Jeden z nielicznych budynków wyspiarskich wymieniał poranne uprzejmości z kominem elektrociepłowni za pomocą sygnałów dymnych. Dwóch młodych mężczyzn, korzystając z intymnego oświetlenia rywalizowało o wdzięki zziębniętej (broń Boże oziębłej) koleżanki, oferując słowny żar niegasnącej elokwencji na wyłączność. Całą szerokością mostowego chodnika Kozacy wracali z nocnej wyprawy pełnej sukcesów i wojennych łupów, lecz w nienasyceniu knuli już dywersję na kolejną noc pełną wrażeń.
Wiatr usiłował zatrzymać Rzekę w Mieście, lecz ta, wiedziona instynktem, nieustępliwie parła ku morzu. W hotelowej restauracji śniadanie konsumowało wojsko w polowych mundurach jednego kroju, lecz na ramionach mieli plakietki czeskie, amerykańskie i sam nie wiem jakie jeszcze. Wciąż mam nadzieję, że mi się to przywidziało, a wszystkiemu winny wiatr i mroczne mgły znad Rzeki.
"Skąd Litwini wracali? Z nocnej wracali wycieczki". Tak mi się ci Kozacy skojarzyli.
OdpowiedzUsuńi tak to z grubsza jest. choć do frontu ze dwa tysiące kilometrów - niezłe z nich piechury!
Usuń"Karabiny i rusznice powiesili" w szatni. Spotkanie integracyjne i zawieszenie broni jest , chociaż, jak donoszą- na Wschodzie bez zmian.
OdpowiedzUsuńprzezorny Janek
nieustające pasmo sukcesów tak uderzyło im do głowy, że dla wprawy walczą nawet tam, gdzie nie muszą.
Usuń