Siedzę na rozklekotanej ławce i
udaję, że nie widzę. Ale widzę. Albo wymyśliłem sobie twoją obecność tylko,
czuciem, które nie ma jeszcze swojej nazwy pośród zmysłów. Dojrzewa we mnie jednak
niczym nie uzasadnione przekonanie, że jesteś. Że tam, poza tymi szybami szeroko
otwartymi na lato, poza zasłonami do ziemi, które teraz zbierają kurz w kątach
czekając nocy, by się ukazać w kreacji godnej wieczoru, jesteś ty. Że stoisz i
patrzysz właśnie na mnie, a w siateczkę firan wplatasz słowa pełne treści i
ognia. Oby nie spłonęły od nich, bo firany wydymają się, jakby chciały się
obronić przed gorączką twoich słów.
Nie widzę cię, ani nie słyszę, a
jednak uśmiecham się do ciebie, a z kształtu firan wnioskuję, że ty również
uśmiechasz się. Nie jestem pewien, czy do mnie, czy do własnych myśli, ale
uśmiechasz się uśmiechem, w którym nie ma odwagi, by choć jednym policzkiem
przytulić się do szyby i pokazać światu zadowoloną buzię. Stoisz, jakbyś zbierała
odwagę na kolejne słowa, na kolejne spojrzenie. Skrupulatnie i systematycznie,
jakbyś z wełnianego sweterka zdejmowała kuleczki sfilcowanych używaniem nitek.
W garstkę na której pięć kropli wody zaledwie się mieści i nawet małemu kotu
nie wystarczy, żeby zaspokoić pragnienie. A kiedy już nazbierasz tych strzępków
odwagi wplatasz słowa w firanę, a ona drżące słowa zamienia na śpiew wiatru, co
kręci mi się gdzieś w okolicach głowy i szuka miejsca, którym dałby radę
wpłynąć we mnie zrozumiale.
Chcę myśleć, że stoisz tam bosa, może
nawet naga i właśnie dlatego nie pokazujesz się wcale, że twoja skromność nie
pozwala ci się wychylić, a zawstydzenie maluje na twoich policzkach obrazy
niewinności, jakie coraz trudniej spotkać. Czy ktoś prócz ciebie potrafi się jeszcze
zarumienić od własnych myśli? Od spojrzenia tak cichego, że ledwie skrzydło
firany zadrżało niepostrzeżenie. To dlatego chowasz się w cieniu? Dlatego nawet
słońcu nie pozwolisz się popieścić? I tak patrzę w to okno spoza którego wypływają
niewidzialne słowa. Oczyszczone z brzmienia jak z grzechu i samą ideą lekkie
takie fruną sobie na wietrze wprost do mnie.
Poprosiłaś mnie abym został, więc
jestem, choć ławka wygląda mało zachęcająco, a zapewne wkrótce stanie się
obiektem pożądania miejscowych emerytów, albo braminów, którzy bardzo chętnie
zasiądą do konsumpcji czegoś mało wytwornego. I wygnają mnie bezapelacyjnie,
żebym nie kalał ich ołtarza własną osóbką. Jednak na razie korzystam z łaski
lub niedopatrzenia i siedzę gapiąc się na oddychające twoim rytmem firany i
pozwalam twoim myślom dotykać moich ust, czoła, czy też czegokolwiek, czego
dotknąć byłaby uprzejma twoja ciekawość. Krzywdy nie czyni, a zostawia na
skórze nieokreślony posmaczek z pogranicza satysfakcji i ekscytacji. Przymykam
oczy, żeby niepokalane misterium trwało i ze wstydu zdążyło się rozebrać.
Oddałem się cały twojej nieobecności
tutejszej, twojej fizyczności domniemanej i myślom płochym jak motyle na
wietrze. Jak dym świeżo zgaszonej świecy, który przez wilgotną mgłę przedziera się do nieba. Usiłuję wygenerować z siebie zmysł brakujący, żebym mógł
sobie pozwolić na odzew, na echo i wzajemność. Próbuję urodzić, lub wymyślić
zmysł, który pozwoli mi dostrzec ciebie schowaną za tą firanką i wziąć na ręce.
Żebyś usiadła na moich kolanach, a ja rękami wytrę ci stopy z kurzu , żebyś się
nie kaleczyła. Wtedy będziesz mogła mi wyszeptać do ucha całą wieczność i
wszechświat też. Nie bój się własnej nagości – ubiorę cię w tę firankę, jak w
welon, żebyś nie musiała ubierać się we własne dłonie.
W takie upały nagości coraz więcej. Ja dziś z parasolem szłam, by mieć własny cień...
OdpowiedzUsuńsuper - i jak się cień zachowywał? grzecznie i dostojnie?
UsuńNie bardzo...za mały parasol był, ale głowa odpoczęła od skwaru:-)
Usuńw taki upał nie ma się co dziwić, że cień próbował się schować w mysiej dziurze. mądry zawodnik iwie co robi.
UsuńZmysły - bez. Gra....nic. A jednak coś gra :)
OdpowiedzUsuńniech służy, skoro gra.
UsuńUśmiech się wykluł, więc chyba służy.
Usuńważna rzecz... taki uśmiech. a pani ubrana w firankę musi wyglądać przecudnie.
UsuńUczta dla oka?
Usuńoko pasie się rozmaitościami - taki z niego hedonista...
UsuńW praczasach stawałem tak pod jednym oknem, choć byłem pewien, że jest puste.
OdpowiedzUsuńi okazało się, że jednak nie? to pewnie pokuta po dziś dzień się należy.
UsuńOkazało się, że było puste, ale wkrótce się zapełniło:)
Usuńtrwale? zmieściłeś się obok kwiatka, jako to przybranie?
UsuńWitaj, Oko.
OdpowiedzUsuńTaki Grzegorz Markowski posunął się w pragnieniach nieco dalej:):
https://www.youtube.com/watch?v=FnlbR0xLFsg
Pozdrawiam:)
artystom wolno przekraczać granice. albo je ustawiać tak daleko, że nawet nie widać szlabanów. ja poruszam się w mniejszym świecie. ale idea bardzo mi się podoba - krzyk do takiej samotnej firanki mógłby stać się szokiem dla ewentualnej obecności poza nią.
UsuńNiewątpliwie:)
UsuńMogłoby to mieć skutek odwrotny do zamierzanego:)
Pozdrawiam:)
uwielbiam takie gdybanie - a może urodziłoby się coś, co inaczej nie miałoby szansy zaistnieć? ostatecznie chyba lepiej żałować za popełnione grzechy, niż za to, że się ich nie popełniło...
Usuń