Jad mi gęstnieje, bo od tego
ciepła woda z organizmu odparowuje. Sam nie wiem, czy jestem wystarczająco
odporny na siebie, żeby przetrwać, więc na wszelki wypadek uzupełniam płyny w
tempie wykazującym pewną dramatyczną rozpaczliwość poczynań. Tchórz krótko
mówiąc mnie obleciał. Żółta bluzeczka drażniła sutki młodej pani, że te w
pełnym wzwodzie flirtowały z wysokości zadartych pod niebo piersi z męskim
wzrokiem, jeśli tylko ten miał jeszcze dość sił na myśli frywolne. Inna, przy
pomocy nożyczek przeprowadziła transformację białych kozaczków do
sandałów-podkolanówek, co wyglądało przynajmniej zdumiewająco. Dziewczę na
ławce siedzące uśmiechało się do własnego telefonu śpiewając przy tym piosenkę.
Sprzedawca lodów również śpiewał kręcąc ubogim tyłeczkiem w rytm starego
przeboju Maanam, a przechodzące nieopodal dziewczęta zwartym chórkiem radośnie zawtórowały
najwyraźniej w przypływie dobrego humoru. Ktoś grał na skrzypcach, gitarze
towarzyszył flet poprzeczny, bańki mydlane zaglądały ludziom w oczy i usiłowały
wśliznąć się pod skąpe ubrania. Cień rozpuścił się pod ścianami i schnie tam po
cichu. Wygląda, jak plama w przechodniej bramie, kiedy pęcherz już nie jest w
stanie unieść efektów namaczania organizmów pienistymi płynami. Ludzie uciekają
z domów i nagrzanych ulic do klimatyzowanych galerii handlowych i szukają
dowolnego pretekstu, żeby zostać tam możliwie najdłużej. Pan w dżinsach włożył
skórzaną kurtkę pod głowę i dogorywa na ławce przy ruchliwej ulicy. Może chce
się poddać mumifikacji i zbić wagę przed podróżą w niebyt? Ptaki wyklęły
słoneczko i schowały się starannie. Ani widu, ani słychu. Za to pani dojrzała
wiekiem i kształtem, prezentowała na siodełku roweru własną rumianą zapewne
wypukłość w obcisłości, która tak bardzo się wytężała, żeby objąć kubaturę, że
zamiast być czarną – stała się półprzeźroczysta, dzięki czemu można było
cieszyć oko kontrastem różowych stringów przykrytych ową czernią niedoskonałą.
Krótkowłosa pani o urodzie niebanalnej przeszła obok, a ja wiem, że gdybym
podjął się zgadnięcia jej wieku, to błąd mógłby przekroczyć sto procent, co nie
przeszkadzało mi wcale pozachwycać się jej urodą. Inna miała buzię dziecka, a
stopy zniszczone zbyt długim życiem – najwyraźniej ktoś skleił dwa życia w
jedno szamoczące się z niezdecydowania. Na murku oddzielającym chodnik od
klombu trwa w plastikowej butelce reszta soku pomarańczowego, a papierowe kubki
wciąż z zawartością bezpańsko stoją i zliczają spragnione jęzory mijające ów
zestaw. Za to rośliny na klombie podsypane są strzępami drewna bejcowanymi na
kolor brunatny bądź pomarańczowy. Że też komuś się chciało barwić te strzępki…
Na gęstniejącą krew polecam rozrzedzające je piwko. Odbieram ten opis za wesołe spostrzeżenia. Seksowne panie, pan co się chciał zmumifikować... tylko te stare stopy psują pozytywny efekt całości.
OdpowiedzUsuńza to buzia dziecinna była... co zrobię, że taki zestaw widziałem? nie chcę deformować widzianego fałszem.
Usuńgeneralnie wesoło mi raczej. i odrobinkę złośliwości znalazłem w sobie.
Dowcip Cię nie opuszcza, mimo upału, więc nie jesteś straconym dla świata:-)
OdpowiedzUsuńgrunt, że wzrok ocalał, bo bez tego żaden dowcip nie byłby możliwy.
Usuń