Smutni ludzie smutnego Boga
idą ulicami. W czerniach, względnie w brązach lub szarościach. Zakonnice płci
wszelakich i księża. Niewiele zmienia biskupia purpura – tylko podkreśla smutek
codzienności i nieustającą pokutę za życia. Jakaś młoda pani z serduszkiem sinym
na wierzchu stopy, lecz to nie siniaczek, tylko tatuaż, co przypomina mi podobny
nad piersią wydłubany i pieprzyk w tym samym kształcie na pośladku – jedno
widzenie pociągnęło kolejne wprost z zakurzonej pamięci. Zadumana kobieta zerka
na mnie badawczo, jakby była zagubiona w rozterkach własnych niepewności, a jej
wzrok pytał mnie o coś, lecz już w trakcie pytania sama zwątpiła i zawieszone w
powietrzu pytanie utonęło w miejskiej fosie nim je odczytałem. A tam już czyhały
na nie wiecznie głodne ryby. Starsza pani miała zapewne duży problem ze
wzrokiem, albo lustro kłamało bezczelnie, bo szminką pociągnęła nie tylko usta,
ale i ich nadętą karykaturę zachowując odstęp wyraźnie widoczny od warg. Patrzyła na świat
z zawziętością i uporem, a krok miała zdeterminowany i niemalże wojenny. Dziewczęta
wdzięczą się elektronicznie i uśmiechają do telefonów, samotnie pozują w
wyszukanych pozach, które staną się publiczną własnością już za moment. Jakiś umięśniony
king-kong cały na biało szedł tak kanciasto, że schody zaczęły się wstydzić własnych
ograniczeń i chyba poczuły się niepełnosprawne, bo remont na nich się rozpoczął.
Koszulka nie była śnieżnobiała, lecz upstrzona drukowanymi komarami w wielkiej
ilości. Nastolatki na wszelki wypadek szły miękko i cicho, szerokim łukiem omijając
Goliata pośród spłoszonych spojrzeń.
Początek przypomniał mi taka oto zaobserwowaną scenkę. Przechodziłyśmy z Letnią obok jakiegoś Instytutu-Teologiczno-Bla-Bla. Z prawej strony parkingu nadciągała ku wejściu głównemu wataha dominikanów w białych habitach. Z przeciwnego kierunku zdążało stadko czarno ubranych zakonnic.
OdpowiedzUsuń- Patrz, matka! - wykrzyknęło dzieciątko. - W szachy będą grali!
no proszę. kto wygrał?
UsuńNie patrzyłyśmy - poszłyśmy dalej.
Usuńtrudno. ale dziecko masz z wielką wyobraźnią.
UsuńBa! To dziecko wyprodukowało w swoim życiu więcej stron pisanych, niż jestem w stanie policzyć.
Usuńa efekty gdzieś się uzewnętrzniły?
UsuńWrzuca to na jakiś blog znany raczej w kręgach młodzieżowych. Kiedyś przeczytałam fragment - byłam mile zaskoczona stylem.
Usuńto świetnie. jeśli znany, to tym bardziej.
UsuńAle to chyba dość zamknięty krąg osób o konkretnych zainteresowaniach.
Usuńznaczy sekta. albo klan/loża/plemię/szczep.
UsuńGorzej: studenci!
Usuńale to choroba przejściowa. na ogół.
UsuńNa ogół tak. Jednak niejaki Neron, którego poznałam na uczelni, niewiadomym mi sposobem studiował i studiował (na dziennych!), miał już chyba ze 40 lat i nadal studiował. Może popadł w stan terminalny...
Usuńznalem człowieka, który na politechnice zwiedził wszystkie wydziały po minimum semestrze lub dwóch, a niektóre tak bardzo mu się podobały, że reaktywował się na nich ponownie, kiedy przyszło robić kolejne okrążenie. teraz jest łatwiej, bo powstała instytucja Uniwersytetu Trzeciego Wieku - można popaść w dożywotnią zależność.
UsuńCóż, podobnym nałogowcem jest moja mama. Całe życie przepracowała na uczelniach, a po przejściu na emeryturę natychmiast zapisała się na uniwersytet trzeciego wieku.
Usuńcoś trzeba robić. lepiej to, niż narzekać i żyć życiem sąsiadów
UsuńMoja mama to ani jedno, ani drugie. Nigdy nie narzeka, bo ma na wszystko wywalone, a sąsiadów to nawet nie zna.
Usuńwłaśnie dlatego - że ma inne zajęcie, to nie musi ekscytować się martyrologią sąsiedzką
UsuńRaczej nie o to chodzi.
Usuńnostalgia? wróciła do środowiska, które zna i czuje się w nim na swoim miejscu?
UsuńNie, chodzi mi o sąsiadów. Po prostu mama iw ogóle nasza rodzina nie należymy do tego typu ludzi, którzy podglądają zza firanki albo integrują się z każdym, kto się nawinie.
Usuńtrudno wybierać sąsiadów - to bardzo kosztowne.
Usuńoni po prostu są i już. bez względu na wolę integracji ma się z nimi kontakt