niedziela, 21 kwietnia 2019

Szowinista?


Obudziłem się ze świeżo naładowanym magazynkiem, a organizm aż krzyczał, żeby postrzelać pełnymi seriami. Choćby do przypadkowych celów. Trzeba było wstać, bo lufa zakończona tłumikiem wycelowana była w niebo i gotów byłbym strącić przelatującą anielicę, jeśli ta zagapiłaby się na tę bezczelną demonstrację siły. Zapakowałem broń w futerał spodni, jednak jej wydźwięk był wciąż jednoznaczny i trudny do ukrycia. Myśliwy ruszający na łowy. Tylko nagonki brak i stada ogarów.

Wyszedłem, a wiatr mnie zrewidował zanim zdążyłem zrobić rozpoznanie w najbliższej okolicy. Trochę głupkowato chichotał przy tym kryjąc twarz w załomach, ale starałem się nie przejmować zanadto i dzielnie udawałem, że ogarniający mnie rumieniec wywołany został chłodem zaułka. Broń niosłem odbezpieczoną i gotową do strzału. Miejska dżungla ucichła w trwodze. Dżungle wiedzą, kiedy złe wchodzi do lasu. Nie wiem skąd, ale wiedzą. Groził mi samozapłon, a w polu rażenia beton i pustka. Nawet dalekie od pełnej sprawności fizycznej jednostki zdążyły czmychnąć przed jednoosobową falangą, a ja zamiast być dumnym z uczynionego wrażenia zasępiłem się.

Aż tak straszny widok prezentuję? Spłoszyłem zarówno doświadczone egzemplarze, którym udało się umknąć niejednej obławie, jak i nieopierzone młokosy? Dziwne… Przeładowałem broń i ukryłem w nogawce, żeby zamaskować zamiary, co nie wzbogaciło przedpola w cele godne choć strzałów ostrzegawczych. Już myślałem, że przyjdzie strzelać na wiwat, albo do martwej natury… Organizm krzyczał, że rozwiązania zastępcze są zbyt ubogie, jakaś przerażona zwierzyna zwiewała wozem strażackim na sygnale kalecząc uszy po kres odporności psychicznej, a ja wciąż brnąłem w dylematy – ukrywać się? Czy postawić na jednoznaczność i obnażyć instynkty bez silenia się na dyplomację?

Na początek postanowiłem zmienić łowisko i tym razem na paluszkach przemieszczałem się w kierunku mateczników... no… może przyszłych mateczników, albo mateczników byłych. W każdym bądź razie przesuwałem się na paluszkach, a tylko ten, kto doświadczył, wie, jak trudno przemieszczać się na paluszkach, kiedy erekcja nie zamierza wystygnąć, tylko eskaluje w ciasnocie dżinsów założonych odruchowo na tak zwaną… Nie, proszę – wolę nie kończyć, ponieważ nawet słowa potrafią mnie ubezwłasnowolnić i postawić przed faktem równie mokrym, co dokonanym. Polowanie trzeba będzie odwołać i znów na kolację bigos myśliwski nic z dziczyzną nie mający wspólnego… ech!

Słońce przedzierało się przez splątane zasieki zamka błyskawicznego w celach absolutnie nieprzewidywalnych – wszak naruszało intymność poniekąd obcego stworzenia, bez nadziei na coś więcej niż platoniczny związek. Co najwyżej tatuaż mogło mi wygrawerować podjudzając pigment do wynurzenia się z głębin skóry tuż pod jej powierzchnię. Pojęcia nie mam, czy dysponując piegami zwiększyłbym szanse sukcesu, ale rozsądek (skąd się wziął we mnie niespodzianie?) szydził, że polowanie z opalaniem posiada część wspólną, nawet dość bogatą, jednak wymaga, aby trofea myśliwskie nabywać po zachodzie słońca w całodobowych delikatesach – ukradkiem, żeby nikt ze znajomych nie dostrzegł, bo wstyd na całą okolicę gwarantowany.

Kiedy w końcu dotarłem na łowisko okazało się, że sezon zaczął się znacznie wcześniej i na mnie nie czekał absolutnie Przegapiłem, albo kalendarz mi stanął… Prężyło się w matecznikach z pół świata, choć część już dumnie wypinała pierś demonstrując domniemane sukcesy. O pokocie mowy co prawda nie było, jednak pierwsza krew się już polała w asyście krwiożerczych istot stojących po obu stronach indywidualnego wyposażenia ofensywnego. Rozpalone do białości koguty prezentowały sztuki walki niezarejestrowane nigdzie poza wioskowymi wspomnieniami przy kufelku w knajpie naprzeciw kościoła, a wokół euforyczny pisk zniewolonych demonstracją testosteronu samiczek i lekko zazdrosnych samców chwilowo kontestujących pełną gamę żeńskiej obecności.

Pod przepaskami broń polerowana długimi nocami dumnie prężyła się w tańcach godowych, głodowych i wojennych udatniej niż na paradach. Przegląd uzbrojenia był zdecydowanie bardziej dyskretny. Wizjery chłodzone trzepotem rzęs i ukryte pod grzywkami, masowały materiał futerałów niedopowiedzeniami tak nieznośnymi, że myśliwi potracili resztki rozumu błądząc w domysłach niczym w ostępach leśnych pustkowi.

Nie byłem sam. Mało tego - stałem się częścią wielkiego, wygłodniałego stada na przednówku, a organizm informował mnie niedwuznacznie, że gdybym wreszcie opróżnił magazyn, to kolejne eszelony wiozą właśnie uzupełnienia i świeże dostawy towaru. Z przekąsem dodał, że zimna woda jest znakomitym rozwiązaniem, lecz najlepiej zastosować ją po fakcie. Krótko mówiąc – uzbrojony byłem po zęby, aż mi uszami pociekło. Chciałem się oddać w niewolę, żeby mnie ktoś rozbroił, jednak nie udało się spotkać ani jednego sapera gotowego przeprowadzić kontrolowaną reakcję łańcuchową, połączoną z eksplozją w terenie wolnym od osób trzecich, czy choćby weryfikację stanu uzbrojenia i sprawności sprzętu. Niechby pobieżną…

Z bronią jądrową żartów już nie ma – pole rażenia urosło do bólu. Jednostek porażonych, nieledwie zgiętych w pół przybywało. Co poniektórzy znieczulali się etanolem ukrytym pod wielobarwnymi nalepkami butelek, inni sięgali po wsparcie biologiczne– wszak bonifraterskim doświadczeniem skażeni wiedzieli, że zioło dać potrafi ulgę i ciału i duszy… Zeszłonocne plemię wyhodowane nadaremnie czekało w magazynku na zrzut, żeby miejsce dać nowym zastępom, a ja zacząłem żałować, że nie poświęciłem chwili czasu anonimowej anielicy, która być może gdzieś tam nade mną poprawiała makijaż, względnie dobierała aureolę pod kolor lakieru do paznokci by przypodobać się Panu.

Ostrożność każe utylizować amunicję raz podjętą z magazynu, co ma zapewnić niezawodność broni, która ponoć i tak raz w roku samopas wystrzelić musi. Westchnąłem – czas opuścić łowisko i zakonserwować broń. Może jutro będzie lepszy dzień. Porażka. Znów nie byłem najostrzejszym nożem w szufladzie – jak lubił mawiać nieżyjący Pratchett. Przyjdzie oswoić się z niepowodzeniem. Może powinienem urodzić sie w alternatywnym świecie, w którym podaż z popytem znajdują się w stanie chociaż względnej równowagi?

Zmierzałem właśnie powrotnym kursem, kiedy na ramieniu poczułem dłoń. Bez wiary zerknąłem na nią. Palce długie, wąskie, ozdobione szponami ostro wypiłowanymi i barwionymi intensywniej niż krew płynąca świeżo rozdartą tętnicą. Serce zatrzymało się na moment, żeby się nastroić dramatycznie i zreferować ciału konieczność natychmiastowej mobilizacji wszelkich dostępnych środków. Zwieracz zapracował na kształt pośladków, gdyż pociągnął za sobą sąsiadujące mięśnie, płuca wypełniły klatkę piersiową imitacją mięśni i przysięgały, że wytrwają dłużej niż przy połowie pereł, żeby tylko umożliwić zrzut materiału biologicznie czynnego – mam nadzieję, że się nie przeterminował ugotowany wielogodzinnym niepowodzeniem.

Obejrzałem się. Blond włosy opadały na piersi ukryte w czeluściach biustonosza, a jego rozmiary… oby nie kłamały więcej niż pięćdziesiąt procent! Dłoń zsunęła się, kiedy wykonywałem obrót i teraz gnana grawitacją zsuwała się ze mnie kierując się… Mój zachwyt rósł, a powietrza ubywało. W głowie zaszumiały ułańskie pieśni, więc szable w dłoń i na szaniec czas wstąpić i proporzec zatknąć mijając rubieże nieśmiałości dziewiczej, choćby owo dziewictwo zdobyte było wielokrotnie i odbijane w nieskończoność…

Coś nieposkromionego we mnie się rozmruczało, gdy ostatnim drgnięciem świadomości zauważyłem rzecz niepojętą… Rozbrajająca mnie istota najwyraźniej była równie zachwycona jak ja, bo przełknęła ślinę… Jabłko adamowe skoczyło nerwowo w górę i w dół ze trzy razy, nim omdlałem.

29 komentarzy:

  1. Piękny opis - malowniczość jednej cząstki natury czy instynktu przetrwania? "Mateczniki"- powalają na kolana. Myśliwy wyruszający na polowanie, zakończone...omdleniem. Niedopowiedzenie czyje to było jabłko adamowe, pozostawia smaczek niedosytu w takim samym stopniu jak znak zapytania :)
    Podoba mi się ten obieg słów w Naturze.
    kasta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. z mateczników jestem równie dumny, co z pełnego magazynka o poranku. dobry humor mnie nie opuszcza. sądzisz, że z jabłuszkiem udało się wprowadzić niedopowiedzenie?

      Usuń
    2. Stereotypowo przypisane jest rodzajowi męskiemu, ale patrząc na to z anatomicznego punktu widzenia...można spoglądać na tą część -nieco inaczej.
      Pełny magazynek-jakby nie patrzeć świadczy o pożądanym stanie instalacji nie tylko.. wodociągowej :)
      kasta

      Usuń
    3. to nie miała być autopromocja, czy "lokowanie produktu" - miałem na myśli wynalazek słowny.

      Usuń
    4. Wynalazek słowny na blogu -jakby nie patrzeć -też jest formą autopromocji- chcianej lub nie, a skoro dzielimy się już słowem ze światem-to...jest to przecież lokowanie produktu/własnej osoby/ hi,hi :)
      kasta

      Usuń
    5. niech i tak będzie. wyprzedaż wyobraźni. tylko tutaj i nie tylko dzisiaj bez ograniczeń można oszaleć w gratisach nie będąc nękanym nadmiernie przez konkurencyjne produkty.

      Usuń
    6. Ha, ha, ha- cóż za wybór -każdy z nas jest jedyny w swoim rodzaju, ale i tak wybieramy to co nam indywidualnie pasuje.
      kasta

      Usuń
    7. lepiej niż w Tesco i Biedronce - otwarte nawet w święta! to się nazywa nachalna reklama.

      Usuń
    8. Ee...nie taka wcale nachalna,przecież można w każdym momencie z tego wyjść /o ile się nie jest uzależnionym/czyli gdy właściwie działa osobisty ośrodek decyzyjny.:)
      kasta

      Usuń
    9. a pewnie, że można. drzwi są otwarte i dla wchodzących, i dla wychodzących. bez różnicy.

      Usuń
  2. Przyznam Ci, że zawsze bawiły mnie te opowieści mężczyzn o porankach. Nie pierwszy raz ktoś o tym pisał publicznie, często w wersji innej niż opowieść, prywatnej, intymnej wręcz. Z tego zrobiła się codzienność, to jak zobaczyć na Face Book u znajomego, zamiast tradycyjnego zdjęcia przedstawiającego śniadanie, opowieść o "nabitym pistolecie". A zdarzało się i to.
    Mateczniki, muszę zapamiętać tę nazwę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zdecydowanie trudniej mi wyobrazić sobie żeńską wersję czegoś w tym stylu.
      jak widzę matecznik robi furorę, a do głowy przyszedł ze względu na dwuznaczność pięknie pasującą do leśnych ostępów i polowania.

      Usuń
    2. Szczerze mówiąc, byłoby trudno o podobne chwile u kobiet. Aczkolwiek nie jest niemożliwe ukazanie intymności porannej w inny sposób. Lecz w formie opowiadania. Fikcji można się spodziewać, publicznych, autentycznych wynurzeń raczej nie, przynajmniej nigdy nie spotkałam.
      Jak już wspomniałam o FB, ostatni raz widziałam wpis pewnego wirtualnego znajomego, w którym chwalił się, że pomimo silnej erekcji i wielkiej ochoty na samozaspokojenie, nie zrobił tego i jest tak dumny z siebie, że musiał się pochwalić całemu światu. Stracił w moich oczach, szczerze mówiąc. Miałam go w znajomych z uwagi na inteligentne i głębokie posty na różne socjologiczne tematy. Moim zdaniem przesadził.

      Usuń
    3. ludzie posuwają się w ekshibicjonizmie coraz dalej - ciekawe, czy istnieje jakakolwiek nieprzekraczana granica.

      Usuń
  3. Potwierdzam, że koniec pozostawił pole do domysłów.
    A tak w ogôle to ów magazynek rządzi męskim światem, to smutne. Nic a nic mi gościa nie żal. Są ciekawsze rzeczy niż poszukiwanie pustego matecznika, aby go szybko (a czėsto byle jak) wypełnić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niech cytadele mateczników pozostaną w dobrym humorze i niezdobyte. ani mi w głowie bronić pozycji niczym Alamo. niech każdy myśli, co uważa. ja jestem zwyczajnie ciekawy dokąd zmierzają popędy. historia zna już przypadki desperacji mateczników wystarczająco niedostępnych, żeby wszelkie inwazje przetrwać. nie kibicuję żadnej ze stron.

      Usuń
    2. No jasne, że istnieją mateczniki na tyle zdesperowane, że udają się do specjalnego banku po naboje. ;) Albo biorą jak leci, co znajdą na ulicy.
      Niemniej jednak twierdzę, że właściciele pistoletów lubią postrzelać na prawo i na lewo często bez specjalnej potrzeby, po tylko, żeby świat nie zapomniał kto tu rządzi. ;)

      Usuń
    3. no tak. na prywatnej strzelnicy...

      Usuń
    4. Sugerujesz, że każdy ma prywatną strzelnicę? Seksiata z ciebie.

      Usuń
    5. Miało być: seksista.

      Usuń
    6. w końcu gdzieś się ta amunicja zużywa... chyba.

      Usuń
  4. No czasem jak tak się puści wodze, napali się i prawie wita się z gąską...może całość spalić na panewce ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. taaa... puszczenie wodzy sprzyja panice i utracie kontroli. ciekawe, czy podobnie działa z drugiej strony.

      Usuń
    2. Absolutnie tak, my tacy sami jesteśmy :-) Wszyscy. No chyba, że niektórzy nie.

      Usuń
    3. w takim razie samice polują jakoś dyskretniej. może to kwestia wrażliwości.

      Usuń
  5. Zastanowiło mnie to omdlenie. Chyba, że chodziło o myśliwego polującego na wdzięki i blond włosy, to wszystko by się zgadzało.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. można stracić oddech, kiedy samica okaże się samcem.

      Usuń
  6. Zmieniłabym tytuł na: "Życie"?
    Tak czy inaczej stawiam najwyższy stopień.:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tytuł, jak tytuł - czasami bardziej udany, a innym razem mniej. treści też są różnej jakości.

      Usuń