- Nie sądzisz Mój Mały, że kamery odwróciły od nas wzrok? - uśmiechnęła się szelmowsko, zupełnie, jakbyśmy w piaskownicy napsocili. We mnie wciąż kipiała krew po tym, co zbyt krótko nazywa się seksem. Przy Ninie przydałoby się słowo mające znacznie więcej liter, żeby choć zbliżyć się do tego kosmosu, jaki właśnie się odbył – więc słuchaj uważnie, bo nie wiem, kiedy pojawi się kolejna okazja, a nie co dzień można urządzać seanse na rzecz tych zakulisowych podglądaczy.
- Czyli – z trudem przełknąłem ślinę – mieliśmy towarzystwo?
- Mały. Jesteś już dużym chłopcem. To oczywiste, że pokój hotelowy jest monitorowany przez Korporację założycielską. Szpiegostwo to dla nich chleb powszedni. Ale nie martw się – oni tu widzieli już nie takie ekscesy. Miejmy nadzieję, że odpuścili. Byłeś całkiem… hmmm… wiarygodny.
- Byłem?
- I owszem – krótko przytaknęła odpalając papierosa – A teraz do brzegu. Na kolacji waż słowa. Najlepiej milcz, i staraj się nie mieć zdziwionej miny, kiedy Morgan będzie insynuował i testował twoją odporność na różne trudne słowa. Na przykład konfident, podwójny agent, szpieg, czy zdrajca.
- Morgan?
- Ten w krawacie, co nas wiózł. I jego szef być może. Dla nich jestem jedną z tajnych agentek. Zapewne właśnie awansowałam, bo przywiozłam im bardzo bogaty transport. Niezaewidencjonowany.
Zakrztusiłem się zupełnie naturalnie. Przywieźliśmy rudę korporacji? Mieliśmy przecież zarobić. Liczyłem, że statek trafi do pirackiego portu, skąd transporty odbiorą rudę do ukrytego azylu, gdzie wydestylują z niej miliony w żywej gotówce. A tu taka konfuzja.
- Mały! - skarciła mnie, sycząc jak żmija – Myśl szybciej! Gdzie najłatwiej ukryć kontrabandę? Oczywiście w brzuchu lewiatana. Morgan nie raz robił lewiznę, a jego szef poci się smalcem na myśl, że mógłby zostać bardzo bogatym szefem Korporacji. Chętnie obejrzałabym ich w zwarciu, kiedy już ładunek zostanie przemielony i puszczony na sita. Ich biznesową erekcję może nawet zobaczysz przy kolacji. Zrobią to. Przepuszczą towar przez maszyny Korporacji, spylą towar fałszując faktury zakupu i zgarną… zgarniemy tyle, ile się da. Nieskazitelne pieniądze. Szef Morgana, ilekroć zostają sam na sam, każe mówić do siebie Kajzer. Że niby cesarz. A Morgan uwielbia być sługą gotowym na każde świństwo. Dobrali się idealnie. Korzystaj z luksusu. Jedz, pij i trzymaj mordeczkę na smyczy. Niech ci jęzor nie odfrunie. Udawaj niemowę.
Jeszcze nie zdążyła się przebrać, kiedy ekran na ścianie pojaśniał od uśmiechu Morgana.
- Gotowi? - świnia! Widział co robiliśmy i jego oczy omiatały nagość Niny bez skrępowania – Kolacja stygnie, a Szef nie lubi zimnych dań, więc pospieszcie się trochę.
Zeszliśmy na parter i prowadzeni przez hotelowego boya do restauracji, której nad drzwiami zabrakło miejsca na gwiazdki. Ekskluzywna, to niedostateczne słowo dla przepychu, jaki ujrzeli wewnątrz. Nina miała rację. Jedzenie było boskie. Żadnych kompromisów. Suto, rozrzutnie i absolutnie ekstrawagancko. Grzech pożerać dzieła sztuki, a każda z potraw warta była uwiecznienia. Szef Morgana bez skrępowania głaskał podwładnego po kolanach, gdy słuchał relacji Niny z wyprawy i zdrady kapitana. Aż zaczął się jąkać na myśl, że cenny ładunek mógł wpaść w niepowołane (czyli nie jego) ręce.
- My… my… myślisz, że dla kkkogo pppracował? - seplenił z emocji, aż kropla śliny plasnęła cicho o nieskazitelny dotąd obrus – mmmogłaś nam go pprze… przekazać, to wyddddusilibyśmy my… mmmy z niego kkomu miał zzzawieźć tttowar. Ttaka bez bez bezczelność!
- Wiesz co zawiera ładunek? - Morgan nie miał kłopotów z klejeniem słów w całość i wpatrywał się we mnie, jakby chciał mi wepchnąć oczy głębiej w oczodoły – FOR-TU-NĘ! Nigdy nie widzieliśmy tak bogatej rudy. Będzie tego więcej? Kiedy możesz dostarczyć?
- Tymczasową wyspę już pochłonął ocean – krótko ucięła Nina – ale możemy poszukać kolejnej. Mały potrafi znaleźć nową. Potrzeba tylko trochę wsparcia, ale chyba jesteście przygotowani na drobną dotację na rzecz zysków?
- Jak dddrobną? – zainteresował się Szef Bez Imienia.
- Kto nie smaruje, nie jedzie – wzruszyła ramionami – przydałby się zaawansowany sprzęt, intymny lokal z lądowiskiem dla dronów, łącznością satelitarną, no i aprowizacja. Plus gotówka. Czyściutka i nie budząca podejrzeń. Powiedzmy – dziewięć zer. Na początek wystarczy.
- Dzi, dzi… dziewięć? Czy ty myślisz dziewczyno, że ograbiliśmy Boga? - Szef ledwie łapał oddech – Pppół miliarda i ani grosza więcej.
- Jeszcze nie dobraliście się do boskiego portfela? - zainteresowała się dla odmiany Nina – Pół miliarda musicie podeprzeć powiedzmy tróojką z przodu. Inaczej nic z tego nie będzie.
- Dddwa i koniec tych targów – zdenerwowany szef ścisnął Morgana za jaja tak mocno, że Morgan poszarzał, ale wciąż się uśmiechał blado.
Nina skinęła głową. I zaraz zrobiło się miło, ciepło i sympatycznie. Nieznane mi stworzenia oddały życie, żeby oszołomić mnie smakiem tonąć w sosach tak wyszukanych, że ich nazwę kucharz wymyśli dopiero pojutrze, kiedy sczołga się z tyłka kucharki. Biznes na gębę, żadnych kwitów, umów, czy przysiąg. Z piratami i szefami to niepotrzebne. Zemsta byłaby zbyt uciążliwa dla oszusta.
- Dasz sobie radę z ludźmi? - Morgan chciał chyba podkreślić, że nadal żyje – Nie domyślają się, że jesteś naszym człowiekiem w ich szeregach? A ten tu? Też jest zdradziecką szmatą?
Uśmiech Morgana rósł, gdy mi na twarz występowała krew. Nina chwyciła mnie za kolano, ale jaj nie sięgała. Gdy uświadomiłem sobie ową szczególną różnicę, uśmiechnąłem się szeroko.
- Nie martw się Morgan. Nina panuje nad wszystkim. Grunt to zachować rozsądek i całe jaja. - nie umiałem się powstrzymać przed drobną uszczypliwością i chyba trafiłem, bo temat umarł.
Do końca wieczoru nie padło już ani słowo na temat biznesu. Dopiero, kiedy wstaliśmy od stołu, by wrócić do apartamentu szef, nie siląc się na udawany szacunek dla kobiety opuszczające towarzystwo wystękał obżarty jak świnia.
- Pppojutrze. Ten sam rachunek, co pppoprzednio? Mmmmorgan zorganizuje rrresztę tę… Ale ttto też dopppiero ppojutrze.
- Biedny Morgan - Nina śmiała się jeszcze, kiedy wchodziliśmy do windy. - Szef będzie go ujeżdżał aż do pppopppopppojutrza. Odda biedak wszystko, czym kałdun napchał. I to z nawiązką. Naprawdę żałuję, że nie możemy zobaczyć tej jazdy!
***
Korporacja jak korporacja, normalka... Ale zaskoczyło mnie, że Bóg śpi na gotówce i że można go obrabować.
OdpowiedzUsuńktoś musi łapę trzymać na pieniądzach, a ciężko o lepszego cerbera.
UsuńCo za prymitywny świat!
OdpowiedzUsuńTo tylko seks, to tylko biznes, to tylko obżarstwo i opilstwo..., czyste wyrachowanie i cynizm.
Żadnej miłości, uczucia i empatii...
Dziadek Bond zginął, a z nim cały romantyzm poszedł w p...u się j...ć- pardon, nie wytrzymałem ciśnienia i rozładowałem parabellum.
przezorny Janek
czyli dobry tekst, skoro dał po zaworach.
UsuńNie oceniam Mistrzów Wyobraźni...
OdpowiedzUsuńprzezorny Janek
nie trzeba - wystarczy, że chciało Ci się doczytać do spodu.
UsuńCzyli miałam rację, nieoczekiwany zwrot akcji nastąpił. Ciekawe, czy odkryją nową wyspę, czy zwieją z kasą.
OdpowiedzUsuńzobaczymy.
Usuń