niedziela, 7 kwietnia 2019

Komplet.


Przymknęła oczy bez jakichś głębszych myśli. Dopiero wtedy poczuła, że nie wie, jak to jest, że jej wyobraźnia jest zbyt płytka, aby wyobrazić sobie świat bez kolorów i kształtów. Wzięła w rękę szczotkę do włosów i usiłowała ją objąć wyobraźnią dotykając tylko, ale pamięć podrzucała jej nachalnie, że czerwona i plastikowa, a na końcach sterczących z gumy gwoździ są bordowe, plastikowe kulki zapobiegające drapaniu metalem skóry. Otrząsnęła się i otworzyła oczy. To na nic. Za chwilę wyjdzie z łazienki ten, któremu wyobraźnia musi służyć za wzrok. Wyobraźnia uzupełniona jej słowami. Starała się każdego dnia opisać mu każdy szczegół mijanego krajobrazu, sukienki na wystawie, czy psich harców.

Leżała naga, jak leżała za każdym razem od kiedy się poznali. Jej też lekarze nie dawali szans na powrót do sprawności. Obecność niewidomego miała sprawić tylko tyle, żeby mięśnie nie zanikły, żeby nie bolały. Nogi, co jej wyraźnie zakomunikowało konsylium lekarskie, nigdy więcej nie uniosą jej i marzenia o najkrótszym nawet spacerze o własnych siłach może wetknąć pomiędzy pozostałe mrzonki rodzące się w głowie. Cztery lata… Tyle minęło od kiedy wyszła ze szpitala po ostatniej nieskutecznej próbie przywrócenia jej nóg do jakiejkolwiek sprawności. Teraz są pocięte grubymi bliznami powypadkowymi i kolejnymi operacjami, gdy jeszcze się tliła nadzieja. Kiedyś… była z nich dumna i z doskonale skrywanym zadowoleniem dostrzegała jakie robią wrażenie na mężczyznach. Ale od czterech lat nie obejrzał się za nią nikt. Chyba, żeby pośród źle maskowanego politowania podeprzeć własne ego zdrowego organizmu.

Z łazienki dobiegały odgłosy elektrycznej maszynki do golenia i chyba śmiechu. Pewnie znowu stał przed lustrem i wygłupiał się robiąc miny, których nie mógł dostrzec. Był przy tym tak zabawny, że jej ze śmiechu brakowało tchu i bolały ją nadwyrężone mięśnie, jakich u siebie nie podejrzewała. Nawet teraz uśmiechnęła się do siebie wyobrażając sobie te wygłupy. Wygoniła go do łazienki, bo zarost miał twardy, a jej skóra była bardzo delikatna. Dzisiaj miała ochotę na łagodność, więc szorstki niebiesko połyskujący zarost był wykluczony. Czasem ocierał się takim podbródkiem o jej piersi, a one próbowały eksplodować nim zdążył powtórzyć. Nabiegały krwią i skracały jej oddech. Stawała się bezbronna, o co w jego rękach było niezwykle łatwo.

Przypomniała sobie początki, kiedy przychodził taki sztywny i zawodowo skrupulatny masować jej ciało bez najmniejszych erotycznych podtekstów. Tylko bezduszny profesjonalizm, w którym uczuć nie było żadnych. Pamięta, jak poprosiła matkę, żeby poszła, bo przecież niewidomy krzywdy jej nie zrobi, więc może pójść na spacer, czy zakupy i nie martwić się o nią, szczególnie, gdy wszystkie wcześniejsze masaże kończyły się tak samo. Matka, choć z lekkim niepokojem, to jednak zostawiła ich i poszła, gdy tylko się pojawił w pokoju. Nigdy nie chciał nic do picia, czy jedzenia, tylko przystępował do pracy. Lubiła czekać na niego już naga. Fascynowało ją, że jej ciało jest tak bezwstydne, że pożąda tego dotyku nie tylko profilaktycznie, ale erotycznie. Zarumieniła się, kiedy wpadła jej do głowy myśl, że choć nie widział, to musiał poczuć jej ekscytację. Musiał, ale nie zrobił nawet aluzji, ręka mu nie zadrżała, ani brew nie uniosła, gdy przenosił ją z fotela na łóżko do masażu.

Kiedyś wreszcie nie wytrzymała i patrząc mu w niewidzące oczy wyszeptała prośbę, żeby nie kończył masażu na mięśniach ud, tylko dał jej rozkosz. Nie była zakonnicą. Potrzebowała mężczyzny, a jej własne palce nie dawały tego, czego potrzebowała. Jego dłonie były zdecydowanie milej widziane. Mocne, lecz delikatne. I nieprzewidywalne. Uczył jej ciało śpiewu. Czuła się przy nim tak bezpiecznie, że prosiła o więcej i masaże przeciągały się z planowej godziny do dwóch. Trudno było później przed matką udawać, że nic się nie stało, ale matka z premedytacją omijała temat, żeby jej nie peszyć. Pierwszy od wypadku facet, któremu ofiarowała swoją nagość i bezwstyd. Pierwszy, który nie patrzył na nią z politowaniem.

Potem… Wciąż było jej mało i dłonie niewidomego już nie wystarczały. Prosiła, żeby wziął ją jak mężczyzna kobietę, żeby dał jej poczuć ciężar podnieconego ciała odbierający oddech. Chciała go kupić, obrażając tak, że omal nie uciekł. W ostatniej chwili złapała go za ręce i wyżebrała, żeby nie odchodził. Kolejny raz do tematu wróciła dopiero wtedy, kiedy poznali się lepiej. Zostawał wtedy jeszcze dłużej, żeby porozmawiać. Wreszcie pozwolił się poczęstować herbatą, albo ulegał zaproszeniu na kawałek domowego ciasta. Czasem, zaraz po skończonym masażu siadał gdzieś obok nie zważając na jej nagość i rozmawiali dość swobodnie znając swoje ograniczenia, lecz traktując je bez sztuczności, czy zadęcia. Dotykał jej blizn tak często, że oswoił je ze sobą, a ona zapominała o nich wpatrzona w bladoniebieskie, zamglone oczy.

Próbowała przypomnieć sobie które z nich pierwsze zaproponowało wspólny spacer. Pewnie on, bo mimo braku wzroku widział zdecydowanie więcej. Może nawet zbyt wiele. Matka… Nie przyznawała się, ale opieka nad dorosłą kobietą przekraczała jej siły, szczególnie, że wiek i przewlekłe choróbsko podstępnie wyżerało jej witalność od środka. On był silny i bez trudu zniósł ją po schodach korzystając z jej oczu. Poszli. Jadąc na wózku dyrygowała kierunkami i opowiadała mu wszystko, co mijali… Prawie wszystko… A potem spacery stały się codziennością oczekiwaną przez oboje.

Nie opowiedziała mu nic na temat wzroku kobiet, które mijali każdego dnia. I o tym, jak jest piękny. Wysoki, dobrze zbudowany, zadbany jej ręką. Odplamiła go, wyczesała i pilnowała, żeby był eleganckim mężczyzną. Dobrała mu ubrania kierując się kobiecym smakiem. Musiał się podobać. Najdłużej walczyła z grymasem, który wykrzywiał mu piękną, męską twarz pełną charakteru i cierpienia. Nieświadomie wykrzywiał się, jakby szedł pod słońce gryząc cytrynę. Twarz wtedy stawała się asymetryczna i brzydka. Przymknięte oczy i skupienie napinające mięśnie na policzkach i czole oszpecały wizerunek. Napominała go wielokrotnie, żeby nie robił tego więcej, aż przywykł i pozwolił twarzy rozluźnić się. Przy niej rezygnował z laski i nauczył się udawać widzącego, więc obracał głowę w stronę głosów prowadząc dialogi. Nie powiedziała mu, ale pewnie kiedyś usłyszał zawistną uwagę, że taki piękny mężczyzna wziął sobie kalekę… Przemilczał taktownie udając, że nie słyszy, ale ona słyszała. Bolało jak cholera. Szczęściem obcy rzadko kiedy artykułowali myśli na ich temat, zanim nie odeszli daleko.

Zabawne – to ona oświadczyła się jemu i poprosiła, by został na noc. Na każdą noc, nie tylko na tę pierwszą, pełną uniesienia. Prosiła go szeptem, a on niósł ją na rękach do sypialni ostrożnie wyszukując stopami przeszkód. Jej dom znał dość dobrze, jednak nie miał zaufania, czy któraś z mieszkających kobiet nie przestawiła czegoś, by mebel stał się pułapką, o jaką mógłby się potknąć. Kiedy następnego poranka przenosili jego rzeczy z małej, zaniedbanej kawalerki i pakowali skromną garderobę do wspólnej szafy znów poczuła się kobietą. Prawdziwą, pożądaną i przynależną.

Teraz podśpiewywał w łazience błaznując nim przyjdzie do niej. Uzupełniali się znakomicie. W dzień i w nocy. Dwie pokancerowane życiem dusze żyjące w symbiozie. Dwie połówki… człowieka… zmysłów…

2 komentarze:

  1. przeczytałam -po to tu przychodzę ;) - i miałam zacząć pisać co mi tam w duszy zagrało, ale ... przecież Ty w tytule już napisałeś podsumowanie, podsumowanie na początku : komplet.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. każdy jest w jakimś stopniu niepełnosprawny. i poszukuje kogoś, z kim będzie stanowił całość doskonałą.

      Usuń