Kamuflaż.
Mistyfikacja. Zasłona dymna i siatka maskująca. Dla ludzi. Bez względu na
gabaryty, przekonania i cechy fizyczne. Wzrok taksujący, penetrujący, szukający
dookoła. Podejrzliwy i nieufny. Bo przecież ktoś może odważyć się zajrzeć pod
spód. Pod tę pajęczynę pozorów, pod zasypaną miliardem słów zaspę fałszu,
której rozkopać nikt dotychczas nie miał odwagi. I obnażyć. Zapytać wprost, bez
względu na błagalne spojrzenie. Cały świat poświęca większość czasu na sprawy
mniejszości, która terroryzuje każdą możliwą większość, a gdy ta próbuje się
bronić dostaje łatkę brzydką w słowach cedzonych z pogardą. Każdy udaje, że nie
widzi śmieszności sytuacji. Zapomina, że osiemdziesiąt procent czasu świat poświęca
na dwadzieścia procent przypadków. Wiem, że więcej poświęca i mniej licznemu
zbiorowi, ale nie chcę wyjść na liczykrupę, więc poprzestańmy na takich
proporcjach. Masa drży przed Dawidem, który z własnej słabości czyni siłę i
rozzuchwala się coraz bardziej. Wrzeszczy. Pcha się na pierwsze strony i
oskarża. Żali się i piętnuje.
Uczę
się pokory, milczenia się uczę. Ktoś zdolniejszy ode mnie myli już tolerancję z
akceptacją, komuś przeszkadza mój brak zachwytu dla poczynań marginesu i pluje
na moje poglądy, w których konserwatyzm dominuje, choć nie tak zuchwale jak w
hasłach piejących chwałę odmienności kast zgromadzonych w kręgach o tak błahej
liczebności, że nawet wybór przedstawiciela jest grzebaniem w poszukiwaniu
mniejszego zła bardziej niż szukaniem autorytetu mogącego wnieść do dyskusji
głos rozsądku i nadać rozmowie priorytet uwzględniający wagę zjawiska. Patrzę,
jak standardy stają się zaściankiem, jak w centrum kipią ekstrawagancje,
oryginalności i strach nazywać to co się pcha do głosu, bo żebym to robić mógł
bezpiecznie musiałbym być ortodoksyjny na tyle, żeby trzeba było się ze mną
liczyć. Musiałbym być sterem i okrętem dla samego siebie, względnie wpuścić na
pokład coś mniej, niż Noe miał odwagę.
Krzyczeć
chciałem. Głośno i bezwzględnie. Nie chowając słów po rękawach i nie ukrywając
znaczeń w zawoalowanych niedopowiedzeniach, w subtelnościach niedostępnych dla
większości. A zamiast tego szepczę gdzieś w zaścianku, że dobrze byłoby zająć
się globalnym kłopotem większości. Krzyczą narody wybrane, manifestują własną
seksualność, mizeria walczy o równouprawnienie, o dostrzeżenie i akceptację, o
miliard ustaw/nakazów/zakazów/paragrafów/uwag i przywilejów. A ja? Ja jestem
pacyfistą i nie chcę walczyć. O nic i za nikogo. Chcę żyć w świecie, gdzie
walka sprowadza się do gier umysłowych, lub sportowej rywalizacji. Do filmów
przyrodniczych, w których natura zadba brutalnie o równowagę środowiska
eliminując słabość. Trochę się boję, że wyeliminuje mnie, ale chyba mam
niewielki wpływ na wybór przyrody. Mam krzyczeć? Mam sztandar wymalować hasłami,
w jakie odziany mogę na szańcu stanąć z pieśnią, co krew wzburzy i pociągnie za
przykładem co mniej inteligentnych, albo bardziej narwanych? Nie wiem, czy
umiem, nie wiem, czy chcę. Może, jak będę cicho siedział, to mnie przyroda nie
zauważy? Może skusi się na jazgotliwe jednostki i im tchawice przegryzie, żeby
nie zakłócały poobiedniej drzemki. Może zamiast krzyczeć zaczną wtedy burczeć
głęboko w trzewiach drapieżnika. Z pieśnią sytości w ostatnią ruszą walkę, nim
użyźnią ziemię.
Nie
zapytam o twojego Boga, czy barwy klubowe. Nie zapytam z kim sypiasz i czym
żołądek napełniasz. Mogę o nic nie pytać. Stać mnie na taki gest. Tylko nie każ
mi siebie kochać. Nie każ klaskać fałszywie, jeśli wynurzysz się z własnym
manifestem. Bo rewolucjonistów też nie lubię. I kochać za nic, albo na siłę.
Żyjesz ze swoim upośledzeniem i patrzysz, jak żyję ja w moich ograniczeniach
zanurzony. Kiwnę ci głową bez nienawiści, albo ramionami wzruszę, kiedy się
odwrócisz plecami. Nieważne. Żyj. Przecież niekoniecznie nasze ścieżki muszą
się zbiegać. A nawet jeśli, to możemy się minąć bez słowa. Bez chorągwi i szczęku
oręża. Bez plucia sobie pod nogi. Nie znam cię i nie wiem, czy poznać chcę.
Może się jednak zdarzyć. I co wtedy? Znajdziemy temat do rozmowy? Być może. Bo
tolerancji i ciekawości we mnie sporo i choć nie rozumiem, nie akceptuję, to
znajdę chwilę na godziwą rozmowę. Na twój monolog, jeśli znajdziesz słowa,
które nie kaleczą. Dlaczego akurat ty miałbyś być godzien uwagi? Przecież na
ziemi jest kilka miliardów odszczepieńców. Wyrzutków, którzy szukają wspólnika
do życia pod wspólną ideą. I mało komu się udaje. Dlaczego akurat ty? Powiedz
mi proszę. Chętnie posłucham.
"Uczę się pokory, milczenia się uczę."
OdpowiedzUsuńTo nie jest pokora - to poddanie się terrorowi!
a może nie mam racji i tylko mi się wydaje? nie mam w sobie energii wystarczająco, żeby walczyć. ani ochoty. wolę zanurzyć się w światach, które mi służą. może moja wersja postrzegania świata jest tylko kolejną nadinterpretacją i buntem ograniczonego umysłu?
UsuńNie, to zdrowe odruchy człowieka nieotumanionego nienormalnością.
Usuńmoże jestem skażony statystyka, ale ona mi mówi, że prędzej zdechnę na cukrzycę albo raka niż od eksplozji nuklearnej. a jakoś więcej energii poświęca się zbrojeniom, zamiast leczeniu. i takich aberracji jest więcej. wszędzie są. ludzie zajmują się bzdetami i marnują energię nieproporcjonalnie do wagi problemu. i to budzić powinno zdumienie. emerytom nie wystarcza na życie po czterdziestu latach pracy, ale partie za brak pamięci o nich pobierają profity, które zresztą same sobie przydzielają. ech... nie chce mi się gadać.
Usuńkolejka do okulisty na zabieg - trzy lata. do onkologa jeszcze dłużej. a uczelnie wypluwają lekarzy każdego roku... kosmos. zajmujmy się dalej czternastoma zaratusztraninami w województwie mazowieckim, albo czymś równie pasjonującym.
Nic dodać, nic ująć. Dlatego wciąż podtrzymuję przekonanie o Twoim wzorcowym zdrowiu psychiczno-osobowościowym.
Usuńświat na głowie stanął. a przykłady chyba z Ameryki płyną - ubezpieczenia od gwałtu przez ufoludka... z niedowierzania kręcę głową. ale to fakty.
UsuńChi, chi... nie chciałbyś być zgwałcony przez ufoludka!
Usuńa tym bardziej nie chciałbym towarzystwu ubezpieczeniowemu udowadniać podobne zdarzenie. chyba nie wierzysz w powodzenie?
UsuńNigdy nic nie wiadomo... Niestety, z Zachodu płynie od lat gigantyczne tsunami głupoty i nie dam głowy, czy nie wygrałbyś takiego procesu.
Usuńmoja wiara jest zdecydowanie bardziej krucha. sławny, to może stałbym się za sprawą mediów, ale w odszkodowanie nie wierzę - przyjrzyj się gwałtom, które się zdarzają niestety - tym bestialskim atakom ludzi na ludzi. i co? nawet tu nie ma pewności, że kara dosięgnie sprawcę.
UsuńWiesz... Po latach kontaktów z tzw. wymiarem sprawiedliwości już wiem, że do sądu nie idzie się po sprawiedliwość, tylko po wyrok. A to ogromna różnica...
Usuńja nazywam to inaczej - po czerwonego orzełka. czasami ma to znaczenie.
UsuńNawet jeśli chcemy ukryć się przed światem, to zdarza sie, że ten świat i tak nas znajdzie i zmusi do zajęcia stanowiska, bez uników...
OdpowiedzUsuńświat szuka tych, co krzyczą głośno - może mnie nie zauważy.
UsuńTak Ci się tylko wydaje!
Usuńna razie trwam w tym przeświadczeniu.
Usuń