Skład starych dobrych nieznajomych w autobusie ustabilizował się na nowym poziomie. Już-Nie-Ruda Kobra o urodzie zatrzymanej w czasie starannym, acz dyskretnym makijażem, obok wysokopiennej pani z małym, często posiadającym niewielką swobodę biustem, mamunia-piesunia, dźwigająca na rękach szczeniaka tak słodkiego, że można nim słodzić herbatę, który zlizuje mamuni twarz popiskując żałośnie (chyba kosmetyki są niesmaczne, albo niezgodne z pieskim menu), dziewczę o księżycowej twarzy, bez względu na tekstylia zawsze w bagiennych butach, paru budowlańców dokarmiających się hałaśliwie wydzielinami z nosa.
Kolarz odziany w kosmiczną nieomal technologię, wyglądał, jakby startował w ekstremalnych zawodach polegających na zjeździe z gołoborza. A obok pani, której chłodna różowa pupka prześwitywała spod bieluteńkich spodni, zachwycając grą mięśni, czy co tam grywa w tychże okolicach anatomicznych. Słabo się czuję, kiedy płeć staje się kwestią interpretacyjną, czy przedmiotem zaawansowanego śledztwa. Kiedy trafiam na zwodniczy biust. Przy pewnej tuszy cechy płciowe stają się marginalne, poukrywane w fałdach dostatku, przepychu barokowego, czy nieleczonych chorób. Taki właśnie egzemplarz trafiam, jak się okazało później, facet z biustem, którego masa zaskoczyłaby niejedną sklepową wagę. Torował sobie drogę do wyjścia z tramwaju wykorzystując siły grawitacji własnej.
Na przystanku dziewczynka z plastrem antykoncepcyjnym przyklejonym nisko na ramieniu, jakby chwaliła się wcześnie rozpoczętą aktywnością seksualną. Obok bladziutka łabędzica w krótkiej sukience stając na palcach wyciąga szyję, to z lewej, to z prawej strony na pieszczoty chłopięce, gdy ręce chłopca grasują zdecydowanie niżej, usiłując skolonizować pośladki tańczące z radości, że zostały zauważone. Dwie czarne boje splecione chaotycznie ramionami, może nawet splątane, toczyły się po chodniku w spodenkach w których nie zmieściły się pośladki.
Później było już elegancko. Piękna, doskonale ubrana dziewczyna… w kapciach. W ręku, prócz gustownej kopertówki trzymała reklamówkę z sandałkami na wysokiej szpilce, które najwyraźniej zjadły jej stopy. I wysoki przystojniak w koszuli zapiętej na jeden guzik – pod szyją. Rękawy, oczywiście rozpięte, nieco za długi, więc raz podwinięte, za to, gdyby miał pępek z tyłu, to wystawałby spod tej koszuli na pewno. Krój dziwny, ale jeszcze dziwniejsze, że nie wyglądało to źle.
Ach, te bieluteńkie spodnie, zawsze na mnie działają, no nic nie poradzę.
OdpowiedzUsuńja też nie poradzę. ja tylko zdumiewam się, że na kobiecych... hmmm nogach one są naprawdę białe. gdybym to ja miał je nosić, już w trakcie wkładania poszarzałyby haniebnie.
UsuńTo prawda. :-)
UsuńMyślę, że to kwestia wysokiej klasy środków piorących i szczególnego pietyzmu.
środki piorące, to potem, ale jak w takich przejść chociaż kilometr, żeby nadal były białe?
UsuńZatem wystarczyć musi ten pietyzm.
Usuńmusi. i basta!
UsuńWybielacze mogą podrażnić śluzówkę i drogi oddechowe. Nie polecam. Lepiej wcześniej namoczyć spodnie przed praniem i odczekać, aż puszczą plamy. I nie szlajać się pod mostami, żeby zaraz tam spodnie uświnić, albo po pijaku wpaść do rzeki.
OdpowiedzUsuńJuż nie Drin
a kto>
Usuńw kwestii białych spodni pod mostami - postaram się być grzecznym chłopcem i się nie szlajać.
Co do białych spodni - to się okaże w praniu.
UsuńCo do innych kwestii, to nie ma mowy. Jeszcze tego by brakowało, żeby mi jacyś wysyłali zaproszenia do znajomych, albo napadastowały w komentarzach jakieś zazdrosne fanki twego bloga. Co to, to nie.
a kto>
"Już nie Drin". a kto?
OdpowiedzUsuń=q... jakaś..., podszyta...
wygrała? Oko SZANUJĘ poligon i odjeżdżam do rezerwy! Nie odczepi się ta psycholka od"napadastowania"...
podać przepis na małosolne? Dziś zebrałem 50 ogóreczków, złowiłem ok. 30 płoteczków, podleszczaka i parę krąpi. Kocham żaby, ropuchy i kumaki i nie mam mrówek.
Szacun dla Ciebie! Oko! Czytam, ale już bez komentów..., fajnie, że mnie tolere!
Drin
Miłość do żab? O! To pewnie jakieś nowe "Onu Jenu"?
UsuńAloha Drinu, co złego to nie ja.
a kto>
nie ma sprawy. miłego czytania. świadomość, że ktoś czyta na pewno pomaga. nawet, kiedy nie komentuje.
Usuńz drugiej strony był taki czas, kiedy komentarze sprawiały, że zamiast pisać - flirtowałem z komentującymi, a nie o to mi chodziło. skasowałem komentarze na kilka lat i w końcu przeszło - mi przeszło. teraz komentarze nie przeszkadzają, a dają czystą frajdę.
przykre, że ktoś sobie pozwala na takie głupawe gierki - wstydząc się pisać pod własnym nickiem.
Ależ nie ma czym się przejmować. To tylko takie odbicie w lustrze. Przecież lubisz (lubicie) doświadczać.
UsuńBez odbioru