czwartek, 7 grudnia 2023

Mara bez umiaru.

 

    Rozwijam się. Jak fałszywy „Michałek” ze sreberka. Pod spodem… nie. Pod spodem jeszcze nie jestem nagi. Zawsze trzymam w zanadrzu jakieś liberum veto, czy votum separatum, żeby odgrodzić się od zewnętrza choć szczątkowym listkiem figowym. Niech on się rumieni. Po cóż ja miałbym się tego uczyć.


    Listek trochę łaskocze w ten-teges. Niedobrze. Zerkam pod spód – faktycznie, tam głębiej jestem już nagi, ale chwalić się nie ma czym. Każdy ma swoje dno. Za to po spodniej (cieplejszej od reakcji jądrowej) stronie liścia łazi coś. Liszka. Kremowa bardzo i alfabetem morsa na grzbiecie nosi wytatuowany czarny napis OK. I ma futerko. Naturalne, nie farbowane, nie rzeźbione przez stylistę, wizażystę, czy dowolnego innego istę. Istkę, żebym nie był jawnym szowinistkiem.


    Trzeba coś zrobić, bo narzekać, to każdy głupi potrafi. Zasadniczo można wrazić paluch pod spód i pokazać chudzinie, kto tu rządzi, ale karząca ręka jakoś nie ma śmiałości wykazywać się brutalnością o tak wczesnej porze. Boi się odwetu od Wielkiego Stwórcy?


    Nowocześnie, sięgam po telefon, pstrykam zdjęcie, a następnie opcją „znajdź podobne” przeszukuję otchłanie wiedzy. Konsternacja – wyszukiwarka znajduje całe kiście przyrodzeń zdecydowanie lepiej przygotowanych do rozmaitych prac gospodarskich, a o liszkach – niewiele. Powtarzam fotę, z premedytacją koncentrując się na liściu... Dżem figowy z goździkiem... Wreszcie szyderczy komentarz jakiegoś czujnego mózgu SI:


    – Ty idioto, to nie figowy liść, tylko z czeremchy. Gdzieś ty siedział na botanice? W oślej ławce? Wyszedłeś na siusiu?


    Zawstydza mnie twór sztuczny, ale teraz pozyskiwanie wiedzy idzie mi lepiej. Czeremchowe liście uwielbiają ćmy. Namiotniki. Żrąc, rosną, a kiedy już są syte, zaczynają pleść różne takie pajęczyny.


    - Gdyby tak dogadać się z tym maluchem, to może mógłby mi stringi wyszykować lepsze jak z koniakowskiej koronki? Na miarę szyte. Znaczy – plecione. Jak dla gwiazdy porno, czy celebryckiej świty z portali społecznościowych. A kiedy już maluszek dojrzałby do transformacji, mógłby je ozdobić frywolnie rozkładając skrzydełka na tym, co wiecie… taki zalotny pieprzyk, coby pikanterii przybyło.


    Kombinowałem właśnie, w jakim języku dogadywać się z maluchem, kiedy sztuczny jak miód do kupnych ciastek komentator znowu zaczął szkalować moje rozterki:


    - Ciebie, to faktycznie fest przygniotło umysłowo. Z oseskiem chcesz gadać? Chyba gugać, gruchać i mamrotać, ciamkać i seplenić? W świecie onomatopei poszukaj dialogu. Skąd maluch ma znać język techniczny, czy biznesowy? Poza tym, nawet Angole dawno już przestali oficjalnie dzieci do ciężkich robót w kopalniach kierować na edukację, to teraz ty ich miejsce chcesz zająć? Ech! Skończona łajza i despota!


    - No i szlag trafił modne gacie z nitką w tyłku i motylkiem na przedzie, zatkniętym jak galion na galeonie… Szkoda…

5 komentarzy:

  1. Niech się narrator nie martwi. Jeszcze niejedne (sznurkowe) majtki przed nim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w razie czego samemu można upleść. dwie wstążki od kwiatków, czy innych prezentów mikołajkowych - chwila konstrukcyjno-przędliwa i gacie gotowe.

      Usuń
  2. Chyba się przeliczyłam z tym sanatorium?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chyba nie rozumiem. do pani Frau pijesz?

      Usuń
    2. Tak nieśmiało chciałam zapytać : jak turnus mija?

      Usuń