piątek, 21 grudnia 2018

Męska propozycja.


- No więc z tymi dziewicami, to jest tak… – zaczął dość ponuro i zwiesił łeb. Dobrze, że zwiesił i że nie westchnął przy tym, bo pewnie straciłbym fryzurę, może nawet z ciągiem dalszym życiorysu – Po pierwsze dziewictwo jest mocno naciągane, a czasami wręcz szyte grubymi nićmi, co jest tajemnicą poliszynela i trzeba bardzo cynicznego umysłu, żeby mi podtykać towar trzeciej świeżości. Po wtóre, takie menu wymaga naprawdę wyrafinowanych gustów, żeby delektować się posiłkiem, który wrzeszczy w niebogłosy. A po trzecie, kiedy już tak wrzeszczy, to i pachnieć zaczyna w sposób mogący oszołomić żuka gnojarza wizją raju utraconego… I ja mam to jeść? A ty chciałbyś żeby twój obiad zeszczał się ze strachu i miał we włosach kokardkę? I buciki z tworzyw sztucznych, po których zatwardzenie murowane i dwa tygodnie wcale nie ukradkowego, uporczywego wytrzeszczania się na przyrodę? Nawet wiekuiste dęby potrafią w stresie zrzucić na ziemię niesienie widząc, jak krew napływa mi do pyska, gdy świecę tyłkiem lepiej niż sierpniowy księżyc w pełni.

Moja wyobraźnia była zbyt uboga, żeby dorosnąć do widoku posiwiałego od trosk zielonego łba. Kto wie, jak powinna siwieć zieleń? Może jedna z tych dziewic wiedziałaby, gdyby pożyła wystarczająco długo, ja jednak pozbawiony byłem talentu i świat barw wydawał mi się wielkością skończoną. Dysponowałem nazwami dla tego, co w sposób oczywisty oferuje tęcza plus biel i czerń. I szczerze mówiąc – nie zamierzałem zmieniać poziomu mojej ignorancji, gdyż znakomicie czułem się w świecie zdefiniowanym aż tak bogato. Podobno są zwierzęta, którym świat jawi się palecie szarości, lub wcale się nie jawi, gdyż nie zostały napiętnowane przez naturę zmysłem wzroku.

- Z tym skarbem, to kolejne niedopowiedzenie. Złoto? Klejnoty? Wszystko twarde i kanciaste. Jak nie kłuje w boku, to rwie w zadzie, albo skrzydła kaleczy. I te imitacje, podróbki i bezczelne oszustwa rdzewiejące powolnie, aż słodką śliną zarażą przełyk. Metale ciężkie? Rzadkie? Minerały? Co ja się nawdycham, to tylko ja wiem. Czasami mam wrażenie, że płuca zaczną skrzypieć zanim zaczerpną z przestrzeni trochę tej mieszanki, która powoli przestaje przypominać ciało gazowe, a jego lotność jest szyderstwem. Po tej atmosferze z kopca drogocenności można chodzić jak po schodach, a jakoś nie spotkałem nikogo, kto byłby szczęśliwy łażąc po schodach… I to jeszcze własnymi płucami. A kiedy już się jakoś na tej kupie złomu ułożysz, to zawsze coś postanowi sprawdzić, czy niżej nie jest mu wygodniej i toczy się po stosie dzwoniąc i zachęcając kolejne drobiazgi do zsypywania się i o śnie można zapomnieć. To prawie tak, jakby chcieć zasnąć we wnętrzu spiżowego dzwonu, kiedy armia domniemanych talentów muzycznych przyjdzie na pierwszą lekcję z gry na tym instrumencie i pełna zapału represjonuje otoczenie siłą własnego entuzjazmu.

Patrzyłem na poczciwinę i chyba zaczynało we mnie kiełkować współczucie dla tego wielkiego ciała ubranego w pancerz skóry, który wydawał się nieprzemakalny dla natury. Żadne deszcze, mrozy, czy tornada wirujące niczym dziecięce bąki nie wydawały się stanowić zagrożenia. Ba! Nawet uciążliwości komarzego brzęczenia pośród bezkresnej nocy. Najwyraźniej stara, ludowa prawda na wierzch znów się wypchała – gruba skóra, a wnętrze mięciutkie. Tylko patrzeć, jak zaczniemy chlipać. Ja góra dwadzieścia lat, ale on, to pewnie z pięćset…

- I jeszcze to obowiązkowe zianie ogniem i demonstracje siły… To jest okropnie męczące. Krążysz niczym sęp nad padliną, którą ktoś właśnie rozbiera na części składowe. Życie jakoś tak ma, że gromadzi się wokół śmierci. Z szacunku dla jedzenia, żeby się nie zepsuło. A ja muszę jeść zepsute. Zarażone grzechem pierworodnym, wredne, złośliwe i nawet w trakcie konsumpcji potrafiące krzyknąć „obyś się udławił”, zamiast prostolinijnego „smacznego”. A zianie, jest jeszcze gorsze… Żebyś mnie dobrze zrozumiał, to wspomnij, ile trzeba tych roślin strączkowych zeżreć, żeby pośród nieprzystojnego bulgotania wydobyć z siebie kłębełek palnego aromatu? Metan wytworzyć w ilościach śladowych, to każdy głupi potrafi. Osesek ludzki radzi sobie znakomicie, choć nie wiadomo z czego produkuje… chyba z matki… Kiedy jednak trzeba podpalić jakieś miasto, zamczysko, puszczę nieprzebytą, albo ugotować morze, żeby nażreć się zupy rybnej na jakieś sto tysięcy lat z lekkim okładem, to co? A najlepsze jest na koniec… Kiedy już nazbierasz… Nie zrozumiesz, szkoda opowiadać. Podpal sobie dupę, kiedy obłok będzie się wydostawał, wtedy poczujesz namiastkę. A ja mam to robić paszczą… I to własną, a nie kupioną na pchlim targu, czy halloweenowym jarmarku.

Teraz to zasklepiłem się we współczuciu, czując jak skwierczą mi włoski na zapleczu, choć ich obecności wcale tam nie podejrzewałem. Pejzaż zasnuł się melancholią, łzy smocze skrapiały barłóg z wymiętolonych precjozów sztuki jubilerskiej. Widać, że żadnej gospodyni dawno w gnieździe nie było, bo przecież żadna w takim syfie żyć nie dałaby rady. Jakieś ogryzki baranów, czy kozic, niedopałki, po ciężkiej czkawce pijackiej, a z toalety waniało, jakby tam zgnił chlew z dwoma batalionami świń pozostawionych bez pożywienia. Tylko zużytych skarpet na obtłuczonym, kryształowym żyrandolu brakowało, sportowego jeża z butelek w srebrnej misie i niezbyt starannie poukrywanych prezerwatyw z uwięzioną, dogorywającą przyszłością.

- Jaki to rok nadciąga? Świni? Na pewno? No to mnóstwo czasu jeszcze. Baba wybrała mi się na ploteczki. Na koszerne żarcie do Izraela i takie tam… Egzotyki się zachciało. Wzięła trochę szmelcu na siebie, żeby pobrzęczeć zalotnie, albo pochwalić się, a mnie z jajem zostawiła. Ze sto lat pewnie jej nie będzie, bo jak się we trzy zejdą, to pić potrafią ze trzy lata ciurkiem, a potem garderoby, SPA, ploteczki i pożegnania. Kawki, ciasteczka i wystawy plakatów. Nigdy mniej nie było jak osiemdziesiąt. Teraz, to może do jaja zajrzy ciut wcześniej, bo to w końcu pierworodny ma być. Trzęsie się bardziej, niż Feberge nad własnymi cudami. A ja to już nie wiem sam… Zagrzebałem w barłogu, podgrzałem i w zasadzie, to mógłbym wyskoczyć na zwiad. Albo króciutkie wakacje no limit w Pirenejach, albo na Gobi? Niechby i na Majorce, tylko te parasolki z drinków strasznie łaskoczą w przełyku. Póki baby nie ma, możemy gdzieś podgrzać nastroje… Wchodzisz w to?

10 komentarzy:

  1. Witaj, Oko.

    Aż chce się sparafrazować: "bo z dziewicami nigdy nie wie, oj nie wie się..."
    A punkt widzenia i tak zawsze zależy od punktu siedzenia:)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. siedzenie na kupie złomu potrafi skrzywić nawet złociutki charakter. zimno, twardo i brzęczy, że aż ciśnienie skacze...

      Usuń
  2. Smok okropnie jęczący :-) Przerabia rolę ofiary, może troszkę kata :-) Na dłuższą metę maruda i tyle.
    Wszystkiego dobrego Oku, natchnień kompulsywnie spadających z Kosmosu :-) I żeby Ci się chciało i mogło :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chłystek jeden niedojrzały - pewnie pantoflarz...

      Usuń
  3. No faktycznie, w dzisiejszych czasach smok zdechłby z głodu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. miałby wrzody, AIDS, rozstrój żołądka i wiele innych nieskatalogowanych jeszcze chorób.
      i żaden Dratewka nie byłby potrzebny - nawet kożuchy wyszły z mody.

      Usuń
  4. Zwymiotowałam po pierwszym akapicie ...szkoda bo jadłam świetny obiad.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. trzeba było nie czytać przy jedzeniu.
      przepraszać nie mam zamiaru.

      Usuń
  5. Dziewictwo z odzysku to nie dla nas Słowianek, to domena francuskich Muzułmanek. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chyba mnie coś ominęło w kwestii ograniczeń geograficzno-wyznaniowych chirurgii... nazwijmy ją estetyczną(?)
      taki defekt lokalizacyjny? coś jak Polska B? się to ma, albo nie, w zależności od szerokości geograficznej?
      czy czynność odwrotna do rozdziewiczania jest już zdefiniowana w słownikach jakimś słowem wystarczająco eleganckim, żeby z niego korzystać? moja ignorancja peszy mnie i zawstydza.

      Usuń