuchniach całorocznych i dwóch sezonowych, w zawiłościach korytarzy kuszących niedopowiedzianymi szeregami sypialni, bawialni, pokoi na każdą, nawet najbardziej ekstrawagancką okazję, sal kominkowych, bilardowych, czytelni, hal sportowych z prywatnym klimatem zaprogramowanym na wynik – musiało się zdarzyć że…

 

Przybiegła… a ja straciłem głos. Jak dziecko. Jak ryba. Ruszałem ustami, a pacholę podglądało, kto dłużej wytrzyma w beztlenowej atmosferze – ja, czy granit. Granit wygrał. Ja zacząłem się jąkać. I rumienić. Dziewczę (jak sądzę) pochodzenia boskiego, urodą wykraczało poza znane pojęcia i słowa z dowolnego słownika. I uśmiechało się zaledwie nieco złośliwie, patrząc to na zbroję, to na granit.

 

- Tatko znowu coś głupiego wymyślił? – zapytała wprost – Będziesz rzeźbił staruszka?

 

- Taaa, a ttta…

 

Nie ośmieliłbym się nazwać go staruszkiem nawet w myślach, jednak postawiony zostałem przed faktem dokonanym i ujawniło się, jak nędznym jestem dyplomatą. Dziewczę tymczasem okrążyło porzuconą na pastwę moich talentów zbroję i bryłę, ponowiło cykl jeszcze kilkakrotnie, aż wsunęło koniuszek paluszka w usta i prychając niczym źrebię odbiegło poza zasięg moich zmysłów. Nie poradzę, że zmiękłem cały i nawet granitowy obelisk zdał mi się plasteliną. Rzuciłem się na materiał chcąc uzewnętrznić głębię uczuć drzemiącą od-już we mnie. Materiał poddał się mojej woli, a ja rzeźbiłem własne chucie, tak łaskawie potraktowane przez młodziutką boginię. Łatwo rzeźbić idealne kształty bogów wszelakich. A tym bardziej ich młodziutkich córek nie pachnących jeszcze piżmem spełnienia. Dłonie w zapale odtwarzały zapamiętany obraz i zanim zaskoczona świadomość zorientowała się w czym rzecz – bryła miast do ojca, zaczęła upodabniać się do córki. I najwyraźniej - dobrze się z tym czuła.

 

Za to ja nie czułem upływającego czasu. W twórczym szale nie dostrzegałem w przestrzeni  rzeczywistości żadnego z jej banalnych wymiarów. Ze wzrokiem wbitym w kamień doprecyzowywałem każdy łuk. Pieczołowicie ścierałem nadmiarowe linie, sięgając jeśli nie wiernego wizerunku, to przynajmniej rozbudzonego pragnienia. Czas nie czuł się komfortowo w moim towarzystwie i zniknął na chwilę wystarczającą, abym dokończył dzieła.

 

Dziewczę przyglądało mi się z tymczasowego postumentu i wyglądało, jakby zamierzało zeskoczyć i rzucić mi się na szyję, kiedy pojawił się nadworny lokaj w asyście pomniejszej służby. Chrząknął dla orientacji i kiedy właśnie odwracałem się w jego stronę powiedział:

 

- Wasza Wysokość… Pora na podwieczorek. Czy życzy sobie Panienka zjeść z rzemieślnikiem? – ukłony jednoznacznie skierowane były w stronę MOJEJ RZEŹBY!

 

- Nie! – wtrącił się boski głos najwyraźniej niezadowolony – Nie twojej. Rzeźba jest moja. A ty na dodatek zapłacisz za zużyty materiał. Nie powiem „zepsuty”, bo materiał wykorzystałeś rzetelnie. I jeśli coś jest zepsute, to wyłącznie ty. A skoro tak doskonale zmieniasz model w trakcie pracy, odpracujesz tę arogancję, rzeźbiąc całą rodzinę. I nie opuścisz rezydencji dopóki nie skończysz.

 

- Tatku! – pisnęła prześliczna Ich Wysokość nadbiegając bóg-wie-skąd – Ale nasza rodzina ciągle się powiększa!

 

- I dobrze dziecko! Zapamiętaj sobie, jak przyjdzie bieda, to tylko rodzina ci pomoże. Dobrze jest mieć do kogo się zwrócić. A ja… hmmm… robię co mogę, żebyś nie czuła się osamotniona!

4 komentarze:

  1. Jeśli tatko ma same takie śliczne córeczki, to pójdzie sprawnie i z przyjemnością dla rzeźbiarza ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. potomstwo w cudowny sposób rozmnaża się i zaludnia Tę Ziemię! a rzeźbiarzowi chyba marzyło się coś dla siebie. oczywiście prócz nieśmiertelnej chwały.

      Usuń
  2. Nie wiem czy wypada oceniać nowoboga, ale ten akurat nowobóg wydał mi się bardzo ludzkim nowobogiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wszak tworzy się na wzór i podobieństwo podobno...

      Usuń