Mawiają, że nieszczęścia parami spadają na nieszczęśników. Gówno prawda. Spadają falami. Stadami, watahami głodnymi i bezwzględnymi.
Trzy dni temu ostatecznie skończyły się jej pieniądze. Często kilka dni przed wypłatą kończyły się jej fundusze, a w ten miesiąc, choć nie była jakoś szczególnie rozrzutna, to jednak postanowiła unowocześnić łazienkę i kupiła sześć ręczników w modnym kolorze indigo. Brzmiał tak dostojnie, z włoska, aż chciało się w nie wycierać nie tylko rączki. Stare wyrzuciła bez namysłu – kto chciałby pupkę pucować starym, kiedy ma się ręczniki indigo? Pupka była zachwycona. Koleżanki z pracy podejrzewały nawet romans żarliwy niczym pożar interioru. A tu taka mała zmiana. Była z siebie dumna. Najlepiej wydane pieniądze na świecie.
- Ever! - jak światowo mawiała jej nieślubna córeczka mieszkająca na ogół u babci, z miłości do domowych pierogów. Tłusta larwa z niej wyrośnie jak nic.
Pomyślała, że dla takich efektów warto pocierpieć kilka dni głodu. Dobrze jej zrobi na boczki, bo jakoś tak… chyba, że to lustro wyokrągla, albo ostre jak żyletki języki koleżanek z pracy.
- Naprawdę ma biodra po mamie?
Matka wprawdzie wsiadając do autobusu od zawsze zajmowała dwa miejsca, ale wiecznie zadowolona z siebie nie przejmowała się smarkaterią i byle pomówieniami. Ale – mamunia nie pracowała w korpo. Tu tyłek mógł mieć katastrofalny wpływ na karierę właścicielki. Więc ten… Pocierpi w milczeniu i zatka pyski tym wszystkim wiedźmom. Kolejna korzyść z ręczników indigo (te biurwy chyba nawet nie wiedziały jak wygląda kolor indigo, bo ukradkiem wertowały strony internetowe – wieśniary!)
Lodówka świeciła dumnym chłodem, jakiś zapomniany ochłap umierał przy tylnej ściance, pojedynczy plasterek szynki zwinął się w zgrabny rulonik, a na żółtym serze zaczynały rosnąć kultury bakterii. Do wypłaty wciąż pozostawały trzy dni. Dałaby radę. Na pewno. Szczególnie, że po zabiegach pielęgnacyjnych i wytarciu pupki nowiutkim ręcznikiem wyglądała tak zachwycająco, że kierownik działu logistyki zechciał ją zaprosić jutro na brancz. A może na kolację? Nie. Na kolację, to chodzą smarkule, którym między biodrami motyle harcują aż do pierwszej ciąży. Ona idzie na służbowy brancz i pasła się będzie lajtowo i niemal bez kalorii. Same eko-cuda. Pozwoli się nakarmić. Ma nadzieję, że ów kierownik nie jest wypasaczem i pozwoli jej poprzestać na kilku tik-takach, kawie z beztłuszczową śmietanką, owsianym ciasteczku i ewentualnie sałacie zroszonej naturalnym jogurtem ze strzępem kurczaka rozgotowanego bez przypraw.
- A wszystko tylko dlatego, że trafiła takie ekskluzywne ręczniki. Szoping ma zalety, jakich prymitywny samiec nie pojmie nigdy! Co tam nigdy! W życiu tego nie pojmie prostaczek!
Zaprosić go do siebie? Oni wszyscy z mety walą do łazienki. Zobaczy ręczniki i będzie stracony. A jak mimo to zechce coś żreć? Nie. Lepiej zaprosi go dopiero po wypłacie, jak kupi łososia, krewetki i trochę zielska. Może krakersy i kawę latte. I czipsy na wypadek, gdyby musiał ruszać brodą bez końca. Tylko nie te z cebulką, czy czosnkiem, bo się porzygam. Takie z boczkiem. Kierownik, to kawał bestii, jemu boczuś nie zaszkodzi na pewno. Ustalone. A jutro na brancz, branczunio. Parę godzin do świtu, jakoś przetrwa. Popatrzy może na jakiś romans i pochlipie, żeby nie słyszeć burczenia pustego brzucha.
Ranek był zwyczajny. Ponieważ nie miała już kawy, ani z czego zrobić śniadanie do pracy, z porannych rutyn został jej szybki prysznic i staranne wytarcie ciała ręcznikiem. Indigo nieodmiennie poprawiało jej humor. Pozwalało zapomnieć. W natchnieniu poszła do lustra w przedpokoju. Rzadko zdobywała się na odwagę, by nago stanąć naprzeciw lustra. Babcina dupa może się przyśnić każdemu. A ona… Wolałaby tego uniknąć, mówiąc najłagodniej. Poszła i patrzyła na siebie mniej krytycznie niż ostatnim razem. Dieta chyba już działa. Co prawda to dopiero drugi dzień, ale z jakim zaangażowaniem ją przechodzi. I nie podjada ani-ani. Dupa mogłaby być mniejsza, jednak na jej piętrze na pewno mieści się w średniej. Jutro może zejdzie nawet poniżej. Warto było. Postanowiła wycałować i utulić ręczniki przed wyjściem.
- Najlepszy zakup ever!
Wbijała się (nie bez kłopotu) w zeszłoroczną kieckę z wyprzedaży, kiedy poczuła…
Miała nie kląć. Naprawdę miała, ale mieliła w zębach tę kurwę tak długo, aż wypłynęła. Wraz ze łzami.
Zamiast wyjść spokojnie jak człowiek i pójść na branczyk z kierownikiem… musiała wrócić do łazienki. Okres zawsze miała nieregularny, ale tym razem to już cholernik przesadził. Pospieszył się prawie dwa tygodnie. I już zniszczył jej bieliznę! Taką na wszelki wypadek „wypaśną”. A to dopiero początek. Łudziła się, że na półkach znajdzie jeszcze wciśnięte w kąt podpaski, ale wiedziała, że to oszukiwanie siebie. Nie miała ani jednej. Indigo wygrało z wszelkimi pozostałymi potrzebami. A przecież nie potnie tych ręczników żeby nimi okręcić… futro z królika w gacie włożyć i niech w ciepełku siedzi? No przecież nie da rady!
Grzebała w szafie bezmyślnie, aż trafiła na szaliki, które miała oddać matce, żeby spruła i wydziergała sweter na zimę dla wnuczki-krowy. Nie ma wyjścia. Mc Gyver nie płakał, tylko działał. Nożyczki w dłoń i torebkę do pełna załadowała pociętymi na paski zaimprowizowanymi podpaskami. I kieckę czarniejszą niż żałoba po Gomułce. Przecież nie odmówi kierownikowi…
Łzy suszył wiatr, gdy z rozmazanym makijażem doganiała sapiąc wściekle autobus, a telefon oczywiście wtedy zaczął drzeć mordę. Nim wsiadła umilkł. Wyszarpnęła z kieszeni narzędzie, kiedy właśnie przyszła wiadomość sms:
- Ubierz się ekstra śliczna. Na branczyku będzie paru dyrków ze swoimi wybrankami i żona vice. Tylko mi się nie spóźnij, bo zrujnujesz nam karierę.
To jest kolejna katastrofa ludzkości.
OdpowiedzUsuńto, czyli co?
UsuńTe wszystkie branczyki (cokolwiek to jest), korporacyjne obyczaje i zwyczajne kurewstwo.
Usuńwolałabyś niezwykłe? fantazje są ok, ale łatwo zapędzić się tam, skąd niewinnym się już nie wróci.
Usuńach! a brancz, to połączenie śniadania i lanczu - brekfast+lancz. Angole są skąpi w słowach, więc wymyślili jedno na porę gdzieś między jednym a drugim. u nas byłoby to chyba drugie śniadanie. albo trzecie, jeśli kto nienażarty
UsuńTo mój kot. Je trzy śniadania. A ja wolę nazywanie rzeczy i zjawisk po polsku.
Usuńi słusznie.
UsuńOko to może i polskie jest, ale Frau Be to chyba szwabskie. :)
OdpowiedzUsuńA jeść trzeba, choćby branczyk. 👍
e tam szwabskie - kobiety uwielbiają się stroić w różnorodne piórka. taka drobna kokieteria.
Usuń