niedziela, 19 sierpnia 2018

Najpiękniejsze jabłko na drzewie.

Ile trzeba mieć sił, żeby pisać. I ile słabości, żeby było o czym, kiedy już roztrzaska się w proch każde tabu i wyjmie na wierzch niepojęte. To, co w ludziach drzemie, lecz nikt głośno i wyraźnie powiedzieć nie ma odwagi. Niektórzy patrząc na własne słowa wyłowione z brudnego sumienia próbują oszołomić umysł używkami, żeby mniej bolało, choć to zawsze tylko proteza na dystans zbyt krótki. Dreszcz przeszukuje moje ciało, kiedy myślę niegrzeczne myśli, karalne, podłe i nasiąknięte wszystkim tym, co społeczeństwo usiłuje we mnie wykorzenić od pierwszej myśli porażonej związkiem przyczynowo-skutkowym. W szkolnych ławach i morałach bajek prane i katowane było moje sumienie, wizjami bohaterów nadmuchane oczy, księgami chwalącymi wielkość zachowań obłożony byłem jak więzień ceglanym murem, w którym spoza kraty wychylało się nieśmiało oślepiające słońce egoizmów.

Stać mnie na lubienie. Jestem syty i wokół świat oswojony, spętany kagańcem ograniczeń i savoir vivre. Śpię bez koszmarów i pod poduszką żadnego noża, pistoletu, czy choćby ciężkiej maczugi opartej o wezgłowie nie mam. We wzroku mijających mnie ludzi nie widzę głodu. Ba! Nawet myśli niesfornej, kaprysu, że mógłbym się stać czyimś posiłkiem. Że ktoś się za mną ogląda zastanawiając się w skupieniu, czy z majerankiem, albo lebiodką smakował będę wystarczająco wykwintnie. Taka myśl w końcu przyjść komuś do głowy może. I sytemu czasem zdarzy się podywagować gdzieś na krawędziach poznania. Ale takie dywagacje są mi niegroźne. Bo jeśli ktoś o przyprawach myśli, to teoretyzuje. Skwierczenie naprawdę pustego żołądka nie ma czasu na kaprysy, dodatki i rozważania. Wściekłą pianą wyrasta na ustach i zęby obnaża, a szpony zakrzywiają się szukając miejsc, w których ukąszą śmiertelnie.

Jestem zwierzęciem i mam instynkty, które w czasach prosperity pozwalają na ekscentryczne zachowania - na przykład na kaprysy i grymaszenie - jem to, co czerwone, a zielonego nie ruszam, mam luksus "lubienia", i cieszę się jedzeniem. Bawię wręcz. Ale gdyby mnie wypchnąć ze strefy luksusu do klatki przetrwania i podstawowych potrzeb - snu, jedzenia, oddychania bezpieczeństwa...? Nie zrezygnuję z jedzenia, choćby było najobrzydliwsze, bo mi organizm nie pozwoli. Instynkt mnie złapie za kark i podsunie ryj pod miskę. Będę wył i skamlał, płakał i wściekał się ale będę żarł i łykał, siorbał każde paskudztwo i przełykał na wpół tylko pogryzioną surowiznę, żeby szybciej i do pełna się napchać, nim przyjdzie ktoś, kto zabierze mi łup, nim watahą dziką spadnie mi na kark, żeby pożreć mnie i moje trofeum, jednym paroksyzmem organizmu wyposzczonego po kres sił.

Ubrany w kaprysy nigdy nie bywam wystarczająco ubogi, żeby sierść zjeżyć na grzbiecie i furią oczu penetrować otoczenie poszukując sytości, nory bezpiecznej, w której powielę geny w cyklu przetrwania. Bezmyślnie i bez zastanowienia. Nie wiedząc czemu i w jakim celu. Będę znosił krwiste ochłapy i karmił szczenięce geny, żeby … No właśnie – żeby co? Tajemna siła skaziła wirusem przetrwania organizmy żywe, zmuszając je do cyklicznej reprodukcji, w której tymi samymi dylematami będą pasły umysły, pośród tych samych lęków i nadziei będą kwitły kolejne, niekończące się procesy. Mrówki, szczury, ludzie, pchły i kondory, jadowite pająki i elektryczne węgorze, ćmy i ławice szprotek. Ohyda. Niby tak różni, a tymi samymi zarażeni żądzami. Na jeden obraz i jedno podobieństwo. Tą samą koniecznością. Oset i jęczmień, Sosna na piasku i krokus na skale, mech wspinający się po gnijącym murze i wodorosty rozpaczliwie chwytające się wiecznie mokrych stóp mostu. Wszyscy i wszędzie jedną myślą, jedną bezmyślnością szukają spełnienia w powieleniu, jakby sam fakt reprodukcji miał się stać zaczynem raju, jakby słabość niemowlęca wzmagała siły dojrzałości.

Tymczasem jest chyba wręcz przeciwnie. To niemowlęca siła jest wartością, która dla przetrwania zaangażuje więcej, niż potrzeba, aby mieć pewność, że w końcu otoczenie ulegnie i pozwoli na kolejny haust powietrza, na ciepło schronienia, na posiłek najbogatszy z możliwych. I nie zapyta skąd. Nie zapyta jak i dlaczego. Nie podzieli się z nikim, lecz weźmie bezwstydnie i powie:

– Jeszcze! Chcę jeszcze!

        Dojrzałość z ujarzmioną bezwzględnością tak nie potrafi. Ma skrupuły. Obawy. Miliard kolorów i wizji niejednoznacznych, powodujących rozterki. Może dlatego powiela się tak absurdalnie. Patrząc w świat nie noszący jeszcze blizn od łańcucha, od kolczastej obroży łudzi się, że wolnością i znaczeniem da radę powrócić do tych chwil, kiedy świat składał się wyłącznie z „JA” i był mi powolny.

Idę i mijam niedoszłe matki moich dzieci, mijam wrogów zawziętych i posiłki, które będę dzielił z chwilowym sojusznikiem, żeby się pokłócić, przy bardziej soczystym kęsie i rzucić się wzajemnie do gardeł i ssać krew nim skrzepnie. Mijam mięso, które kłania mi się nieodmiennie na korytarzu i udaję, że nie słyszę, jak ślinę przełyka łapczywie, zasłaniając rękawem marynarki gęstniejący ślinotok. Nie widzę samic, które usiłują nakłonić mnie do pozostania. Żebym stał się reproduktorem ich genów i dostarczycielem mięsa. Strażnikiem snu. Zabójcą skuteczniejszym od innych. Nim zdechnę, mam dać coś światu. Ale co? I po co? Wciąż pojąć nie potrafię. Podglądam cielęcinkę pachnącą mlekiem, a po kłach mi nie cieknie nadzieja. Nie jestem głodny. Stać mnie na lubienie…




28 komentarzy:

  1. A ja myślałam, że będzie o "jabłku dla najpiękniejszej".
    Ale też z przyjemnością przeczytałam.
    Twoja pomysłowość za każdym razem mnie zaskakuje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mięso to największa pomyłka świata. Obrzydliwość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty też jesteś "mięso"...

      Usuń
    2. Akurat ostatnio dość mocno jestem w tej tematyce i jeśli już się bawić w kulinarną ideologię to tylko weganizm ma sens, wegetarianizm w sumie to taka popierdułka. Kury i krowy, które dają półprodukty które jesz są chowane w tak samo drakońskich warunkach, więc gdzie tu sens a gdzie logika.
      Co nie zmienia faktu, że schabowe rządzą.

      Usuń
    3. podobno ludzie są wszystkożerni. rezygnacja z niektórych potraw, "lubienie", bądź nie - to tylko kaprysy organizmu, dla którego jedzenie jest przyjemnością, a nie koniecznością. uwielbiam ten stan. chcieć jeść, a nie być na jedzenie skazanym.

      Usuń
    4. Gdyby ludzie nie byli wszystkożerni to by nie przetrwali. Jaskiniowcy, jaskiniowcami, ale nawet w wiekach średnich jakoś czarno widzę wegan. Choć racją jest, że obecnie mięso i wszelkie produkty odzwierzęce nafaszerowane są chemią stąd problemy z tolerancją, czy trawieniem. No i kuchnia wegańska wcale nie opiera się tylko na jedzeniu sałaty i marchewek, jest tam masa świetnych przepisów i bardzo smacznych rzeczy, więc bynajmniej nie neguje.

      *popierdółka, skucha w poprzednim komentarzu, wybacz.

      Usuń
    5. od mięsa uwalniać się nawet nie chcę. warzywa mi krzywdy nie robią, jednak bliżej mi do psa/świni, niż krowy. bardzo ładnie uzupełniają sztukę mięsa i kolorem i kształtem, a organizm potrafi znaleźć pożytki w roślinkach.

      Usuń
    6. Nieprawda, nie jestem mięsem - jeszcze żyję.

      Usuń
    7. jak napisałem - aż tak głodny nie jestem - poczekam. stać mnie na lubienie.

      Usuń
    8. Nie dam Ci się zeżreć!

      Usuń
    9. kiedyś przestaniesz się bronić. i przyjdzie drobnica, która za nic będzie miała Twoją wolę.

      Usuń
    10. Ty mnie nie zjesz. A i drobnicy nie wiadomo, czy coś się dostanie - popiołu wszak chyba nie jedzą?

      Usuń
    11. nieużytek... tak zmarnować jedzenie...

      Usuń
    12. Mięso to nie jest jedzenie! Mięso to trup.

      Usuń
    13. to Twoje zdanie. dla mnie mięso, to jedzenie.

      Usuń
    14. Jeżeli lubisz jeść trupy, to mnie nic do tego. Jedna patologia w tę, jedna we wtę...

      Usuń
    15. lubię. ziemia rozkłada mięso równie dobrze, jak rośliny - chyba mam podobnie.

      Usuń
  3. Och, gdybyż politycy mogli tak powiedzieć! I nie tylko zresztą oni...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. że głodu nie czują?

      Usuń
    2. że stać ich na lubienie...

      Usuń
    3. przecież wiesz, że ich stać. i na lubienie i na mówienie. na mówienie nawet bardziej, bo to zawodowa przypadłość.

      Usuń
  4. Mnie stać w tej chwili na więcej. Nie mam siły żeby nienawidzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. taka sztuka dostępna jest chyba tylko istotom boskim. gratuluję.

      Usuń
  5. Witaj, Oko.

    "Ludzie mają w sobie naturalny instynkt trwogi przed namiętnościami i popędami, które zdają się być silniejsze od nich, a które oni dzielą świadomie z tworami o niższym ustroju."
    ("Portret Doriana Graya" - O. Wilde)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to chyba naturalne, że boimy się większych, a odgrywamy na mniejszych. i nie zawsze chodzi o rozmiary, bo potęgę mierzyć można w rozmaitych jednostkach.

      Usuń
  6. Szczęśliwy z Ciebie człowiek Oko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak? bo potrafię nie zjeść mięsa, które zobaczę?

      Usuń