To chyba trzeba mieć pecha, albo
cechy typowe dla narodu wybranego, żeby trafić, jak ja trafiłem. Bo jak inaczej
nazwać fakt, że chciałem zaspokoić prymitywne żądze, a zamiast… zdarzyła mi się
niepojęta historia.
Prozaicznie wyasygnowałem kwotę wolną
na konsumpcję i postanowiłem zamówić ciało do domu, żeby się nie szamotać w
poczekalniach, czy jak tam zwą owe miejsca, gdzie człowiek trafia zanim obiekt
wynajęty będzie gotów do świadczenia usługi. Na oswojonym gruncie zamierzenie
może przynajmniej naśladować idealistyczne wzorce, bez tej krzykliwości i
jednoznaczności. Ciało przyjechało i nawet nie było wulgarne – chyba z wyższej
nieco ligi, która dawała nadzieję na odrobinkę więcej niż mechaniczne
uwolnienie od nadmiaru nasienia liczonym w pojedynczych minutach. Ciało
grzecznie zapytało gdzie będę uprzejmy konsumować, przyjęło zaproszenie na
szklankę soku i bezwstydnie pozbawiało mnie garderoby, żebyśmy przeszli do clou
programu. Nie bardzo przejmowało się moim monologiem, jąkaniem się i
niewprawnością w działaniu, bo chociaż seks jest zwierzętom wszczepiony i
intuicyjnie każdy z tematem sobie radzi raczej lepiej niż gorzej, to jednak
premedytacja i materialistyczne podejście do zagadnienia stawiało ów akt na
jakiejś innej półce, z którą nie potrafiłem się oswoić. Przecież takie ciało
równie dobrze mogłem wynająć do zrobienia prania, czy wyprowadzenia na spacer
psa. Ba! Ono mogło mieć moje geny zgoła!
Tymczasem ciało ogołociło mnie z
tekstyliów i przystąpiło do zajęć profesjonalnych. Nie ma co sapać i debatować
nadaremnie – pogrążyłem się w objęciach usługi i z nie dającą się ukryć
satysfakcją doznałem spełnienia zgodnie z zamówieniem. Ja wiem, że to banalny
początek historii, która powtarza się wszędzie na świecie co kilka sekund,
jednak dla mnie egzotyka była pełna i zakwitła mi dziewiczo nowalijką. Objąłem
to ciało, które wędrując do pracy zmieniało imię tak często, że już chyba samo
nie wiedziało, jak rodzice na chrzcie mieli życzenie zwracać się do niego.
Przytuliłem się we własnej błogości pogrążony do usługodawczyni (wolę być
precyzyjny, żeby nie pogłębiać ewentualnych niedopowiedzeń). W końcu rachunek
płacę i mam prawo do kaprysów. Więc przytuliłem mocno to ciało zdezynfekowane
tuż przed przyjściem do mnie, a teraz pachnące mną i moją gorączką. Ciało posłusznie
wtuliło się we mnie, bez najmniejszego grymasu pozwoliło się wąchać i poddało
się rytmowi mojego, wciąż niespokojnego oddechu.
No i wtedy się zaczęło na dobre.
Najpierw myślałem, że spociliśmy się tak bardzo, że ciała przyssały się do
siebie i stąd przytulenie doskonałe, a jednak nie. Nasze ciała zaczęły się
wgryzać w siebie i wzajemnością zarażać, wymieniać komórkami i dążyło do pełni.
Szarpaliśmy się oboje, broniąc się przed nieznanym, jednak zjawisko posiadało
determinację i wolę silniejszą od naszych nieco nadwyrężonych mięśni i mogliśmy
tylko patrzeć, jak dzieje się przyszłość niepojęta. Ciało usiłowało protestować
słownie, jednak moje autentyczne przerażenie przekazało jemu informację, że nie
mam z tym nic wspólnego… Znaczy chciałem nie mieć nic wspólnego z tym, co się
działo. Przecież zaprosiłem usługę na czas nijaki, raczej krótszy niż dłuższy i
nie zamierzałem w ten sposób osiągnąć ideału odnajdując za złocisze drugą
połówkę jabłuszka, która do tej mojej pasowałaby z boską dokładnością. Nie. Ja
szukałem odprężenia i zamiast sobie loda kupić, czy garść winogron, to
wynająłem ciało do ćwiczeń fizyczno-fizjologicznych. Taki „aktywny wypoczynek”
i wyjście na siłownię…
Endorfiny poczuły się zawiedzione i
więdły we mnie, zamiast w zachwycie eksplodować amokiem i głupawym uśmiechem
zakwitnąć na spoconej twarzy. Schowały się gdzieś w żołądku i wierciły dziury z
przerażenia, więc jeśli przeżyję, to wrzody żołądka mam zagwarantowane. Tymczasem
ciało wżerało się we mnie i zacząłem z nim negocjować. Co dalej? Kim być po
scaleniu? Czy w ogóle jest jakiś wybór? Ciało, kiedy otrząsnęło się z szoku
podjęło negocjacje i z żelazną konsekwencją wypytywało mnie o status quo mojej
egzystencji. Nie sposób kłamać, kiedy jest się przytulonym tak bardzo, więc jak
na pierwszej spowiedzi udzielałem odpowiedzi najbliższych prawdzie. Ciało
pomilczało dłuższą chwilę, jakby podejmowało ważną życiową decyzję, która
spowoduje nieodwracalne zdarzenia. Wreszcie westchnęło i wzmacniając treść
wulgaryzmem rzekło:
- No dobra. Zostaniemy tobą, bo twoje życie wydaje się być
bardziej uporządkowane niż moje. Chyba, że bardzo chcesz zostać dziwką i
każdego dnia zastanawiać się wielokrotnie, którą z chorób złapiemy najpierw,
albo jaki ekscentryk wyszykuje nam przedwczesny i gwałtowny koniec świata.
Oczywiście, jeżeli w ogóle mamy jakiś wybór…
Ciała wgryzały się w siebie coraz
mocniej, a my wspólnowolnie usiłowaliśmy pozostać mną. Uczucie nie-do-opisania.
Wątek żeński zasiedlał się we mnie i nie tyle rozpychał, co poszerzał
świadomość i możliwości. Znienacka nabyłem umiejętności, których nie
posiadałem, nawet tych, które wiązały się z moimi lękami, uprzedzeniami, czy
jawną niechęcią. Głowa zasilona szarymi komórkami poczuła się dumna ze stanu
posiadania, a układ nerwowy wysyłał na zwiad zastępy elektrycznych posłańców,
żeby przeszpiegować ciało. Tę nową jednostkę, która zewnętrznie usiłowała być
męską, jednak (ze wzruszeniem czworga ramion) skonstatowałem, że to tylko
pozory. Światopogląd wzbogacony o rozmaitość poczuł się lekko oszołomiony,
jednak zaadaptował się do nowych warunków szybciej, niż fizyczność. Ta,
początkowo lekko rozbawiona cieszyła się intymnością, jakiej żadna usługa
dostarczyć nie była w stanie. Orgazmiczne, płytkie, lecz tak pełne uczucie, że
pozazdrościłby każdy, gdyby tylko był w stanie choćby mu towarzyszyć. W sposób
naturalny stałem się wyznawcą seksu bez granic płciowych. Przepraszam –
staliśmy się. I potrafiliśmy zadowolić prawie każdą jednostkę ludzką, dla
której męskie kształty nie stanowią przeszkody.
Dopiero telefon, z agencji
zaniepokojonej nieobecnością ciała wyrwał nas z błogostanu. Coś tam
nakłamaliśmy, że wyszło już ciało, że skasowało i jesteśmy zadowoleni i
poprosimy w przyszły piątek, żeby znowu przyszło i to już nie na godzinkę, ale
na dwie, może i trzy. A potem stygliśmy już w monolit mnie odziani i siedliśmy
na fotelu. Ona lubiła nogę na nogę zakładać i kiwać stopą, kiedy myśli ją
opanowały, więc nie protestowałem. Chciała drinka, jednak bałem się, że
będziemy jeszcze gdzieś jechali, więc na razie poprzestaliśmy na papierosie.
Trochę kręciła nosem, więc odpuściłem – trudno - kompromis musimy wypracować i
pora z nałogiem skończyć. Jej wdzięczność rozlała się po mnie obietnicami
ersatzów tak frapujących, że decyzję uprawomocniłem błyskawicznie. Dobrze, że nie
była weganką, bo mielibyśmy się z pyszna, ponieważ jestem zatwardziałym
mięsożercą… Znaczy byłem, bo teraz, to sam nie wiem. Poszliśmy do lodówki, żeby
się przekonać i moja lodówka chyba jej nie wystraszyła, choć lista zakupów
niezbędnych mogła przytłoczyć rozmaitością – przyda i się nieco odmiany menu od
standardu singla bez talentu do kucharzenia. I to kręcenie pupą w trakcie
bosego spaceru do lodówki rozśmieszyło mnie do łez. Bo ja sam chodziłem
kanciasto, a tu niespodziewana miękkość i płynność do rozkołysania. Autoerotyzm
wyższego rzędu – sam siebie podniecałem i stałem się samowystarczalny – to
znaczy… My się staliśmy, ale na zewnątrz głupio jest mówić o sobie w liczbie
mnogiej, jakby to był król, czy też pierwszy sekretarz jedynie niegdyś słusznej
partii.
Zamknęliśmy świat na cztery spusty,
jak tylko udało się nafaszerować lodówkę do pełna i postanowiliśmy poznać się
dokładniej. Nie mogąc zdecydować się na strój po domu chodziliśmy nadzy, jednak
czasami przymierzałem sukieneczkę krótką, w której do mnie ciało przyszło, żeby
zapoznać się z odrzuconą opcją. Ciało w tym czasie pichciło rzeczy tak
wyszukane, że bałem się o przyszłość naszej wagi, jednak kręciłem się tuż obok
i nos albo paluchy do garów wkładałem z niecierpliwości. Później na rękach
nosiłem to ciało z wdzięczności i dwugodzinną kąpiel z książką, nastrojem i
lampką wina bez skargi i z rosnącą akceptacją. Najtrudniej było umyć piersi i …
Trudno się myje coś, co istnieje wyłącznie w umyśle, a nie uzewnętrznia się.
Wieczór przerodził się w noc, ta obrodziła świtem, a my siedzieliśmy w fotelu i
nie mogliśmy się „nagadać”. Bo przecież tyle spraw trzeba omówić – dobrze, że
mózg podwojony nadążał za naszymi wątpliwościami i podsuwał rozwiązania
ortodoksyjne czasami, jednak skuteczne. Gadaliśmy dzień drugi, a czasem jedno
zasypiało, żeby drugie mogło się w sobie zebrać, oswoić i chwilę pobyć
jednością. Dziwne, ale zanim lodówka opustoszała przestałem tęsknić za
jednością i towarzystwo ciała wydało mi się niezbędne, jak niezbędna do życia
wydaje się być wątroba, czy płuca.
Trochę poczytaliśmy, trochę czasu
spędziliśmy przed telewizorem i jedność w nas zaczęła stawać się doskonalsza i
tylko cichy śmiech w łóżku zwiastował, jak bardzo nam służy wzajemność
niespodziewana. Potem przyszedł czas, żeby wynurzyć się z zacisza, z tej oazy i
spróbować funkcjonować społecznie. Świat i światopogląd w naszych oczach był już
inny, bogatszy w nowe doświadczenia i wiedzę, więc ten stary wydawał się mdły i
wąski. Budowaliśmy go więc od nowa, wspólnie i nawet bez przepychanek. Coraz
częściej trzymaliśmy się mentalne za ręce i patrzyliśmy w oczy bez obaw, choć
wciąż wybory potrafiły zaskoczyć. Jaźń osiągnęła spokój i dumę. Świat stał się
bardziej zrozumiały i łatwiejszy do współtrwania. Trwaliśmy w nim i
rozwijaliśmy się nie zmieszani własną wielopłciowością i zainteresowaniem. Do
czasu. To ciało zobaczyło pierwsze tego pana i zapałało do niego czymś więcej
niż sympatią i bardzo mnie namawiało na próbę zbliżenia. Ja, jako niedawny
samiec-hetero broniłem się dość wytrwale, jednak wobec argumentów ciała
poddałem się. Poznaliśmy się „przypadkiem” i odrobinę zacieśniliśmy ową
przypadkowość do znajomości, w której poświęcaliśmy sobie coś więcej niż
mgnienie oka na ukłon gdzieś na chodniku. O zgrozo – on okazał się mniejszością
seksualną i bardzo taktownie zaproponował zbliżenie…
Zanim zdążyłem zaprotestować ciało
entuzjastycznie wyraziło zgodę i podparło ją gestem dalekim od wieloznaczności.
Pan zaróżowiony od emocji teraz się zaczerwienił, bo ciało potrafiło być
bezpośrednie, więc wieczór spędzaliśmy już kameralnie i kulturalnie. Tylko
guziki koszul nie chciały się dziurek trzymać i jeden po drugim oddalał się na
wolność, a klimat zadbał, żeby odzież poszła spać na podłogę i nie podglądała,
co dorośli zrobią z tak niezwykle zaczętym wieczorem… No właśnie! Zaczętym i
dopiętym, bo ciało z gorączkową jakąś łapczywością rzuciło się na męskość i
wzięło ją sobie w posiadanie i cieszyło nią aż po spełnienie, by po fakcie
wtulić się w te ramiona mrucząc rozkosze niepojęte… A później pot znowu skleił
ciała i nie chciał puścić już wcale. I znów, lecz tym razem my we dwoje
tłumaczyliśmy panu, że jest już z nami i witamy na pokładzie, z którego nie
sposób odfrunąć. Pan miał wartość, którą wniósł w nasze jestestwa połączone.
Był amatorem sztuk pięknych i melomanem. Dołożył szare komórki i myśli, które
musiały bardzo starannie dobierać towarzystwo, żeby fizyczność uszczerbku nie
doznała. Świat stał się nam trojgu otwartą księgą, a ludzie zrozumiali i
przewidywalni. A kiedy pan już oswoił się z boską troistością współistnienia
zaproponował przezorność w rozbudowie naszej psychicznej i fizycznej mnogości,
żebyśmy nie zarazili się podłością, tandetą i niskimi instynktami. Żeby kolejne
ciało wniosło coś, czym nie dysponowaliśmy, co mogłoby wzbogacić nas o walory,
w które jesteśmy ubodzy… I teraz prześwietlamy ludzi, zanim… Jesteśmy straszni…
Zabieramy ludziom życiorysy spełnione. Jesteśmy najokropniejszą plagą ziemską.
I aspiracje mamy dorównać mądrością Bogu. Nikt nie patrzy na ludzi tak głodnym
wzrokiem…
"Spotkanie dwóch osobowości przypomina kontakt dwóch substancji chemicznych: jeżeli nastąpi jakakolwiek reakcja, obie ulegają zmianie" - Carl Gustav Jung
OdpowiedzUsuńAle, skąd taka... żarłoczność, zachłanność?
albo znienacka, albo z wyobraźni. taki pomysł na dzisiaj.
UsuńPodoba mi się znienacka.
Usuńwięc poprzestańmy na takiej odpowiedzi.
Usuńcały pomysł na bloga polega na rozmaitości, nieskrępowanej swobodzie w doborze tematów.
Jedność wielości, pozostaje podążać za dynamizmem przeobrażeń.
Usuńalbo skręcić i przestać podążać za nurtem. przymusu nie ma.
UsuńMoże wystarczy nie dać się wchłonąć. Czy to w ogóle możliwe? To trochę jak zabawa z ogniem...
Usuńtak, tak - przypomina troszeczkę próbę umycia zębów aligatorowi.
UsuńTy... tak, tak poważnie, a ja się głośno śmieję. Dzięki serdeczne ;)
Usuńproszę bardzo. na zdrowie
UsuńAsymilacja w symbiozie ale z zachowaniem indywidualności... chciałabym doświadczyć takiego procesu - choć zdecydowanie w formie odwracalnej do wyjściowej.
OdpowiedzUsuńZawsze jestem pod wrażeniem Twojej wyobraźni a dziś po prostu mnie zachwyciła. Miłe orzeźwienie w tych tropikach - dziękuję.
ja się spociłem na samą myśl, że mógłbym współdzielić własny łeb z kimś obcym...
Usuńa jak trafiłbym na podobnego z nadwyżką wyobraźni? dom wariatów gwarantowany i schizofrenia galopująca.
Ale jaka uczta dla czytelnika... och - dwóch/dwoje z wyobraźnią podobną. Z pewnością bym utyła - bo apetyt na Twoje litery już jest u mnie duży a powiększony jeszcze dawką wielokrotną i zaspokajany systematycznie... no tak groziłby zdecydowanie. Tylko żebyś Ty pisał - nie ten ktoś obcy.
Usuńcoś mi się zdaje, że Twój apetyt przerasta moje możliwości.
UsuńE tam - nie bądź taki skromny. Jak do tej pory radzisz sobie nieźle.
Usuńale nie ma już miejsca, żeby przyspieszyć - tak sądzę, a apetyt ponoć rośnie w miarę.
UsuńNapiszę krótko. Nauka radziecka znała takie przypadki. Doskonale!
OdpowiedzUsuńnauka radziecka potrafi skrzyżować nawet równoległe światy, więc co to dla nich zrobić koktajl z trzech osób i w jeden worek wrzucić to, co się zmiksuje - Łubianka widziała zapewne bardziej dramatyczne eksperymenty.
UsuńTak poważnie, to chylę czoła.
Usuńniepotrzebnie - zerknij do siebie - nie ma powodu do wstydu. znakomicie bawię się czytając.
UsuńNiezły pomysł na urozmaicenie swojego "ja", tylko chyba na dłuższą metę męczący.
OdpowiedzUsuńdzięki za zauważenie - czasem ta osoba na sąsiednim krześle obok stanowi kłopot, a co dopiero kiedy ma nieograniczony dostęp do głowy.
UsuńDobrze się czytało!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
cieszę się.
UsuńTo ja tak bardziej prozaicznie - wyobraź sobie, że jesteś belfrem, zamawiasz usługę, a tu była uczennica, w dodatku prymuska...
OdpowiedzUsuńPomysł świetny, gratulacje!
a córka, to nie łaska? albo żona? o rany... gorzej, kiedy matka...
UsuńWitaj, Oko.
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=2h1IzgnjW7c
Nie znalazłam w polskiej wersji językowej, ale sens jest taki:
"Jesteśmy Falanga, Wielka Falanga. Wchłaniamy wszystko, co napotkamy po drodze.":)
Pozdrawiam:)
ciekawe podsumowanie. ale tak właśnie brzmi puenta.
UsuńNajlepszy sex
OdpowiedzUsuńRodzi się
W głowie
A w 2 lub
3
EXTASA
zbiorowe ekstazy są mi obce i nie zamierzam udawać, że coś na ten temat wiem. ale uwierzę na słowo.
Usuń