niedziela, 25 lutego 2018

Bajka weekendowa.


Czas wykałaczką czyścił paznokcie i opierał się o ścianę nonszalancko, kiedy ta, dość rozpaczliwie, zdawała się bronić przed starością i zmurszeniem. Czas najwyraźniej był przyzwyczajony do płochości otoczenia, bo odepchnął się ramieniem lekko, a przecież wystarczająco, żeby ściana stała się kupką gruzu, kompostu… gleby? Zniknęła w tempie odwrotnie proporcjonalnym do poczynań tego hultaja Czasu, który dla odmiany usiadł na ławeczce, żeby proces czyszczenia dokończyć używając kolejnej wykałaczki. Nogę na nogę zarzucił z wdziękiem sugerującym, iż podobną czynność doprowadził rozległymi studiami do perfekcji, której najstarsza arystokracja mogłaby pozazdrościć, dożywotnio ukrywając urazę za pozorowaną, błękitnokrwistą obojętnością.

Calowe, zdrowe deski zapłakały pod naciskiem Czasu, który nie wyglądał na punktową nadmiarowość wektora grawitacji - siedział lekko, swobodnie, nieomal ulotnie i eterycznie. A przecież wstał, zanim skończył z paznokciami, nim ławka bez słowa skargi zapadła się w sobie – na skargi było już bowiem za późno, a mierzwie skarżyć się nie wypada. Zobaczył drzewo i o nie chciał się oprzeć, a co bardziej roztropne ptaki zaczynały już ewakuację, nadwyrężając organizmy, żeby gniazda przenieść gdziekolwiek poza zasięg eleganckiego towarzystwa. Drzewo z nerwów gubiło liście, a kora łuszczyła się usiłując zniechęcić gościa, lecz bezskutecznie. Tylko korniki wznosiły dziękczynne modły i rzeźbiły hieroglif przepowiedni, w podzięce za syte dożywocie.

I wtedy przyleciał Wiatr, który z drzewem flirtował każdego dnia i czasem czesał je frywolnie, czasem pieścił bezwstydnie, a nawet w złości wytarmosił czuprynę i włosów parę skręcił w kłąb. Wiatr, wiadomo, nerwus i o cierpliwości, czy dostojeństwie nawet domniemania być nie mogło, więc polatał wokół chaotycznie macając co w oczy mu zaświeciło mgnieniem, sprawdzając, co się zmieniło od jego poprzedniej wizyty, bo lubił na stare śmieci wracać. No i nie znalazł swojej ściany, na której papierki zawieszał jak ogłoszenia drobnosąsiedzkie, nie znalazł ławki, na której kilku ludziom zaglądał pod ubrania – no i jego ulubione drzewo z którego właśnie ktoś życie wypija…

Czasowi prychnął w twarz wyraźnie zdenerwowany i jak go w ucho nie gwizdnie! Aż mu kartki z kalendarza się posypały, aż stęknął, gdy upuścił zegary z popołudniem świątecznym. Łeb podniósł wreszcie od własnych pazurów i gapi się beznamiętnie, żeby nie powiedzieć tępo. Gapi się, wyrwany z letargu i nawet ubranie na nim kruszało i kapać poczęło kroplami, jak piasku ziarnka ostatnie w klepsydrze, nim na stos przeszłości spadną.

- Siadłbyś na dupie czyścioszku! Ziemia jakoś cię znosi, choć i ona cierpliwość gotowa stracić. Siadaj i nie psuj, skoroś nie budował. A tak w ogóle, to gdzieś ty się tak uświnił?

No. I już go nie było, bo Wiatr urazy nieść nie potrafi długo, a wszystko co znajdzie, ziemi odda i nawet na „dziękuję” czekał nie będzie. Odda bez żalu i skargi. Wszystko. I poleci szukać, czego nie zgubił.

Ale on wraca – Czas nigdy.

12 komentarzy:

  1. Czas, woda i ogień tę mają właściwość, że wszystko w popiół obrócić mogą... wiatr nie lepszy.
    Gdyby można cofnąć czas, mówimy, ale czy naprawdę tego właśnie chcemy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. żeby drugi raz wyjść na głupca - chyba po nic więcej.

      Usuń
  2. Cudny ten dialog wiatru z czasem. Wiatr, jak już wcześniej wspominałam, kocham. Z czasem mam na pieńku, bo miał leczyć rany, a nie uleczył, a poza tym nigdy go nie ma, gdy potrzebuję się wyspać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. rekonwalescencja musi potrwać chyba - daj mu szansę

      Usuń
    2. Przez 11 lat mu dawałam - ile mu jeszcze potrzeba?! Ze spaniem jeszcze dłużej - 25 lat.

      Usuń
    3. co to dla takiego Czasu? mrugnięcie okiem zabiera mu więcej. On chyba starowinka i nie przyzwyczajony do pośpiechu.

      Usuń
  3. Czas ostatnio wyraźnie przyspieszył, nie wiem gdzie tak pędzi, nie nadążam i znów polubiłam wiatr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wyjmij baterie z zegarków i schowaj kalendarz do szuflady.

      Usuń
  4. Witaj, Oko.

    "Świat nie miał początku i nie będzie miał końca. Ruch jest wieczny, tak jak i czas, który go mierzy: pojęcie teraźniejszości zawiera pojęcie przeszłości i przyszłości. Pewne rozważania nasuwają podejrzenie, iż czas albo w ogóle nie istnieje, albo jest pojęciem bardzo mglistym i niewyraźnym. Bo oto jedna jego część przeminęła i już jej nie ma, podczas gdy inna dopiero będzie i jeszcze jej nie ma. Z takich to części składa się wszelki czas. Może się więc wydawać, iż to, co się składa z nieistniejących części, nie może uczestniczyć w bycie."
    (Arystoteles "Fizyka")

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zgrabnie to ujął wielkość składająca się z nieistniejących fragmentów...miął chłop łeb.

      Usuń
  5. Cóż, współcześni fizycy twierdzą, że czas nie istnieje, a jeśli damy trochę czasu Muskowi, to z pewnością udowodni, że możemy sobie podróżować w czasoprzestrzeni w dowolnych kierunkach i wracać do tych przyjemniejszych momentów na osi życia. Mnie czas wkurza, zbytnio się na nim skupiam psując sobie humor.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ode mnie Musk ma bilet otwarty - niech działa i udowadnia. ręce już do oklasków składam, tylko patrzę, żeby się nie wygłupić przed efektem. chociaż może to byłoby potwierdzenie?

      Usuń