Wracałem właśnie do domu, dźwigając pod pachą dwa potwornie wyrośnięte pory, kilo cebuli, i spory pęczek włoszczyzny stłamszony gumką. Komplet, w sam raz na rosół.
- No proszę! - sapnął smok, pojawiający się bez zapowiedzi i zaproszenia – pierwszy raz widzę, żeby mięso samo się przyprawiało. Ale chętnie poczekam na rozwój sytuacji, więc kontynuuj mój smaczny przyjacielu.
Wzruszyłem ramionami na tę fantasmagorię i poszliśmy już razem.
- Można? - z czeluści cuchnącej bramy pisnął jakiś tchórz kosmaty – z wami bezpieczniej. Raźniej w gromadzie.
Kiedy smok wzrusza ramionami, widok jest niezapomniany, szczególnie dla tych elementów geografii, które znajdują się zbyt blisko smoczych ramion (jeśli widzisz ramiona, to znak, że jesteś zbyt blisko, jeśli nie, możesz bezpiecznie się dziwić).
Kolejne bramy, ławki, skwery, światła na skrzyżowaniach, cokolwiek… Każdy wyróżnik rzeczywistości zawierający ciało posiadające ciekawość ciągu dalszego owocowało zwiększeniem naszej coraz weselszej i wielce różnorodnej gromadki.
Wszystko skończyłoby się dobrze, gdyby nie zwarty, spięty i raczej sztywny od regulaminów patrol policji, wysłany przez komendanta na ulice, celem ratowania dawno upadłego budżetu. Każden mandat oddalał piekło niewypłacalności, więc był na wagę złotej brzytwy w sam raz dla tonącego.
Patrol, wertując tomiszcza przepisów obowiązujących na dzień „zdarzenia” (albo „incydentu”, jak kto woli) plus nowelizacje, aktualizacje, uzupełnienia, wyjaśnienia i interpretacje potrzebował czasu, żebyśmy wpadli w tryby prawa i zostali zmieleni w nieubłaganych żarnach.
Nielegalne zgromadzenie, dzikie zwierzęta hodowane bez pozwolenia, szczepień i zabezpieczeń plus siedemset dwadzieścia cztery pomniejsze wykroczenia zasługiwało na karę łączną, jednak polubowne rozwiązanie (tzw. datek na podupadający budżet) mógł zastąpić surowiznę kary i osłodzić życie na komisariacie.
- Dwie stówy od łba, po trzy punkty dla prowadzących, po cztery dla chwiejnych, po jednym dla reszty, żeby nie myśleli, że są niewinni i będziemy kwita. To jak? Wołamy kibitki, zatrudniamy Temidę, czy rozliczamy się płynnie w gotowiźnie? A! I proszę się rozejść!
- Rozejść? - wyjąkałem – Ale jak się rozejść przed ślubem?
Jarmuż, jarmuż, jarmuż...
OdpowiedzUsuńZielony spod śniegu i do gara!
Ogon wołowy kupię. Długość nie ma znaczenia.
przezorny Janek
p.s. Liść kapusty włoskiej wrzucić...
przezorny Janek
jak widzę - specjalista od rosołu. Nanie smakuje niewątpliwie.
UsuńTo Nana miesza w garach...
UsuńJa pracuję na zmywaku i wynoszę kości...
przezorny Janek
szkoda. faceci potrafią gotować. może warto zaryzykować zmianę? raz na ruski rok. chociaż - jeśli Wam służy, to może lepiej nic nie zmieniać. lepsze jest wrogiem dobrego. niech się darzy!
UsuńZe wzajemnością!
Usuń12 dorodnych, z lekka przymrożonych zielonek.
Smażone na blasze będą.
Darz bór!
przezorny Janek
Dwa gigantyczne pory? Rewelacja! Do tego jabłuszko, jajeczko, żółty serek, odrobina majonezu i surówka miodzio!
OdpowiedzUsuńo proszę - inspiracja kulinarna. nie wiem, co smok na to, bo on nie wygląda na wege stworzenie.
UsuńJednak surówkę gorąco polecam! Tak smokowi, jak i Tobie.
Usuńsmażony ma maśle por uwielbiam z ryżem.
Usuń